coryllus coryllus
8683
BLOG

Dlaczego Rosjanie kochają Barbarę Brylską

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 29

 Pamiętacie jeszcze wizytę Ławrowa w Polsce, kiedy to wraz z nim wystąpiła aktorka Barbara Brylska i wygłosiła jakiś dłuższy monolog o miłości i nienawiści? Mi się coś po głowie kołacze. Było tam o tym, że Brylska nie lubi tych, którzy nie kochają Ławrowa. Kiedy patrzę na pana Ławrowa mam ponad 80 procentową pewność, że z kochaniem w jego przypadku sprawa ma się mniej więcej tak, jak w przypadku Fritzla. To znaczy, sądzę że Ławrow dostaje mnóstwo listów od wariatek, które chcą, żeby je związał, a potem tłukł butem po głowie i wołał, że jest Chruszczowem, sypialnia zaś gdzie się to wszystko odbywa to sala posiedzeń Organizacji Narodów Zjednoczonych. Takie skojarzenia uruchamia w mojej głowie ta postać i myślę, że nie jestem tu odosobniony, bo pomijając różne ważne powody, dla których on został tym ministrem, jego wygląd i miny, które robi, musiały także ważyć przy tym wyborze.

Nie dziwi mnie dlatego wystąpienie Brylskiej, emocjonalne i pościelowe, trochę nie a propos wieku tej pani i trochę nie a propos sytuacji. No, ale Brylska ma za sobą doświadczenia zawodowe, których nikt z nas wyobrazić sobie nie potrafi. Myślę, że nie potrafiłby wyobrazić ich sobie nawet ktoś taki jak Daniel Olbrychski. Ona zaś, mimochodem i całkiem za darmo ujawniła nam wtedy istotę relacji międzyludzkich w Rosji, a poprzez obecność na sali Ławrowa także istotę relacji międzypaństwowych.

Najsłynniejszą i najbardziej wzruszającą sceną z udziałem Brylskiej, jaką zna radzieckie kino, była ta, w której aktorka gra na gitarze siedząc przy stole. Obok niej zaś siedzi jakiś zmęczony życiem mężczyzna, który tam przyszedł bo szuka cichej życiowej przystani i tą przystanią jest dlań Brylska właśnie - ucieleśnienie marzeń rosyjskich mężczyzn o kobiecie idealnej. Brylska nie dość, że przygotowała stół, nie dość, że potrafi grać na jakimś instrumencie i śpiewać, co w kulturze rosyjskiej jest szalenie ważne, to jeszcze jest nieźle ubrana jak ta tamte czasy. No i wiadomo, że w planie jest seks. Tak więc ów pan, który tam siedzi i wygląda jak asystent Jeżowa, który właśnie awansował, bo udało mu się zapuszkować i rozstrzelać grupę wrogów ustroju, ma mnóstwo powodów do zadowolenia. Brylska reprezentuje w dodatku typ kobiety poważnej, takiej która nie będzie szydzić, ani robić głupstw, kiedy okaże się, że jej mężczyzna nie jest samodzielnym i odważnym kowbojem, a jedynie nędznym popychadłem, trybem w maszynce do mielenia mięsa, w którą wrzuca się niewinnych ludzi. I to jest właśnie najważniejsze. To jest największa tajemnica Ławrowa i jemu podobnych, a także największa tajemnica kultury i cywilizacji rosyjskiej i radzieckiej. Obce i poważne kobiety powinny stwarzać w domu pozory wolności. Takich pozorów nigdy nie potrafiła zaaranżować kobieta radziecka, ona się bowiem w ogóle nie nadaje do budowania złudzeń. Nie to co Brylska. Z jednym wyjątkiem, mam na myśli żonę Adrieja z książki Szołochowa „Los człowieka”. Kiedy Adriej wstawał rano, z kacem jak dzwon Zygmunta na łbie, jego żona nie robiła mu głupich awantur, nie wrzeszczała, ani nie płakała w kąciku wzorem wielu tamtejszych kobiet wielokrotnie już pobitych do krwi za nieposłuszeństwo. Jego żona odważnie stawiała flaszkę na stole, nalewała wódki do kieliszka i mówiła – Andriej masz klina. No i szczęśliwy bohater, widząc, że go w domu rozumieją nie nadużywał przemocy wobec poślubionej sobie kobiety i miał namiastkę swobody, której nie było ani w fabryce, ani na ulicy, ani w ogóle nigdzie, nawet w jego zlasowanym wódką mózgu. I to właśnie cenił w swojej małżonce najbardziej.

Życie w Związku Radzieckim i w Rosji jelcynowskiej oraz putinowskiej jest słabo zniuansowane, a droga od emocji domowych związanych z gitarą, biodrami kobiet i salcesonem na talerzyku do emocji politycznych jest krótka i żaden człowiek radziecki czy obywatel demokratycznej Rosji nie ma czasu by się przestawić z życia domowego na publiczne. To ostatnie zresztą właściwie nie istnieje. Zasady są jasne i niezmienne od wielu lat. Oni to widzą, wiedzą i są tym zdołowani, jedyne zaś co mogą zrobić to wszczynać awantury. Tym groźniejsze im bliższa im kobieta stawia się i nie ma zamiaru grać na gitarze. Tym mocniej się denerwują im więcej obcych mężczyzn kręci się dookoła domu. Bo o demaskacje najłatwiej kiedy w pomieszczeniu jest jeszcze jakiś obcy facet i on nie pracuje w tym samym resorcie co ten siedzący przy stole z Brylską. Wtedy może dojść do rzeczy strasznych. No bo trzeba coś zrobić i coś powiedzieć, a jeśli tamten ma poważne zamiary to jeszcze walnąć go w mordę. No ale tu się rodzi dylemat. Dom bowiem jest azylem, ale zaraz za drzwiami są te wszystkie rzeczy przed którymi człowiek do domu ucieka. I one mogą wkroczyć niczym towarzysze czekiści, nagle i znienacka w sam środek życia biesiadnego i zażądać dokumentów, ukrytych dolarów, czy czego tam. Mogą nawet zrobić rewizję osobistą Brylskiej. I co wtedy? Wtedy wszystko się rozwiewa jak sen złoty i pozostaje już tylko step, pieśń burłaków nucona przy ognisku, wódka i nadzieja, że świt nigdy nie wstanie.

Nie wkroczą, jestem tego pewien. Za dużo gadają jak na ludzi, którzy mieliby wkroczyć. Popatrzcie na tego gościa co siedzi z Brylską przy stole. Jakiż on jest zniuansowany, jak bardzo się stara dobrze wyglądać i jak chce by mu Brylska wybaczyła wszystkie okropne rzeczy, które były jego udziałem. A najbardziej ten garnitur z bistoru, w który się wystroił na to spotkanie. Pewności jednak, że ona go zaakceptuje nie ma, a pobić jej nie może, bo straci wszystko, drzwi się otworzą i na scenę wjedzie piekło. - Trzeba się cieszyć – myśli nasz bohater – że poza mną nikogo tu nie ma, żadnego mężczyzny.

Nie wkroczą, mówię Wam, żadnej wojny nie będzie.

Wczoraj dostałem ciekawy list od jednej z czytelniczek. Dotyczył on kobiety jeszcze bardziej legendarnej niż Barbara Brylska, kobiety, którą wszyscy znamy z telewizji oraz z ostatnich wystąpień w obronie teatru przed przecweleniem. Chodzi mi o Joannę Szczepkowską. Ponoć w telewizji Szczepkowska powiedziała, że napisała drugą część swoich pamiętników, ale przez ostatnie afery żaden wydawca nie chce się nimi zainteresować. Pani, która do mnie napisała zasugerowała, że ja mógłbym wydać pamiętniki Szczepkowskiej. Pomysł wydał mi się ciekawy, choć nie znam przecież autorki pamiętników, nie wiem jakie ma oczekiwania, ale podejrzewam, że duże, zważywszy na środowisko, które jest jej naturalnym biotopem. Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że Szczepkowska może trochę kokietować. Może nie tak mocno jak Brylska Ławrowa, ale trochę tak. Nie sądzę, by nie było w Polsce wydawcy, który zrezygnowałby z pewnego zarobku. Mnóstwo ludzi sięgnie po te pamiętniki, wystarczy napisać do nich dobry wstęp. Może to zrobić choćby Daniel Olbrychski. I wcale nie musi jechać przy tym na gejów. Potem jakaś promocja w „naszych” mediach i te 10 tysięcy egzemplarzy zawsze uda się sprzedać. Tak więc podejrzewam Szczepkowską o pewną nieszczerość. No, ale tak dla ciekawości zajrzałem do wiki, żeby sprawdzić kim naprawdę jest pani Joanna. I trochę się zdziwiłem. Okazało się, że to jest wnuczka Jana Parandowskiego. Nie to mnie jednak zaskoczyło najbardziej. Otóż Joanna Szczepkowska znalazła się w roku 2010 w sztabie wyborczym Bronisława Komorowskiego. Ponieważ ja w tym samym roku też byłem obecny w sztabie wyborczym, tylko w innym, o wydawaniu książek Joannie Szczepkowskie, nie może być nawet mowy. Tym bardziej, jak powiadam, że podejrzewam ją o pewną nieszczerość. Chętnie za to przeczytam jej pamiętniki kiedy już się ukażą w druku.

No i popatrzcie teraz. Mamy dwie wybitne, dobrze się wielu osobom kojarzące polskie aktorki. Obydwie zrobiły karierę i obydwie mają za sobą jakieś poważne, ciężkie przejścia. Ja nie oceniam ich wyborów i nie mam zamiaru krytykować obydwu pań, chcę tylko zwrócić uwagę na to, jak krótki jest dystans pomiędzy prywatnymi wyborami ludzi, a wielką polityką. Chcę także zwrócić uwagę na to, że pociągi odchodzące ze stacji „Prywatność” do stacji „Wieczorek z Ławrowem” jeżdżą w obie strony z niespotykaną dziś regularnością. Brylska dawno temu podjęła ważną życiową decyzję, a po wielu latach ku zgrozie nas wszystkich stanęła obok tego dziwnego faceta w okularach, by wyznać mu – szczerze czy nie, to nieistotne – miłość. Wystąpienie Szczepkowskiej zakończyło komunizm w Polsce, tak chcą niektórzy, a po latach gang pedałów, zorganizowany lepiej niż urząd towarzysza Jeżowa, wywalił ją na bruk. Czy to nie jest malownicze? „Nie ma żartów z filozofią moja ty Pietrowna Zofio” - jak mówią słowa zapomnianej piosenki. Całość zaś leciała chyba tak:

Raskolnikow wziął siekierę

i uderzył bez przymiarki

w zakłamany łeb lichwiarki

nie ma żartów z filozofią

moja ty Pietrowna Zofio...

 

Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłem. Wojny nie będzie, naprawdę....

 

Od wczoraj na prawdziwie wolnym rynku, czyli na stronie www.coryllus.pl sprzedajemy komiks o Janie Hardym – żołnierzu wyklętym. Cały czas trwa promocja I tomu Baśni jak niedźwiedź. Wyprzedajemy ostatnie egzemplarze książki „Dobrzy księża” autorstwa rodziców Grzegorza Brauna i ostatnie egzemplarze pierwszego numeru „Szkoły nawigatorów”. Zapraszam www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka