zdjęcie własne
zdjęcie własne
MonikaKrzysztof MonikaKrzysztof
1772
BLOG

Koronawirus a gruźlica, czyli dwa tygodnie już za mną i nie wiadomo ile przede mną.

MonikaKrzysztof MonikaKrzysztof Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

Właśnie mija mój drugi tydzień pobytu w szpitalu (o tym jak tu trafiłam pisałam tutaj). Pierwsze dni spędziłam na poznawaniu mojego "nowego domu", poznawaniu ludzi i panujących tu reguł. Drugi tydzień to leczenie chemioterapetykami, co dość mocno mnie osłabiło, ale o tym za chwilę.

Jak wygląda pobyt na oddziale płucno-gruźliczym? Jest smutno. I nie chodzi jedynie o zakaz odwiedzin związany z koronawirusem. Smutni są ludzie, którzy spędzają tu po kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Niektorzy stąd już nie wychodzą. Choroby płuc mają to do siebie, że nie wyleczone do końca lubią wracać ze zdwojoną siłą. Dlatego pacjent nie wyjdzie dopóki nie będzie całkiem zdrowy. Sama niestety nie wiem co mnie czeka i jak długo...

Jak już pisałam w poprzednim poście miałam dość trudne badanie - bronchoskopię. Już sama nazwa nie brzmi zachęcająco i uwierzcie, nie wiem czy wyraziłabym po raz drugi zgodę na włożenie rury do płuc. Plus jest taki, że badanie nie pokazało żadnych nieprawidłowości. Przez pierwszy tydzień lekarze konsultowali mój przypadek i w drugim tygodniu mojego pobytu w szpitalu zdecydowali się na wdrożenie leczenia chemioterapeutykami, czyli lekami na gruźlicę. Obrazowo płuca wyglądają na gruźlicze choć nie mam prątków ani żadnej bakterii. Nie znaleziono jednak innej przyczyny mojego kiepskiego stanu. Poczytałam trochę o tej chorobie i kilka z klasycznych objawów było, czyli:  stany podgorączkowe, kaszel, duszność, ból w klatce piersiowej, osłabienie oraz łatwe męczenie się przy niewielkim wysiłku. Ale skąd tu nagle się wzięła gruźlica? Lekarze twierdzą, że koronawirus mógł na tyle osłabić mój organizm, że nieaktywne bakterie gruźlicy (które podobno ma bardzo wiele osób) uaktywniły się, zaatakowały płuca i doprowadziły mnie do stanu w jakim jestem teraz. Zagadką jest tylko dla mnie to, że nie znaleziono żadnej bakterii, która mogłaby być za to odpowiedzialna.

Niestety dawki leków są ogromne i dość mocno  osłabiają. Pojawiają się też liczne skutki uboczne, ale o tym może innym razem.

Nie będę jednak dyskutować z zaproponowanymi rozwiązaniami, ponieważ jest poprawa. Przynajmniej obrazowa. Po dzisiejszym usg okazało się, że leki wysuszają płyn w płucach, czyli  nie trzeba będzie robić punkcji. Mniej kaszle i robię coraz dłuższe spacery bez zadyszki. Niestety muszę uzbroić się w cierpliwość, bo do całkowitego wyleczenia może być bardzo długa droga.

Blog powstał w maju 2020 r. w związku z 29-dniową kwarantanną spowodowaną zakażeniem koronawirusem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości