franki33 franki33
416
BLOG

Crossem przez ekstraklasę: 22 kolejka

franki33 franki33 Ekstraklasa Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Gdy w 16 minucie komentator Canal Plus Wojciech Jagoda zaczął wygłaszać tyradę o nowym bramkarskim specjaliście ze Słowacji w bramce zabrzan na polskich boiskach, nie wiedział wtedy jeszcze, że już za kilkadziesiąt sekund ten pokaże mu jak bardzo się myli. A że w ciągu następnych 30 minut, ów słowacki specjalista powtórzył swój wyczyn jeszcze dwukrotnie, okazało się, że Zabrzanie wcale nie mają lepszego bramkarza, od tego, którego mieli jesienią. Pogoń generalnie tym meczem pokazała, że wzmocnienia Górnika to jednak piłkarze jakich liga polska widziała już na pęczki, że Michał Koj jest tym samym surowym Michałem Kojem co był wcześniej, a i Żurkowski jest jakiś taki przeciętny. Szczecinianie to poukładana i zbilansowana drużyna, bazująca na dyscyplinie taktycznej i przygotowaniu atletycznym. Pewnie można jeszcze wiele dobrego o nich powiedzieć, ale nie da się z pewnością jednego - tego najważniejszego - że swoją grą są obecnie w stanie urzec jakiegokolwiek neutralnego widza. 

Tylko dyletanci mogli nie widzieć tego, że Fornalik na polu klubowym to zdecydowanie lepszy fachowiec niż Nawałka. Tylko ignoranci mogli przez lata besztać Fornalika, wychwalając przy tym pod niebiosa Nawałkę za pracę w reprezentacji, ignorując zupełnie fakt postępu jakiego w tym czasie dokonali piłkarze w swoich klubach. Pewnie dla Nawałki przez długi czas pracy z kadrą jego stanowczość, ślepa upartość i prymitywna taktyka była sprzymierzeńcem. Nie tym razem jednak. Konsekwentne wystawienie w drugim meczu z rzędu Janickiego i Vujadinovicia już przed pierwszym gwizdkiem zakrawało na dywersję. Od początku meczu do walki o górne piłki po dośrodkowaniach z boku boiska zamiast stoperów zbiegał prawy obrońca Wasielewski. W końcu nie nadążył i Parzyszek rozpoczął dzieło zniszczenia. Jaka była organizacja gry w obronie, jakie role mieli do spełnienia Wasilewski i dwójka stoperów w tym meczu?! To pytania kluczowe, bo to co widzieliśmy jest wręcz niewiarygodne. Za przygotowaniem motorycznym do EURO 2008, 2016, MŚ 2018 oraz Lecha do obecnej rundy stoi jeden człowiek i nazywa się Remigiusz Rzepka. A czy szatnia nadal stoi za Nawałką? Jedna sytuacja z tego meczu wystarczy za komentarz: 86 minuta meczu, Trałka na środku boiska powala chwytem zapaśniczym piłkarza Piasta, kompletnie przy tym niezainteresowany piłką, gdyż cały czas jednocześnie wzrokiem kontrolował pozycję sędziego i z podziękowaniem przyjął od niego żółtą kartkę, która eliminuje go z prestiżowego meczu z Legią. Kto nie wierzy, niech sobie przewinie powtórkę. Trałka to od lat w Poznaniu znany mąciciel w szatni Lecha i jakoś nikt dotąd nie zrobił z tym porządku.

Ponoć po spotkaniu pewien były prezes pewnego klubu mocno nagrzany na posadę prezesa wszystkich prezesów, obecnemu prezesowi Lecha ironicznie zaoferował pomoc. Wał, wała poganiał - jak niegdyś mawiała ulica.

Sobota rozpoczęła się bardzo nudnym spotkaniem w Białymstoku. Dopiero w ostatniej akcji meczu Jaga przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Do zapamiętania pozostają jedynie nożyce Romańczuka. Bardzo długą drogę, zaczynając od klasycznego fizycznego przecinaka, przebył Romańczuk do miejsca w którym jest dzisiaj. Jego oponentom pozostają już tylko żenujące argumenty nie mające nic wspólnego ze sportem na poziomie Furmana.

Bramki i emocje za to można było śmiało obstawiać w ciemno przed rozpoczęciem spotkania Zagłębia Sosnowiec z Arką Gdynią, bo obie drużyny są zbyt słabe nawet na to, żeby być tak nudne jak Jaga, Pogoń czy Piast. I były emocje i bramki. Były zwroty akcji, strzelone i niestrzelone karne. Zabrakło tylko jednego - dobrego meczu. Poczucia bycia świadkiem jakiejś bezładnej kopaniny bowiem, tego wieczoru nie byłaby pewnie w stanie uśmierzyć nie jedna szklanka whisky. Po tym spotkaniu, może zapanować jeszcze większa rozpacz w Poznaniu. Nie tak dawno uznano tam, że Szymon Pawłowski jest już niegodny reprezentowania ich barw. Tymczasem obecnie w Lechu zawodnik grający na jego poziomie, dla poznańskich kibiców jest zjawiskiem od dawna niewidzianym. W Sosnowcu z kolei zatliła się nadzieja, że jeśli w następnej kolejce uda wygrać się w Zabrzu, to sosnowiczanie wrócą do gry w walce o utrzymanie. Jakoś jestem dziwnie spokojny, że tylko na nadziei się skończy.

Pierwszy dobry mecz w tej kolejce miał miejsce dopiero w Kielcach. Mimo bezbramkowego wyniku nawet przypadkowy kibic mógł z dużym zainteresowaniem śledzić dynamiczne akcje do końca w napięciu czekając na to, czy Lechii uda się w końcu przełamać Kielczan, czy może ciągle pozostającej w grze Koronie, mającej w tym meczu również swoje dobre momenty, uda się jedną skuteczną akcją jednak sprawić sensację.

 Flavio Paixao to  piłkarz wokół którego z pewnością po tym meczu nie można przejść obojętnie. Na słowa pochwały zasługuje manewr taktyczny z wycofującym się Portugalczykiem do drugiej linii i wchodzącymi w jego miejsce piłkarzami z głębi pola. Dzięki temu Flavio momentami w swojej grze przypominał Ljuboje z najlepszych czasów gry w Legii (podcinka Flavio do Kubickiego!). Obok genialnych zagrań którymi udowadniał, że jako jeden z nielicznych piłkarzy na naszych boiskach, obdarzony jest magicznym dotknięciem, wykazał się jednak totalną nonszalancją przy karnym i w sytuacjach z 73 i 91 minuty. Bez wątpienia jednak tacy ludzie tej lidze są potrzebni, oni robią show, oni robią widowisko! Na kolejnego lidera Lechii wyrasta jeszcze niedawno wyszydzany przez wszystkich Daniel Łukasik. Prawdziwy rottweiler w środku boiska. Chyba pierwszy dobry mecz w barwach gdańszczan zagrał Konrad Michalak, pokazując w końcu to z czego słynął w Wiśle Płock. O krok od pochwał był też Mladenovic - ale ten zdecydowanie za dużo wije się i jęczy. Niemniej jednak, kto pamięta jego pierwsze występy na polskich boiskach ten przyzna, że w ciągu rocznego pobytu w Lechii postęp zrobił gigantyczny. Lechia w tej kolejce zasadniczo zaprezentowała się jako jedyna drużyna złożona na poszczególnych pozycjach z nieprzypadkowych ludzi, którzy wiedzą czego chcą i są zdeterminowani w dążeniu do osiągnięcia swojego celu. Wrażenia jednak są tylko wrażeniami, bo parodks jest taki, że to nie Lechia w w tej kolejce osiągnęła swój cel, lecz inni.

Zagłębie Lubin odbierając wielokrotnie piłkę już na połowie przeciwnika, oraz strzelając dwie bramki skutecznie obrzydziło grę Miedzi w spotkaniu pomiędzy tymi drużynami i rozstrzygnęło derby w pierwszych 18 minutach. Nikt chyba nie miał już wtedy wątpliwości jak skończy się ta konfrontacja. Nie ma nawet sensu pastwić się nad Kanibołockim. Zrobili to już prawie wszyscy.

Skoro Lechia straciła dwa punkty pomimo świetnej gry, miało być jak zwykle. Legia po beznadziejnej grze po raz kolejny miała nadrobić punkty nad rywalami. Tym razem jednak stało się inaczej. Utarcie nosa warszawskiej bufonadzie cieszy zawsze. Najlepszy obrazek z meczu: w 74 minucie sędzia Lasyk przywołuje będącego już w szatni Remy'ego, anuluje mu drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną - wybuch euforii u piłkarza, w sztabie Legii oraz na trybunach. Euforii, która nie trwała nawet kilku sekund, bo przerodziła się w konsternację oraz wściekłość, gdy okazało się że sędzia anulował drugą żółtą kartkę tylko po to, żeby zaraz pokazać bezpośrednią czerwoną - dodajmy jak najbardziej zasłużoną. Festiwal regularnego chamstwa i zezwierzęcenia jaki po tym zdarzeniu nastąpił, jednak na innych stadionach w Polsce jest niespotykany. Do 80 minuty Legia stworzyła dwie sytuacje powstałe dzięki wygranym pojedynkom biegowym przez Szymańskiego i Vesovicia. Dopiero czerwona kartka zmotywowała warszawskie zmanierowane 'gwiazdki' do gry w piłkę. Po zaciągu bałkańskim przyszedł czas na zaciąg iberyjski. Wszyscy oni tworzą razem jakiś zlepek gości przymuszonych od udziału w armii zaciężnej, bez ładu i składu. Jedyne promyki nadziei dają pojedyncze zagrania Carlitosa i Szymańskiego, ale jak wieść niesie, oni pierwsi przewidziani są do wytransferowania. Jedno prezesowi Mioduskiemu za to trzeba oddać, dla budowania wizerunku warszawskich bufonów, zaangażowanie trenera Sap Pinto było pomysłem wyśmienitym. Cracovia rozpoczęła z impetem i nie miała zamiaru się w tym meczu zatrzymywać. Widać, że Michał Probierz w końcu znalazł właściwe zestrojenie środka pola. Wreszcie należycie przepracowali cały  okres przygotowawczy Damian Dąbrowski i Janusz Gol i oni robią dzisiaj grę dla Cracovii. Po trzęsieniach ziemi, trudnych zakrętach i licznych turbulencjach, z półtorarocznym(!) opóźnieniem - projekt Michał Probierz w Cracovii, chyba w końcu nabiera tempa.

Śląsk Wrocław przegrywając z Wisłą zgłosił swój mocny akces do 'walki o spadek'. Tą bezładną szamotaninę postanowił rozstrzygnąć sędzia Gil z kolegami wysługując się Varem z którym kontaktował się, ku konsternacji wszystkich, za pomocą motoroli. Var po polsku - to kabaret na zupełnie inne opowiadanie. Jaka jest Wisła każdy widzi. Starań Śląska o dobry wynik w tym meczu tymczasem ja nie widziałem. Wbrew temu co sugerują niektórzy twórcy opinii, aby 'za wszelką cenę' dla dobra naszej piłki uratować w Wiśle ekstraklasę - takiej odsłony 'akcji crowdfundingowej' na rzecz Wisły polska piłka nie potrzebuje, bowiem w przeszłości ze wstydem widziała już ich stanowczo zbyt wiele. 

franki33
O mnie franki33

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport