Mit miłości romantycznej jest jednym z najbardziej szkodliwych społecznie mitów. Jest to wytwór chorej kultury europejskiej, która nie wie co począć zarówno z rozumem, jak też z uczuciami.
Odejście od filozofii klasycznej skutkowało rozdwojeniem europejskiego człowieka. Z jednej strony zostaliśmy z nieokiełznanym rozumem, któremu przyszło szukać własnego samopotwierdzenia poprzez zwycięstwo „sztuki nad naturą”, z drugiej z oderwanymi od rozumu uczuciami, które znalazły uznanie wśród poetów jako antidotum wobec szaleństwa „szkiełka i oka”.
Stąd też wielkie zdziwienie uczniów liceum stale powracającym motywem: irracjonalizm, racjonalizm, romantyzm, pozytywizm, itd... Oprócz typowego dla człowieka rozchwiania winę bez wątpienia ponosi tu niezrównoważona kultura europejska, która nie potrafi odpowiednio oddać sprawiedliwości nierozumnej i rozumnej części duszy człowieka, przez co popada w przesadne uwielbienie jednej z nich, rozumianej jako lekarstwo na drugą.
Wszelkie te procesy są oczywiście odpowiednio przefiltrowane przez filtr tzw. demokracji „późnego kapitalizmu”, w których rację istnienia (stare metafizyczne pojęcie!) ma tylko to, co przyjemne lub korzystne. Współcześnie swoje wysokie znaczenie miłość romantyczna zajmuje przede wszystkim dlatego, że zasadniczo uczucie zakochania jest niewiarygodnie przyjemne. W ogłoszeniach towarzyskich często można przeczytać, że on lub ona (głównie ona) chciałaby się zakochać. Równie częstym motywem odmowy czyichś awansów jest właśnie brak owego zakochania, itd.
Ogólnie, nasza epoka na piedestał stawia uczucia raczej nieziemskie i orgiastyczne, tylko one bowiem uwalniają nas od odpowiedzialności za własne czyny, a jednocześnie dają wrażenie szczęścia, do którego przecież wszyscy dążymy, jak mawiał dziadek Arystoteles. Miłość romantyczna, uczuciowe catharsis, wśród owych uczuć zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce (gdzieś w okolicy narkotyków i przyjemności seksualnych).
Przeciętna polska nastolatka czeka właśnie na coś, co ją pociągnie i sprawi, że będzie „szczęśliwa”. Owo szczęście jest w dużej mierze darem losu i nie wymaga ze strony zainteresowanej żadnego wysiłku. Po prostu przychodzi i odchodzi. Kiedy zaś odejdzie, mówi się: „już Cię nie kocham”.
Marek Przychodzeń
Marek Przychodzen
Utwórz swoją wizytówkę
Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura