coryllus coryllus
1111
BLOG

Książkowy komunizm

coryllus coryllus Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

 Będzie nowa ustawa o książce. Tak twierdzi mój znajomy, który był na ostatnim zebraniu w tej sprawie. Przyszedł minister Gliński i pani Gawin i zamiast jak zwykle wygłosić co tam mają do wygłoszenia i zwiać, siedzieli całe dwie godziny i słuchali oraz wymieniali uwagi. Tak więc nie może być wątpliwości, że nowa ustawa będzie. Ci, którzy są jej przeciwni wołają, że to komunizm, ci którzy są za ustawą wołają, że to sprawiedliwość. Co ja na to? Mnie to w ogóle nie dotyczy, ponieważ nasze wydawnictwo spełnia warunki nawet najbardziej wyśrubowanych ustaw jakie mogą zrodzić się w głowie ministra Glińskiego. O co chodzi z tą ustawą? Żeby nie można było zmniejszać cen książek przez rok od ich publikacji. To jest moim zdaniem wymóg naturalny, oznaka przyzwoitości i czystego sumienia - takie postępowanie - i nie powinno być ono obejmowane ustawą, ale jednak jest. Na rynku książki bowiem rządzą pośrednicy czyli wielkie hurtownie i one narzucają warunki wydawcom, autorom i księgarzom. Dzięki Bogu jest internet i można ich ominąć, ale nie każdy potrafi i chce sprzedawać w sieci. Jak wygląda współpraca z hurtowniami? Mam za sobą poważne doświadczenia w tej kwestii, więc mogą coś niecoś powiedzieć. Hurtownik zabiera wydawcy 55 do 60 procent ceny egzemplarza książki. Potem sprzedaje ją księgarzowi z rabatem 5 procent od ceny detalicznej a resztę zgarnia dla siebie. Jeśli jest do tego jeszcze właścicielem sieci sprzedaży wtedy może cenę obniżyć na samym początku o 30 procent, a i tak zarabia 25 procent ceny detalicznej na egzemplarzu. Te promocje rzekome zaczynają się w zasadzie tuż po premierze, ponieważ hurtowniom zależy, żeby pozbyć się towaru jak najszybciej. Ponieważ jednak wszyscy je urządzają towar i tak leży. Jeśli do tego dodamy propagandową funkcję rynku książki i cały system dotacji dla wybranych tytułów i wybranych autorów to mamy pełny obraz patologii. Gdzie w tym wszystkim miejsce na autora debiutanta? Nie ma takich. Debiutować na polskim rynku mogą jedynie znajomi wydawców, znajomi hurtowników, ale już nie znajomi księgarzy. Cały bowiem rynek jest w zasadzie wymierzony w nich. To na nich się zarabia i ich obarcza się odpowiedzialnością za sprzedaż detaliczną. Tymczasem detalista nie może zrobić nic. Ja się kiedyś wściekłem na księgarzy, że oni nie wykazują żadnej aktywności promocyjnej. No, ale nie mają jak. Towar, który jest dostępny na rynku z istoty, z mojego na przykład punktu widzenia, jest niesprzedawalny. A ja jednak trochę sprzedaję i mam pretensje do znawstwa. Oni zapychają swoje półki tym niesprzedawalnym towarem bo mają podpisaną umowę z hurtownią, a następnie usiłują to ludziom wciskać i jedyne co mogą zrobić, to czekać aż o jednej czy drugiej książce powiedzą coś w telewizji. Tymczasem telewizja w ogóle nie jest medium sprzedażowym, bo czas antenowy jest za drogi, żeby komukolwiek wyjaśnić cokolwiek na temat jakiejkolwiek książki. Można się jedynie wpisać w jakąś propagandową narrację, albo przeciwko nie protestować. To znaczy można być za Kościołem, albo przeciw, za Kaczyńskim albo przeciw, za żołnierzami wyklętymi albo przeciw. To są narzędzia nie nadające się do podnoszenia sprzedaży na detalicznym rynku książki. Próby podnoszenia indywidualnej sprzedaży w poszczególnych punktach za pomocą takich gawęd to wyjmowanie obcęgami rzęsy z oka. Da się to zrobić, ale razem z okiem. Tego się nie wytłumaczy hurtownikom, bo oni dysponują jedynym skutecznym narzędziem promocji – 55 procentowym rabatem. I teraz chodzi o to, żeby oni przez rok wstrzymali się przed obniżaniem cen. To nie jest dużo, naprawdę, jeśli zważymy z jakim zadęciem autorzy promowani dotacjami wprowadzają na rynek swoje tytuły, jak nabzdyczeni są ich wydawcy, kiedy mówią o tych rewelacyjnych tytułach, to nie jest dużo – utrzymanie ceny detalicznej narzucone przez wydawcę przez rok. Można wytrzymać. Hurtownicy jednak protestują, bo im nie zależy ani na dobrych książkach, ani na dobrych autorach, ani w ogóle na niczym poza podpięciem się pod budżety, z których płynie kasa na różne tytuły. Można to zrobić bezpośrednio, albo za pośrednictwem odpowiedniego wydawnictwa. Sytuacja jednak księgarzy i autorów, szczególnie zaś tych dotowanych, bo oni najgłośniej domagają się stałej ceny na książkę, jest dramatyczna. Nie może być bowiem tak, że ktoś jest ogłaszany w mediach jako skończony geniusz, który pisze tak wspaniale, że wszyscy inni mogą mu tylko czyścić buty, a jego książki leżą w witrynach poprzeceniane o 30 procent. Oznacza to bowiem, że obniżenie ceny jest jedynym sposobem na sprzedaż książki. Innego nie ma. On zaś zamiast za geniusza zaczyna być uważany za frajera. Stąd zapewne płyną najsilniejsze naciski na ministra Glińskiego i innych urzędników, którzy zajmują się książką.

Mnie, jak powiadam, to zwisa. Nie obniżam cen książek ani przez rok, ani nawet przez dwa lata, robię czasowe promocje i to w zasadzie wszystko. Czy ustawa o książce uratuje rynek? Na pewno na jakiś czas złagodzi wojny cenowe. Te bowiem są prawdziwą plagą. Hurtownik bierze książki od wydawcy z dużym rabatem, a potem sprzedaje je grubo poniżej ceny detalicznej i jeszcze potrafi nie zapłacić przez rok, albo w ogóle i trzeba go ciągać po sądach. Te zaś działają tak jak działają. Dlatego priorytetem jest zawsze zbudowanie sieci sprzedaży, która nie będzie korzystać z oferty hurtowni, a najlepiej zbudowanie własnej hurtowni z magazynem i zaopatrywanie w unikalny towar wybranych punktów za pomocą przedstawicieli handlowych. Może kiedyś i do tego dojdziemy. Na razie musimy radzić sobie tak jak dotychczas. I tak, dzięki valserowi, jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż dwa lata temu, a da Bóg, za rok, będziemy w jeszcze lepszym.

Myślę, że nowa ustawa o książce załatwi naprawdę niewiele. No, ale trzeba ją wprowadzić, żeby choć trochę księgarń ocalało. Jeśli bowiem nie ma już handlu podręcznikami, który te punkty utrzymywał, a nie ma też rynku prawdziwej książki, one mogą być po prostu pozamykane. I nikt nad nimi nie zapłacze. Zarówno ustawodawca jak i hurtownicy chcą przekonać czytelnika, że rynek to jedynie to, co oni proponują. Stąd księgarnie zamawiają tylko to co jest w hurtowni, z którą podpisali umowę, stąd biblioteki muszą zamawiać książki z rozdzielnika, a instytucje kultury promują tylko wybranych autorów. To jest mechanizm propagandowy, na który oczywiście reagują czytelnicy. Szukają czegoś, wściekają się jeśli nie znajdują, obrażają się i mówią, że rynek za nimi nie nadąża. Nie nadąża, bo jest wprzęgnięty w propagandę. W propagandę państwową, wyjątkowo w naszym dzisiejszym wydaniu nędzną, w propagandę gender i w propagandę antypaństwową, której przedstawicielami są tak zwani pisarze młodego pokolenia. Oni wszyscy chcą się ratować przed potężną siecią pośredników za pomocą tej sztywnej ceny. Krzyż im na drogę. To nie jest nasza droga. Ponieważ czytelnicy są grupą niezwykle zróżnicowaną i nie każdy szuka najtańszego wydania, najgorszego chłamu, a wielu przeciwnie - lubi książkę prawdziwą i zaskakującą, udaje nam się na tym rynku egzystować. A ja jestem przekonany, że wystarczy zmieniać i rozbudowywać ofertę, żeby czytelnika przyciągnąć. Musimy tylko pomyśleć o jakiejś promocji nie polegającej na obniżce cen, o gazetce reklamowej po prostu. Nowa ustawa na pewno pomoże księgarniom. Sieci bowiem nie będą niszczyć małych punktów promocjami 30 procentowymi i wtedy impet tej promocyjno-medialnej fali, która sprzedaje książki gwiazdorów w Empikach dotrze także do tak zwanych zwykłych księgarń. No i oni też sobie zarobią. Czekamy więc, aż ta ustawa wejdzie, ale czekamy ze spokojem i zaciekawieniem. Nas ona nie dotyczy. My mamy swoje sprawy, swoją serię o gospodarce, swoje targi i swoich czytelników, którzy interesują się promowanymi przez nas treściami. Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się wydać pierwszą książkę dla dzieci. Będzie oczywiście ilustrowana. Na razie mamy fantastyczną książkę o handlu wołami, zapraszam.


Przypominam też, że zakończyliśmy już zbiórkę na nasz komiks o Sacco di Roma. Nasze książki są od dziś dostępne w Bielsku Białej, w podcieniach pod zamkiem, w punkcie usługowym Gufuś, ul. Podcienie 13.

Chwilowo, do 8 marca będzie zamknięty sklep FOTO MAG. Pan Michał się przenosi, zmienia lokal i będzie od 8 marca rezydował przy al. Komisji Edukacji Narodowej 85 lok 5A . To jest prawie w tym samym miejscu, ale nie trzeba schodzić po schodkach. Ta sama stacja metra, wszystko takie samo, tylko, że sklep jest na poziomie ulicy.

Przypominam też, że od dziś rozpoczyna się promocja memiksów, oraz Najlepszych kawałków, które dodawane będą za darmo do zamówień powyżej 150 zł – I tom i do zamówień powyżej 250 zł obydwa tomy.


coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura