Oddanie się czynności, która wymaga precyzji i skupienia to najlepszy sposób na nadmiar czasu i na nerwicę. Niestety płótno i farbki przyszły do mnie dopiero wczoraj. Wiadomo, teraz jestem mądrzejsza, bo za parę dni wracam do rzeczywistości, ale może to by była dobra terapia na bezbolesne przetrwanie? Przez te wszystkie dni nie mogłam się na niczym skupić. Niestety nie mam w domu puzzli, mieszkanie jest na tyle małe, że jeden dzień wystarczy, żeby w miarę precyzyjnie je posprzątać, gotowanie też można było celebrować, ale nie da się kroić cebuli przez godzinę. Książka pozwalała mi się oderwać na jakiś czas, jednak czytanie wymaga umysłowego zaangażowania, a niestety myśli szybko mi uciekały gdzieś daleko i co chwilę gubiłam wątek. Do tego byłam cały czas poddenerwowana, bo kompletnie nie wiedzieliśmy o co w tym wszystkim chodzi.
Kto by pomyślał, że takie malowanie po numerach może tak fantastycznie odprężać i jeszcze cieszyć oko. Zdolności w tym zakresie raczej nie mam, ale wystarczy postarać się nie wychodzić poza linię i nagle wyłania się wieża Eiffla. Oczywiście lepiej tego nie robić na kacu, gdy troszkę drży ręka :)
Wczoraj spędziłam nad płótnem cztery godziny bez przerwy. To pierwsza czynność od dłuższego czasu, która mnie tak mocno zaangażowała. Piszę o tym dlatego, bo może ktoś będzie miał ochotę wypróbować ten sposób nie tylko na stworzenie swojego małego dzieła, ale również na oderwanie się od trudów codzienności.
I jak stwierdziła moja siostra: "potrzebujesz teraz kolejnej kwarantanny, żeby to dokończyć " :) Teraz wiem, że z wiedzą, którą mam, inaczej zorganizowałabym sobie ten czas.
Komentarze