„Art. 55a. 1. Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego.....ub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat trzech."
I tyle. Nowelizacja ustawy o IPN.
Władza ustala więc co obywatelowi polskiemu wolno jest powiedzieć a czego powiedzieć nie wolno. Pod groźbą kary. Nawet więzienia.
Jeśli Polak powie coś, co nie będzie wg. władzy prawomyślne, może pójść siedzieć.
Owszem, mnie też wkurzały "polskie obozy koncentracyjne", ale do walki z tą bezmyślnością nie trzeba było prawa karnego i ograniczania wolności słowa.
Zwłaszcza, że podobnych terminów używali przeważnie zagraniczni politycy i media.
Zamiast wprowadzania cenzury i więzienia o wiele lepiej byłoby użyć procesów cywilnych o odszkodowanie.
Sam proponowałem wielokrotnie stworzenie na ten cel funduszu. Przynajmniej "delikwenci" czuliby się zagrożni stratą finansową. Ponieważ procesy, mimo iż często kosztowne, miałyby spore szanse na powodzenie.
Prawo karne może jedynie ukarać nieprawomyślnego rodaka.
Zagraniczni politycy i media mogą się najwyżej uśmiechnąć z politowaniem. Im polska cenzura w żaden sposób nie zagraża.
Za to mają teraz dowód na to, że polskie władze nie cenią wolności słowa i chętnie ograniczają wolności obywatelskie.
Najzabawniejsze jest to, że gdy tylko władza założyła obywatelom obrożę - duża część narodu się z noszenia owej obroży ucieszyła.
