coryllus coryllus
6711
BLOG

O propagandowym znaczeniu słowa "ludobójstwo"

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 147

Prowadzimy tego bloga wspólnie już szósty rok i właściwie wszystkie chwyty propagandowo-emocjonalne, którymi się lud klikający miast i wsi posługuje mamy w małym palcu. Dyskutujemy sobie czasem o cybernetyce i manipulacjach o akcjach propagandowych planowanych przez medialnych kapo i innych ciekawych historiach. Sporo czasu poświęciliśmy Zychowiczowi i jego metodzie, która jest chyba najnędzniejszą z możliwych jeśli chodzi o propagandę kierowaną do młodzieży. Słowem niewiele nas już może zaskoczyć. I na to wszystko w salonie pojawia się niejaki Sulima. Kto to jest? Najprościej można by rzec, że to jest sobowtór Elvisa z Bielska Podlaskiego. To moim zdaniem wyczerpuje opis przypadku i właściwie nic nie trzeba dodawać. Poza samym Tomaszem Sulimą jest jednak jeszcze sytuacja i ta, przyznam się, mnie trochę zaskoczyła. Wyjmijmy więc na chwilę Sulimę z towarzyszących mu okoliczności, zostawmy puste miejsce, opiszmy te okoliczności, a następnie wstawmy go tam z powrotem i wtedy zobaczymy jaki piękny puzzel nam wyszedł.

Mamy oto kolejne, świeże całkiem święto żołnierzy niezłomnych, zwanych wyklętymi, święto ogłoszone długo po tak zwanym upadku komunizmu, które dla wielu ludzi jest powodem do radości, dla wielu też oznacza, że na tej ziemi pojawił się przynajmniej cień sprawiedliwości. Dla mnie jak wiecie święto to jest powodem nieustających trosk. Niepokoję się jego oprawą medialną, irytują mnie koszulki z wizerunkami bohaterów i te wszędzie rysowane krzywe głowy wilków. Moim zdaniem ten sztafaż jest narzucony, przygotowany gdzieś przez kogoś i w przyszłości może posłużyć od odwrócenia wektora ocen powojennej partyzantki. Moje intuicję zaś biorą z przekonania, że jak się gdzieś zaczyna handlować na dużą skalę tekstyliami to znaczy, że sprawa ma drugie dno. Kiedy już wszyscy się obłowią na wizerunkach Inki i Łupaszki, można będzie interes zwinąć lub poddać go tak zwanej dyskusji historycznej. Ta dyskusja jak pamiętamy zaczęła się dużo wcześniej, zanim komukolwiek przyśniło się, że w Polsce można ustanowić święto żołnierzy wyklętych. Zaczęła się od filmu o Romualdzie Rajsie „Burym”, który ponoć wymordował i spalił wsie Białoruskie. Ja do wczoraj byłem przekonany, że to prawda, że Bury rzeczywiście tych ludzi pozabijał i oni gdzieś tam leżeli w lesie, w bezimiennych dołach. Od wczoraj jednak nie mam już tej pewności i to nie wcale za sprawą Sulimy Tomasza. Oto nasz kolega Tropiciel zamieścił pod moim wczorajszym wpisem komentarz arcyciekawy, dotyczących ustaleń w tej sprawie. Przeczytajcie go.

Główne wątpliwości tyczą się ekshumacji pomordowanych w lesie furmanów. Oto UB i milicja dokonują tej ekshumacji w roku 1951 i nie informują nikogo z krewnych zabitych o tym fakcie. Zważywszy, że w formacjach tych z pewnością był ktoś miejscowy, kto jeśli nie zaraz to parę lat później mógł puścić tak zwaną farbę, sytuacja ta wydaje się kuriozalna. Kiedy jakaś zbiorowość milczy o zbrodni to powody są zwykle dwa: strach albo współudział. Tutaj ponoć działał strach. Przed kim w roku 1951 czuli strach mieszkańcy białoruskich wsi, że nie upomnieli się o swoich zabitych? Przed UB i milicją, to jest jasne. No, a skoro UB i milicja ukrywała zwłoki przed rodzinami, to znaczy, że funkcjonariusze maczali palce w tym mordzie. Propagandowo tego nie wykorzystano ze względu na lokalny charakter zbrodni. Takie wyjaśnienie się wręcz narzuca. Ponownej ekshumacji dokonano ponoć dopiero w roku 1994. Jeśli tak rzeczywiście było to znaczy, że miejscowe stosuneczki pozaplątywały się tak mocno, że nie było mowy o jakichś demaskacjach i demonstracjach na mogiłach zabitych. Film o Burym powstał w roku 2003, dziewięć lat po drugiej ekshumacji. To jest coś niesamowitego, to ekspresowe tempo w dochodzeniu do prawdy. Tylu miejscowych działaczy białoruskich tam przecież żyło, tylu lokalnych historyków, sam Sokrat Janowicz lansowany przez gazownię siedział w pobliżu i co? I pstro. Cisza. Dzięki staraniom mieszkańców regionu przez osiem lat urząd prezydenta piastował Aleksander Kwaśniewski, premierem był Cimoszewicz, lokalnie rządziły czerwone sitwy podające się za białoruskich nacjonalistów i one także tej kwestii nie podniosły przez te wszystkie lata. Ze strachu przed Cimoszewiczem zapewne. Dlaczego? Moja hipoteza jest następująca, najpierw trzeba było ujawnić Jedwabne i pokazać mordy dzikiej, polskiej tłuszczy, dokonywane na Żydach, dopiero później o swoje mogli upomnieć się Białorusini. Czas ten właśnie nadszedł. Oto mamy bardzo popularną autorkę bestsellerów nazwiskiem Bonda, Katarzyna Bonda. Dziewczę to pochodzi z Hajnówki i ma – jak twierdzi – kłopoty z tożsamością, nie płciową bynajmniej, a narodową. Chodzi o to, że w Hajnówce Polacy są mniejszością i ona nie wie kim jest. No, ja myślę, że ona jest po prostu Białorusinką, ale ogłoszenie tego na skrzydełku, którejkolwiek z jej książek, położyłoby natychmiast cały ten sukces rynkowy, więc lepiej gadać o kłopotach z tożsamością. Pani Bonda wydaje w tym roku książkę zatytułowaną „Okularnik”, która opowiada, a jakże, o morderstwach dokonywanych przez ludzi Burego na prawosławnej ludności Podlasia. Ludobójstwo – bo tak to trzeba nazwać – jakiego Polacy dopuścili się w Jedwabnem podane zostało w sosie naukowym, bo wszak Gross używa tytułu profesorskiego, a ludobójstwo na Białorusinach będzie lansowane przez popową literaturę. Każdemu, prawda, według potrzeb.

Teraz kolej na Sulimę. On się domaga, żeby morderstwa rzekomo dokonane przez Burego nazwać ludobójstwem. To jest pomysł, ze wszech miar słuszny, ale dopiero po tym, jak przeprowadzimy śledztwo w tej sprawie jeszcze raz. Że, co? Że świadkowie wymarli? Nikt już nic nie pamięta, a zeznania w IPN jakoś niedokładnie spisane? No, a myślicie, że po co oni z tym tyle czekali? Kiedy sprawę ktoś zaczął by badać w roku 1994 mogłoby coś wyjść na jaw, ale teraz? Teraz to już tylko Katarzyna Bonda i jej literatura, teraz to już tylko Elvis z Podlasia i jego lans na nieboszczykach, tyle zostaje.

Jak pamiętamy Rzeź Wołyńska nie jest ludobójstwem, jest przygotowaniem gruntu pod powstanie wolnego państwa ukraińskiego. Katyń też nie jest ludobójstwem, jest tylko likwidacją sił wrogich Związkowi Radzieckiemu w warunkach wojennych. Powstanie Warszawskie nie jest ludobójstwem, jest wyskokiem nieodpowiedzialnej soldateski wymierzonym w ludność cywilną. No, a Sulima domaga się, by śmierć furmanów w lesie pod Kleszczelami uznać za ludobójstwo. W dwadzieścia lat po ponownym otwarciu ich mogiły.

Mamy więc dwa źródła tej propagandy, jedno na rynku literatury pop, a drugie na rynku lokalnym. Oba są ze sobą połączone podziemnym kanałem to jasne. Obie narracje nie są rzecz oczywista wymierzone w nas, bo nie z nami takie brunery Elvis, rzecz jest przeznaczona do młodych wrażliwych istot, które uwielbiają roztrząsać moralne dylematy na sucho. Bonda jest tworem policyjnym, podobnie jak reżyser Vega i kilku jeszcze innych autorów. Sulima jest radnym miasta Bielsk Podlaski i animatorem kultury. Ja się za tych animatorów zabiorę w osobnym wpisie, a teraz przyjrzyjmy się metodzie jaką stosuje Sulima, by wywrzeć na ludziach odpowiednie wrażenie. To jest identyczna metoda jak ta, którą pogrywa Zychowicz. Chodzi o to, by opisać z maksymalną dozą perwersji gwałt na młodych, niewinnych kobietach, dla większego efektu można sobie jeszcze rozedrzeć koszulę na piersi w trakcie opisywania i zmierzwić włosy dłonią. Całe szczęście Sulima nie występuje w telewizji, bo moglibyśmy tego nie wytrzymać. Sulimie wydaje się, że osiąga zamierzony efekt, ale musimy go wyprowadzić z błędu. Nie tacy tu już byli. Kolega lestat co roku wrzuca tekst o spalonej przez Niemców na poczcie w Gdańsku dziewczynce, naprawdę niezły, polecam go uwadze pana Sulimy. Myśmy się już zdążyli przyzwyczaić do takich rzeczy i nie robią one na nas wrażenia. Nie robią tym bardziej, że nie wierzymy w szczerość intencji zarówno Sulimy jak i Katarzyny Bondy. Tę ostatnią wypada wręcz uznać za jakąś wsiową idiotkę, a to ze względu na to iż napisała podręcznik pisania bestsellerów kryminalnych, a także w jednym z wywiadów z jej ust wydobyło się zdanie: pisarz najpierw myśli a potem pisze. To nie jest do końca prawda, bo ja na przykład, posiadłem w całkiem zadowalającym stopniu sztukę myślenia w trakcie pisania.

No, ale wracajmy do Sulimy. Oto okolice Bielska Podlaskiego, gdzie przez pięćdziesiąt lat ludzie, w strachu prze leśnymi bandami, boją się mówić o zbrodni dokonanej rzekomo przez Burego i nie szukają mogił swoich pomordowanych bliskich. W tym czasie głosują na Kwaśniewskiego, Cimoszewicza i Millera, ale czynią to – jak twierdzi Sulima – nie z przekonania, nie dlatego, że mają lewicowe poglądy, ale po prostu wybierają mniejsze zło. Ja to podkreślę - Kwaśniewski, Cimoszewicz i Miller to jest mniejsze zło według radnego Sulimy w Bielska Podlaskiego. Po długim i nerwowym oczekiwaniu na śmierć ostatnich świadków zbrodni dokonanej po wojnie, w czasie kiedy Polacy zaczęli wreszcie czcić to swoje dziwne święto, odpala się autorkę Bondę i radnego Sulimę. Jedną na rynku książki, a drugiego na największym prawicowym blogowisku w kraju. Sulima wszystkie notki poświęca żołnierzom niezłomnym i domaga się nazwania zbrodni rzekomo dokonanej przez Burego ludobójstwem. Kolejnym krokiem będzie nakręcenie dwóch filmów, jednego dokumentalnego z Sulimą jako przewodnikiem po miejscach zbrodni i drugiego fabularnego na motywach książki Katarzyny Bondy pod tytułem „Okularnik”. Nie wierzycie? Poczekajcie trochę. Ida dostała Oskara, tamci też chcą coś dostać. Co odpowiednio mniejszego kalibru, może jakąś nagrodę w Gdyni....

Wnioski pozostawiam czytelnikom. Jeśli macie jeszcze coś do dodania, bardzo proszę.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, gdzie dostępny jest już nowy numer „Szkoły nawigatorów”, do sklepu FIOTO MAG przy stacji metra Stokłosy i do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka