Daimon Frey Daimon Frey
93
BLOG

Rzecz o homoseksualiźmie.

Daimon Frey Daimon Frey Kultura Obserwuj notkę 14

Od czasu do czasu, jak bumerang wraca do mediów dyskusja o prawach homoseksualistów do dziedziczenia majątku po partnerze, adopcji dzieci czy organizowania pochodów ulicami polskich miast. Dyskusja, która nasycona jest całym szeregiem neologizmów do tego stopnia, że staje się niedorzeczna. Radosne słowotwórstwo, które, dodajmy, drastycznie zaciera obraz rzeczywistości, spłyca poszurany temat i nie pozwala dotrzeć do istoty rzeczy.

Dziś homoseksualistów przyjęło się nazywać gejami, a więc ludźmi radosnymi, cieszącymi się. Myślę, że pytanie nasuwa się samoistnie: dlaczego mamy a priori zakładać, że środowisko to cechuje się szczególną skłonnością do przeżywania pozytywnych emocji? Tak dużą, że odnajduje ona swoje odzwierciedlenie w terminie, którym mianują się homoseksualiści. Wszakże nie koreluje to z wykreowaną przez nich rzeczywistością, w której są przez swoją orientację seksualną skrajnie dyskryminowani, obrażani i pozbawieni elementarnych praw człowieka.

Innym błędnie stosowanym sformułowaniem jest „homofobia”. Ten zaszczytny tytuł jest przyznawany już za samo niezgadzanie się z ideologią środowisk homoseksualnych, wskazanie niespójności w argumentacji oponenta. Jednak człon „fobia”(z greckiego phóbos) oznacza lęk, strach przed zjawiskami, osobami, przedmiotami etc. Stąd też z jednej strony argumentacja o braku empatii, chęci zrozumienia homoseksualistów, z drugiej traktowanie adwersarzy jak znerwicowanych, zamkniętych w swoim Ciemngrodzie na peryferiach otwartej, tolerancyjnej Europy półgłówków.

W podobny sposób co fobia przeinaczono znaczenie słowa tolerancja(„szacunek dla cudzych poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych”, cytując słownik języka polskiego). Mechanizm wygląda identycznie, jak w przypadku „homofobii” - uczestnik debaty mający sceptyczne podejście do roszczeń homoseksualistów, natychmiast zostaje okrzyknięty nietolerancyjnym, a więc kimś niebezpiecznym. Argumenty i kulturalny sposób zabierania głosu w debacie nie mają znaczenia. Tolerancja to, wg środowisk homoseksualnych, wyższy poziom rozwoju psychicznego, na który można wspiąć się po przyswojeniu i zaakceptowaniu „wiedzy na temat tożsamości seksualnych i identyfikacji płciowych”(fundamentalny cel Fundacji „Kultura dla Tolerancji”).

Jednak największe zadanie stało dopiero przed krzewicielami tolerancji. Należało bowiem przedefiniować wiele terminów, odnoszących się do instytucji rodziny i dziedzin prawa, tak, by były one zgodne z głoszoną przez nich ideologią. Najcelniej proces ten ujął prof. Ryszard Legutko w swojej książce „Raj przywrócony”: ”Żądania [homoseksualistów – przyp.] te spotkały się z przychylnością, ponieważ uznano, iż ich spełnienie wynika z obowiązujących w dzisiejszych społeczeństwach standardów równości praw [...]. Argument ten jest w sposób oczywisty absurdalny. Prawa wchodzenia w związki małżeńskie posiadali wyłącznie ci, którzy spełniali kryteria małżeństwa. Jeśli zmienimy definicję małżeństwa – włączając w nie również związek dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet – to nie jest to żadne zrównanie praw, lecz arbitralny eksperyment społeczny umożliwiony przez arbitralną zmianę znaczenia pojęć. Można przedefiniować małżeństwo w ten sposób, iż będzie obejmowało rodzeństwo i głośno domagać się zakończenia szykanowania takich par anachronicznym i jawnie dyskryminującym zakazem kazirodztwa. Można przedefiniować grę w szachy w ten sposób, iż będzie ona obejmowała tłuczenie się przez graczy pałkami po głowach , a następnie krzyczeć w oburzeniu, że w niektórych środowiskach dyskwalifikuje się szachistów, którzy podobnym praktykom się oddają. Można robić wiele podobnych rzeczy, lecz wszystko to są zabiegi groteskowe.”

Odnoszę wrażenie, że dzisiaj Zachód toczy głęboka schizofrenia, choć na jej powierzchni unoszą się szlachetne idee wolności i tolerancji. Przypadłość ta znajduje swój wyraz w arbitralnym podziale swobód obywatelskich. Z jednej strony nagina się prawo dla homoseksualistów poprzez dopuszczenie do zawierania związków małżeńskich, adopcji dzieci, możliwości organizowania kontrowersyjnych, często gorszących parad, z drugiej zmniejsza się przestrzeń dla ludzi wierzących, religijność sprowadza się do sfery osobistej. Paradoksalnie nikogo nie gorszy tłum półnagich mężczyzn, pozorujący stosunek płciowy na ulicach miasta. Niesmak i oburzenie przychodzi wówczas, gdy Benedykt XVI broni Kościoła na Wyspach Brytyjskich przed wprowadzeniem prawa o zakazie odrzucania kandydatur na stanowiska parafialne osób o orientacji homoseksualnej.

Dziś publiczne wyznanie o swoich preferencjach seksualnych jest traktowane ze szczególną atencją. Na infamię zasługują natomiast ci, którzy dopuszczają się choćby wspomnienia o swojej religii, jak np. irlandzka nauczycielka, która została zwolniona z pracy i oskarżona o naruszanie wolności osobistej dziecka leżącego w szpitalu, jednego z jej wychowanków, do którego miała powiedzieć, że będzie się za niego modlić. Stanowiska nie utrzymał hiszpański sędzia rodzinny, którego przewinieniem było zasiegnięcie opinii psychologicznej ws. dziecka, które miało trafić pod opiekę lesbijek.

Warto jednak przebić się przez tą sztuczną narrację i dostrzec znacznie poważniejsze problemy związane z propagowaniem homoseksualizmu wśród społeczeństwa. Moje duże wątpliwości, często kategoryczny sprzeciw, budzi promowana edukacja seksualna, której elementem jest wiedza o mniejszościach seksualnych. Między fachowymi sformułowaniami, jak „prawo dzieci do informacji”, „poprawa jakości życia seksualnego” czy „szacunku dla młodych ludzi i ich decyzji” a rzeczywistą materią zainteresowania i intencjami istnieje przepaść. Otóż jednym z pryncypiów edukacji seksualnej, jak wskazuje Stefan Timmermanns, homoseksualista, jest relatywizacja spojrzenia na płciowość i orientację seksualną człowieka, traktowanie kategorii podziału ludzi na kobiety i mężczyzny oraz ich ról w społeczeństwach jako sztuczny:”...Prawdziwe równouprawinienie można osiągnąć tylko wtedy, kiedy mechanizm dyskryminacji zostanie podcięty u korzeni. W odniesieniu do dyskryminacji ze względu na orientację seksualną oznacza to, że znaczenie płci musi zostać zepchnięte na plan dalszy [...]. Taka zmiana perspektywy musi się dodatkowo wiązać z relatywizacją kategorii dotyczących orientacji seksualnej oraz kategorii dotyczących płci. Ponieważ pozorna jednoznaczność skontruowanych systemów, dzielących ludzi na »mężczyzn« i »kobiety« [...] stanowi podstawę dla myślenia dwubiegunowego [...]. W ostatecznej konsekwencji taka perspektywa prowadzi do wprowadzania moralnego podziału na to, co »dobre« i to, co »złe«”*. Teoria Timmermannsa wymaga odcięcia się od wielowiekowego sposobu postrzegania człowieka. Helga Bilden w artykule pt. „Przekraczanie granic płci” uważa natomiast, że tożsamość płciowa jest dziecku narzucana przez społeczeństwo, a jej granice powinno traktować się jako „płynne i trwałe tylko przejściowo”*. Celem edukacji seksualnej nie jest zatem promocja tolerancyjnych zachowań czy poprostu chęć przekazywania informacji, istotnych dla zrozumienia i zaakceptowania homoseksualistów w społeczeństwie, a stworzenie nowego ładu, wyemancypowanego od dorobku myślicieli Europy. W tym segmencie celowo pomijam dłuższą analizę broszur, ulotek i podręczników przesiąkniętych takimi treściami jak:”Robienie pizzy i inne masaże rozwijają u dzieci wrażliwość cielesną”*, „dziecko ma prawo znać użyteczne adresy gejów i lesbijek” czy „rodzice nie poświęcają łechtaczce i waginie córki wystarczającej uwagi”. Szkodliwość tych zaleceń czy uwag wydaje się być niepodważalna.

Mało kto dzisiaj wspomina o staraniach ruchu homoseksualistów dążących do częściowej akceptacji zachowań pedofilskich w latach `70. Fakt, że później aktywność w tym kierunku stopniała, jednak w 1988 r. homoseksualista Volker Beck zarysował swoisty plan znormalizowania w oczach społeczeństwa tego przestępstwa:”Sama mobilizacja ruchu gejów na rzecz, w przeciwieństwie do pedofilii, w sensie prawnym zupełnie bezproblemowego zrównania homoseksualizmu i heteroseksualizmu poprzez wykreślenie paragrafu 175 Kodeksu karnego oraz na rzecz praw homoseksualistów, będzie mogła zapobiec utrwalaniu wrogiego homoseksualistom klimatu, stanowiąc przesłankę do podjęcia pewnego dnia walki o przynajmniej częściowe »odkryminalizowanie« pedofilii”*. Te słowa można by potraktować jak głos osamotnionego szaleńca, jednak kilka faktów, które poniżej omówię, zdają się potwierdzać tezę Becka.

Pierwsza przesłanka to powstanie w Holandii partii Dobroczynność, Wolność i Różnorodność (NVD), postulującej liberalizację prawa dot. pedofilów. W tym przypadku miarą znaczenia tego precedensu nie powinna być niska popularność tego ugrupowania, co sam fakt wprowadzenia do debaty publicznej wątku pedofilskiego.

W maju 2009 r. w Szkocji została rozbita siatka pedofilów – homoseksualistów, którzy dopuścili się 54 przestępstw. Jedną z najważniejszych figur tej grupy był James Rennie, główny doradca szkockiego rządu do spraw "kontaktów homoseksualistów z dziećmi". Zajmował się m.in. lobbowaniem na rzecz ustaw zezwalającym na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. W związku z tą sprawą odżyły również dyskusje o procentowej ilości homoseksualistów uczestniczących w przestępstwach pedofilskich(najodważniejsze statystyki mówią o 30%, co przy 1-2% obecności homoseksualistów w społeczeństwie stanowi bardzo dużą liczbę). Niemniej nie należy bagatelizować rozpiętości tych statystyk, wszakże chodzi o dobro dzieci.

W swoim artykule poruszyłem jedynie mały wycinek zagadnień związanych ze środowiskiem homoseksualistów, starając się stworzyć pewien zarys, chociaż mam świadomość, że nie dot. on wszystkich członków ww. grupy. Jednakże należy zwracać uwagę na kształtujące się europejskie trendy, które, choćby w postaci lipcowego EuroPride, zawitają do Warszawy.

 

* Fragmenty zaczepnięte z broszury „Rewolucja seksualna zagraża dzieciom” Mathiasa von Gersdorffa.

Daimon Frey
O mnie Daimon Frey

"Zostawmy historię historykom, pod warunkiem, że nie będą jej badać. Zostawmy historyków i rezultaty ich badań ocenie moralistów pragmatycznych. Zostawmy moralistów w spokoju i nie konfrontujmy ich z etyką. W ogóle, zostawmy co się tylko da innym. Jak to się skończy dowiemy się z gazet. Może nie z wszystkich, ale przynajmniej z zagranicznych. Dlatego zamiast się interesować czymkolwiek i irytować - uczcie się języków obcych" Rzeczpospolita 26.04.2003 śp. Maciej Rybiński "Powróciła kategoryczna dyrektywa Michnika: `Odpieprzcie się od generała!`. A dlaczego właściwie mamy się odpieprzyć? To on pierwszy się do nas przypieprzył." Jan Pietrzak "Przeklętyż Minister g... co Narodu swego nie szanuje! Przeklętyż naród, co Synów swoich nie szanuje! Przeklętyż człowiek i Naród, którzy siebie wzajem nie szanują!" Witold Gombrowicz "Trans-Atlantyk" Twitter Daimona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura