44 Czterdzieści i Cztery 44 Czterdzieści i Cztery
187
BLOG

Horodniczy: Czarny Bond z fryzurą blond

44 Czterdzieści i Cztery 44 Czterdzieści i Cztery Kultura Obserwuj notkę 0

Tomasz Beksiński w swoim przedśmiertnym felietonie pisał: “Tymczasem XX wiek dogorywa nawet nie skomląc. Nie ma już rozrywek ani sensu życia. Skończyło się kino (filmy durne i wtórne, publiczność chamska i nienażarta). W dodatku następny Bond podobno ma być Murzynem!”. Kiedy wówczas to czytałem, bodajże w miesięczniku “Tylko Rock”, wydawało mi się, że naczelny wampir III RP nieco przesadza. Chociaż ze smutną logiką jego wywodów już wtedy trudno było się nie zgodzić. Wygląda na to, że kolejna, może już ostatnia, odsłona Fin de Siecle’u to najmniej porywające widowisko w dziejach ludzkości. A wydawałoby się, że powinno być na odwrót, w końcu wolność, demokracja, bajeczna technika i komunikacja globalna powinny dopomóc rozkwitowi rozrywek wszelakich.

Dobitnym tego przykładem ostatni Bond “007. Quantum Of Solace”. Agent o twarzy wyposzczonego Andrzeja Gołoty - oczka knura, nieskazitelna muskulatura, niezdradzające przebłysków inteligencji spojrzenie. Bond, który zaprzeczając wszystkim bondowskim dogmatom stał się żałosnym widowiskiem z dominantą scen pościgów, daleko przekraczających możliwości percepcji. Doskonałą, czasem celowo wyolbrzmioną groteskę konstytuującą filmy z Connerym i Moorem zastąpił ton nieznośnego patosu. Celowo nierealni, diaboliczni, dysponujący nieziemską siłą przeciwnicy agenta 007 w produkcjach z lat 70. zostali wyparci przez bohaterów pozornie prawdopodobnych, którzy - o zgrozo - nie planują już zagłady świata tylko jakiś, no, może trochę większy, szwindel. Jest jeszcze gorzej. Bond, który miewał w poszczególnych filmach nie mniej niż tuzin adoratorek, w najnowszej odsłonie ma ich dokładnie jedną i pół. Pół, bo znajomości z drugą nie skonsumował. Do tego żadnych specjalnych gadżetów, a dialogi - w odcinkach np. z Connerym główny motor akcji - zostały zredukowane w “Quantum of Solace” do podstawowej wymiany informacji, w której ze świecą można szukać błyskotliwości czy siarczystego dowcipu.Smutek i nostalgia. Zwłaszcza, że przed rokiem czytaliśmy kontrolowane przecieki prasowe, o tym, że z czasem Bond może zacząć gustować w mężczyznach, a odtwórca głównej roli, Daniel Craig, w wywiadach po premierze ostatniego odcinka sugerował, że po prezydencie elekcie, Baracku Obamie, przyszedł już czas na czarnoskórego agenta 007.Najlepszy polski tłumacz Bondów, Tomasz Beksiński, rozdzierał szaty nad tym faktem prawie 10 lat temu, upatrując w nim czytelnego symptomu upadku cywilizacji. Wydaje się, że miał rację, bo kolejna część przygód agenta Jej Królewskiej Mości otrzymuje świetne recenzje. Pewnie dla zmylenia przeciwnika… przed wprowadzeniem na rynek Bonda pederasty i Bonda Murzyna, którzy ostatecznie zdekonstruują mit szowinistycznego, acz uroczego, agenta.

Marek Horodniczy

Blog redagowany przez zespół Czwórek w składzie: Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Dylewski, Marek Horodniczy, Łukasz Łangowski, Michał Łuczewski, Filip Memches, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura