Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
188
BLOG

Pokolenie gier Nawrockiego

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Polityka Obserwuj notkę 4
PIS szykuje się do frontalnego politycznego ataku, by wygrać wybory parlamentarne za dwa lata. Rozejście się, w zgodzie koalicjantów Trzeciej Drogi Hołowni i Kosiniaka-Kamysza można potraktować jako wstęp do negocjacji o zawiązanie z ich partiami zgoła innej koalicji. PIS przed kongresem (jak zwykle) rozesłał ankiety do działaczy z różnymi pytaniami. O wynikach tych ankiet działacze PIS nie są informowani. W ostatniej, podobno, kierownictwo PIS z Nowogrodzkiej pytało o możliwą kooperację z Konfederacją lub PSL. Podobno też formacja Hołowni jest partią zbyt centrującą katolików, żeby współgrała z PIS i Hołownia jest zbyt uczciwy na jakiekolwiek dogadywania się co do wspólnego startu w nowej formacji Zjednoczonej Prawicy. Odświeżonej, odmłodzonej, gdzie nawet 74-letni Prezes wydaje się być młodszy z twarzy i raźniejszy w głosie, gdy adrenalina pompuje mu jeszcze wspomnienie zwycięstwa w wyborach prezydenckich.
Analiza ryzyka co do zawarcia takiego układu na prawej stronie polskiej polityki wskazuje, że na 80% mogą się jednak dogadać i wspólnie wystartować, Konfederacja z PIS lub nawet z PSL-em. Marzeniem Prezesa Kaczyńskiego zapewne było jeszcze bardziej intensywne przejęcie elektoratu z powiatów z małymi miastami i wsiami, niż obecne zasięgi w działaniach PIS, choćby w radach miejskich czy gminnych. Na głosowaniach wyborczych PIS, gdy wybierano prezesa formacji, podobno tylko jeden delegat biorący udział w głosowaniu zagłosował na „nie” i jeszcze do tego „nie” dołączył manifest z wyzwiskami, postponując nie tylko Jarosława Kaczyńskiego, ale też odsądzając od czci i wiary Mariusza Błaszczaka. Na miejscu tego delegata uważałbym z obrażaniem byłego szefa MON i MSWiA, bo ma córkę psycholożkę i jakby mu tak ad hoc zdiagnozowała schizofrenię paranoidalną (zupełnie zdalnie) i wysłała do psychiatry miałby ów delegat pozamiatane. I szukaj wiatru w polu kolejnych apanaży czy udziału w zgromadzeniach formacji PISu.

Zupełnie realna jest komitywa PISu z Konfederacją mimo tego, że Mentzen zarzeka się obecnie, że z PIS-em go nic nie łączy. Gdyby jednak do tego dodać rozmowy Mentzena z prezydentem Andrzejem Dudą w niedawnej kampanii wyborczej, to można się pokusić o stwierdzenie, że coś jest na rzeczy i sam prezydent Duda może z Mentzenem i Bosakiem przygotować jakąś partyjną przystawkę do PIS, która łączyłaby i spadochroniarzy po Solidarnej Polsce, i niedobitki po rozformowaniu się Konfederacji Bosaka, Brauna i Korwina-Mikke (choć ci dwaj ostatni już zdążyli jakąś malusią partyjkę uformować i nawet się z tym po YouTube’ach obnosić).
Na miejscu Mentzena jednak szkoda mi byłoby młodego elektoratu nazywanego dziś „pokoleniem gier”, (od nadużywania życia na gry komputerowe w PC lub poprzez PC online), z taką starannością zgromadzonego na wizytach wyborczych w kampanii prezydenckiej. 

Pokolenie gier uwierzyło „nowym” politykom młodszej generacji, że są w stanie zmienić układ PO-PIS, na inny, lepszy, prężniejszy nie tak zastany przy jednej idei, czy programie z niczym w środku.
Zarzutów w czasie wyborów wobec PIS i Karola Nawrockiego, który te wybory wygrał rzutem na taśmę, było bez liku. Ale jakoś się tak utarło ostatnio w świecie, że narracja rodem z kapelusza Trumpa, sprzedaje się lepiej i pewniej, niż jakiekolwiek uczciwe stawianie spraw i realne szanse na dotrzymanie obietnic składanych przez polityków. W USA niektórzy Trumpa określali stwierdzeniem „ten wariat” – do czasu, aż ktoś z doradców nie wytłumaczył Trumpowi, że Strefa Gazy nie jest miejscem na plażowy kurort wakacyjny, albo nazywali go tchórzem, bo stosując negocjacyjną taktykę – drzwiami w twarz – potem się z niej wycofywał lub o niej zapominał (cła, eksport, współpraca). Ale mimo tych wszystkich epitetów przypinanych prezydentowi USA co chwilę w różnych agencjach prasowych, czy dziennikach na całym świecie, on dalej trzyma ster USA w rękach. Choć osobiście mnie się wydaje, że gdyby dosiadł jakiegokolwiek politycznego konika, to lasso utkane z pomysłów opadło mu poniżej kolan zupełnie bez życia i niczego konkretnego dla USA nie upolowałby in plus.

Paweł Szefernaker, szef kampanii wyborczej PIS-u i koordynator doprowadzający Karola Nawrockiego do zwycięstwa, wykonał nieprawdopodobną robotę i wcisnął się ze swoimi pomysłami w lekką szczelinę wytworzoną w akceptacji politycznej elektoratu pomiędzy hurraoptymizmem z 2023 roku, a opadnięciem skrzydeł w połowie 2025 roku PO-KO. 
Podobno Sejm się wziął wreszcie do roboty i nie narzeka na nie-swojego prezydenta do podpisywania uchwalanych ustaw. Podobno po exposé premiera Donalda Tuska i pomysłach na odchudzenie rządu wszystko zaczęło pruć do przodu, aż kurz z nieużywanych biurek w ministerstwach się unosi i wylata oknami do narodu.
Nawaliła jednak narracja sztabu wyborczego PO i przygotowanie przez nich Rafała Trzaskowskiego do wywiadów, rozmów, wystąpień i debat. Wielu moich rozmówców w małych samorządach podkreślało w rozmowach, że Trzaskowski zbyt często mówił ja, ja zrobiłem, ja z sukcesem stworzyłem itp., cały czas o Warszawie, której na prowincji nikt zwykle nie lubi.
Poza tym samorządy tylko dużych miast głosowały z przewagą na kandydata Platformy. Wyniki w różnych podziałach są dostępne na stronie PKW. Pozostałe, mniejsze, poza małymi wyjątkami dawały fory Nawrockiemu. Przyczyna takiego stanu rzeczy nie leżała tylko w narracji kandydata Platformy, ale też w tym, co robił i mówił Donald Tusk i jego rząd. W prywatnych rozmowach samorządowcy często nazywają Tuska – „Donald zwany premierem”, złośliwie zaznaczając, że polikwidował wiele programów rozpoczętych przez PIS, które były łatwe w obsłudze i sporządzaniu wniosków, ale też na czas wypłacane i potrzebne powiatowym inwestycjom. Nieszczęśliwie dla Trzaskowskiego w czasie kampanii wyborczej prezydenckiej minionego półrocza 2025 i nieszczęśliwie dla przyszłości demokracji PO-KO zlikwidowano program tak oczekiwany budżetowo przez małe miasta i gminy. Do przełomu maja i czerwca 2025, gdzie istniała taka możliwość, dzięki programom wsparcia PIS dwa razy do roku były nabory dla samorządów w bardzo uproszczonym wniosku na podstawowe potrzeby inwestycyjne miast i gmin. W jednym rozdaniu na potrzeby zgłoszone w tych wnioskach rząd dysponował 20 mld złotych w roku, dla ubiegających się o to zasilenie na inwestycje samorządów.

Małe miasto mogło otrzymać np. od 2 do 30 mln złotych na rewitalizację kanalizacji miejskiej, wybudowanie świetlic wiejskich, rewitalizację parków, terenów zielonych, budowę nowych wodociągów lub naprawę starej sieci i pomp, modernizację stacji uzdatniania wody. Wielką zaletą tego programu rządowego PIS było to, że wniosek o takie zasilenie był jednostronny, (słownie składał się z jednej kartki formatu A4) i co najważniejsze – rozliczenie fakturowe wydatkowania pieniędzy przyznanych z tego wniosku przez samorządy było bardzo proste. Natomiast jakiekolwiek programy UE, o które starają się miasta lub gminy są wielostronicowe i sposób rozliczenia jest skomplikowany. A skomplikowanie wydłużało proces przyznawania takich dotacji z UE i samorządy musiały się w danym roku budżetowym obchodzić smakiem. Gminy zrzeszone w większe grupy np. Zrzeszenie Gmin Województwa Lubuskiego, spotykają się cyklicznie (ostatnio w kwietniu 2025), ale miały też obradować poprzez swoich przedstawicieli w Iłowej 2 lipca 2025 (jeszcze brak o tym wzmianek prasowych) organizują się, by poprzez członkowskie przedstawicielstwa zmusić rząd Donalda Tuska do przywrócenia tak prostych wniosków, takich programów. Programów, które zabezpieczały średnie inwestycje w samorządach i pozwalały normalnie funkcjonować firmom budowlanym zatrudniającym do 50 pracowników, które to nie miały szans wygrać żadnego przetargu inwestycyjnego budowy dużych obiektów, autostrad, czy dróg wojewódzkich (naprawa, nowe inwestycje), bo takie zwykle wygrywają wielkie firmy budowlane z kapitałem zagranicznym, z nazw nie będę tu wymieniał.
Obecnie takich programów rządowych nie ma i samorządy musiały zweryfikować po raz kolejny po Nowym Ładzie zapisy budżetowe i obejść się smakiem na kolejny rok.
Z programu rządowego PIS z jednostronicowym wnioskiem i prostym rozliczeniem korzystało mnóstwo gmin. Jeśli jakaś gmina miała inwestycję w postaci rewitalizacji zabytkowego parku, to przy wkładzie własnym 2% dostawała od rządu 98% środków na przeprowadzenie inwestycji, bez kosztów kwalifikowanych jak we wnioskach o dotacje z UE. Samorządowcy podkreślają, że małe firmy nie pójdą na przetargi stumilionowe (100mln), bo przepadną, szkoda zachodu. Taka likwidacja programów rządowych może skutkować pojawieniem się lawinowego bezrobocia w końcu roku 2025 i w pierwszej połowie 2026 roku. Co rząd z tym zrobi, bez uruchomienia takich prostych programów, jak wytłumaczy właścicielom likwidowanych firm budowlanych, że mają czekać, aż coś z tym ruszy rząd, pozostaje w samorządach bez odpowiedzi PO-KO. Dlatego samorządowcy skalkulowali potrzeby przez przyszłe oczekiwane rezultaty. I wyszło im z tych kalkulacji, że jedyne co może zmusić rząd Donalda Tuska do przywrócenia tych programów napędzających PKB krajowe miejskimi i gminnymi inwestycjami, to PIS-owski (z poparciem) kandydat na prezydenta. Jakoś tak sztab wyborczy Platformy zapomniał na dłuższy moment, że ludzie patrzą w przyszłość z optymizmem poprzez posiadane pieniądze i możliwość skorzystania z nich dla siebie lub dla miejsca, w którym mieszkają. Przełożyło się to na niechęć dla PO w czasie głosowania.

Redaktor Miziołek jakiś czas temu w radio Wnet skrytykowała Donalda Tuska, że jego rząd nie ma pomysłów na dalsze rządzenie i stracił słuch społeczny, który kiedyś miał. Łata dziury w starych drogach polityki, ale nie buduje nowych ścieżek. Miał konsultować projekty i tych konsultacji społecznych miało być mnóstwo, a odbyło się tylko kilka i po cichu.
Do dziś też nie zrozumiem jak hasło negatywnie klasyfikujące wyborców Eko lub Vegan poprzez śmianie się przez Mentzena z ludzi pijących sojowe latte, mogło mu przynieść tyle głosów poparcia wśród młodzieży. I z tego sukcesu Tusk i Trzaskowski nie wyciągnęli odpowiednich wniosków.

Bo „Pokolenie Gier” rządzi się swoimi prawami, dyskutuje mniej przez Facebooka, a więcej przez Insta-momenty,(które trzeba oglądać, by wiedzieć, co tak naprawdę młodzież w życiu kręci, nie tylko jako potencjalnych wyborców), przez Tik-Toka (korale Senyszyn, które jednak były za słabe  w komunikacji, by przyciągnąć młodych do Trzaskowskiego) i komunikatory gier online. Dziwiłem się, że pan Trzaskowski nie uświetnił w czasie swojej kampanii wyborczej ogólnopolskiego spotkania graczy gry Minecraft, ani że nikt ze sztabu wyborczego Platformy mu tego, jako pomysłu dotarcia do młodych nie przedstawił do realizacji. Wystarczy spojrzeć jak buduje się marka Doechii, zobaczyć pod jakimi klipami ma najwięcej odsłon, przełożyć to na rynek polski i zrozumieć narrację, potrzeby i marzenia współczesnego młodego, polskiego pokolenia wyborców. Którzy poszli do urn, ale zainteresowani rolkami ze spotkań i prostych komunikatów Mentzena po 15-tej, gdy wracali ze szkół, a on był obecny ze swoim przemówieniem na ich rynku, czy placu, brali czapeczki, zakładali na głowy i skandowali jego nazwisko. Co teraz usiłuje po cichu w rozmowach pre-koalicyjnych wykorzystać PIS, a temat jak zwykle zaspał rząd Platformy i Donald Tusk, jego szef.
I mimo uzyskania wotum zaufania od posłów w Sejmie Donald Tusk nie odzyskał poparcia z 2023 roku dla Trzaskowskiego, zapominając o feed backu do małych gmin i miast, których mieszkańcami wygrywa się prezydenckie wybory kilkuset tysiącami głosów przewagi mogącej stanowić drobny błąd statystyczny, tutaj urastający do grubego błędu taktycznego.
Tusk tracąc słuch społeczny, stracił szansę na urealnienie polityki, a schowanie w głębokiej szafie wszystkich marzeń i postulatów młodych studentów polskich uczelni, które ongiś zbierał Petru z byłej Nowoczesnej, tylko po to by stworzyć wrażenie, że się o nich dba i o nich pamięta, zaowocowało u młodych wyborców przekonaniem, że większość spraw dla nich PO-KO robi pod publiczkę.

Odsyłam sztaby PO do ostatnich badań wśród wyborców w wieku 18-39 lat, czego oczekują od polityków, rządu, koalicji, demokracji. Wnioski z tych badań są zaskakujące.
Trwożnie można stwierdzić, że jest jakaś siła oddolna w Prawicy, jakieś takie wojskowe zdyscyplinowanie, że potrafią przy każdych ostatnich wyborach wygrać lub prawie wygrać, mimo pozbawienia ich (PIS) przez ministra finansów Platformy środków na prowadzenie kampanii, czy środków na polityczne godne życie. Robią co chwilę, w trakcie kampanii wyborczej, cotygodniowe sondaże, ankiety, trzymają rękę na pulsie cały czas, analizują dążenia i cele, nawet bez Pegasusa (:P). A w PO-KO notuje się teraz jakieś kruszące jedność rozwody (Trzecia Droga), jakieś ideowe pęknięcia, jakieś stare pomysły na nowe rozdanie poprzez roszady w ministerstwach, cięcie kosztów, zabieranie prostych rozwiązań na inwestycje w samorządach i ogólną głuchotę na obywatelskie flow.

A wystarczyłoby zapewnić starszym osobom prosty dostęp do lekarzy specjalistów. Poniżej lekko zmodyfikuję pomysł doradców pod przewodnictwem Rafała Brzoski, prezesa InPostu.
1. Przy NFZ powinny powstać centra telefoniczne lub mailingowe, w zależności od możliwości internetowych danego województwa.
2. W momencie pojawienia się w ewuś – systemie świadczeń medycznych - skierowania do lekarza specjalisty danej osoby z pesel i nr telefonu, która na prywatny telefon z podstawowej opieki zdrowotnej otrzymuje już kody recept – koordynator z NFZ wyszukuje w promieniu 50km, a potem 100 km wolne terminy wizyt u lekarzy danej specjalności. Zaznacza w systemie kilka terminów i dzwoni do osoby, która otrzymała kody i skierowanie do lekarza specjalisty.
3. Proponuje tej osobie koordynator najbliższe możliwe terminy u lekarzy danej specjalności w promieniu 50 km od jej miejsca zamieszkania, a potem, gdyby terminy były zbyt odległe w promieniu 100 km. Potem jeszcze proponuje, dwa trzy terminy u lekarzy, do których trzeba dojechać dalej, ale wizyta mogłaby się odbyć w ciągu miesiąca.
4. Osoba, do której dzwoni koordynator wybiera jedną z dat i godzin proponowanych przez koordynatora NFZ. Na dzień przed dostaje z systemu smsa potwierdzającego przez przychodnię lekarza specjalisty termin i godzinę wizyty. W tym czasie może z uzasadnionych powodów z niej zrezygnować zwalniając miejsce dla osoby oczekującej w kolejce na wolną wizytę u lekarza specjalisty.
5. Koordynator NFZ dzwoni do kolejnej osoby, gdy pojawia się skierowanie w systemie do lekarza specjalisty.
Wystarczy tylko z ewuś wyciągnąć dane o liczbie skierowań wystawionych, skierowań zrealizowanych, skierowań niezrealizowanych w podziale na powody niestawienia się pacjenta na umówioną wizytę i odpowiednio stworzyć liczbę koordynatorów, etaty, usprawnienia informatyczne w systemach dotyczących pacjentów w NFZ, a każda emerytka, czy emeryt na widok Donalda Tuska będzie go po rękach całować, że „przyspieszył leczenie i dzwonią do nich z propozycjami wizyt, a nie, że oni sami umęczeni mają biegać i sprawdzać w przychodniach wolne terminy u lekarzy specjalistów”.
Jeśli straciło się elektorat „młody”, trzeba uszczelnić poparcie w elektoracie „starym”. N’est pas?

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka