dana alfabet dana alfabet
108
BLOG

Epitafium dla Kasztanki

dana alfabet dana alfabet Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Kasztanka była ulubionym wierzchowcem Józefa Piłsudskiego. Nazywano ją Pierwszą Klaczą Drugiej Rzeczypospolitej.

Nazywano ją pierwszą klaczą Drugiej Rzeczypospolitej. Opiewana przez poetów, uwieczniana przez malarzy i fotografów, była Kasztanka ulubionym wierzchowcem Józefa Piłsudskiego. Śpiewano też o niej piosenki, jak choćby ta: Jedzie, jedzie na Kasztance, do której słowa napisał Wacław Kostek-Biernacki, późniejszy sadystyczny komendant obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Dzieci uczyły się jej obowiązkowo w szkołach.


Przyszła na świat w stadninie hrabiego Eustachego Romera herbu Jelita, w Czaplach Małych w Małopolsce, w okolicach Miechowa ok. 1910 roku. Hrabia w latach dziewięćdziesiątych XIX w. kupił od chłopa na targu końskim na warszawskiej Pradze gniadą klacz o imieniu Chłopka. Wśród wielu źrebiąt, które urodziła, była też klacz nazwana Chłopką II, czyli matka Fantazji – przyszłej osławionej Kasztanki.

Oficjalna wersja, stworzona dla legendy Józefa Piłsudskiego, głosi, że została ona podarowana Komendantowi przez hrabinę Marię z Romerów Duninową, w dniu 9 sierpnia 1914 r.  Rzeczywistość była jednak dużo mniej romantyczna, bo Fantazja została po prostu zarekwirowana dla potrzeb I Brygady Legionów Polskich. Tak wspominał to – w liście odnalezionym w zbiorach Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce – wnuk hrabiego E. Romera, Andrzej Popiel: [W sierpniu 1914 r.] Z góry od Wysocic przyszło pięciu strzelców […] byli w butach, szarych mundurach i maciejówkach, mieli długie “Wrendle” przez plecy i duże ładownice na nowych żółtych pasach. Dziadek się rozpłakał i kazał wyprowadzić 5 koni, między innemi kasztankę, osiodłano je, strzelcy na nie wsiedli i pojechali przez Charsznicę do Michałowic.
W tychże Michałowicach strzelcom wierzchowce odebrano i przekazano oficerom. Jeden z koni, właśnie Fantazja, trafił do J. Piłsudskiego.  I wówczas to klacz musiała rozstać się ze swoim imieniem, bowiem oficerowie uznali, że nie licuje ono z powagą osoby Komendanta. I tak, z racji swojej kasztanowatej maści, została  przechrzczona na Kasztankę. Miała też charakterystyczne białe „skarpetki”. Myślę jednak, że “fantazyjne” imię było jak najbardziej na miejscu, bo – jak sam Piłsudski mówił o sobie –  Głowa moja pełna jest najdzikszych sprzeczności!

Jako się rzekło, Fantazja vel Kasztanka była wychowanicą wolnej wsi, jak ją określał Komendant i zanim została “zaciągnięta do wojska”, przez cztery lata hasała sobie po czapelskich łąkach. Po “zmilitaryzowaniu” zaczęły się dla niej ciężkie czasy. Swój debiut wojskowy “zaliczyła” Kasztanka już w trzecim dniu “służby”, czyli 12 sierpnia 1914 r., wkraczając z I Brygadą do Kielc. Odtąd towarzyszyła Komendantowi podczas przemarszów, w bitwach legionowych, a później woziła go na grzbiecie przy okazji różnych defilad i uroczystości państwowych. Klacz do wojska zupełnie ciągot nie miała, najbardziej odpowiadał jej stan cywilny. Bardzo nerwowa Kasztanka nienawidziła ognia artyleryjskiego i poza swoim panem nikogo innego nie uznawała. Między nimi istniało jakieś tajemne porozumienie, tak doskonałe, że oboje odczuwali swoje nastroje i nawzajem na siebie wpływali – pisała Aleksandra Piłsudska.    A Wacław Sieroszewski tak ją opisał w swoim eseju pt. Koń żołnierza i wodza:

Boju niena­widziła. Huk armat czynił ją smu­tną, a skoro znalazła się na linji ob­strzału, świst kul wywoływał u niej śmiertelne poty, drżenie ciała, pękanie zaś szrapneli pozbawiało ją resztek rozsądku. Tej jej właści­wości omało raz nie przypłacił Ko­mendant życiem. Gdy w odwrocie z pod Polskiej Góry trzeba było przebyć łączkę szczególniej obstrzeliwaną przez Moskali, Ka­sztanka, po wybuchu nad nią kilku szrapneli, zupełnie oszalała, prze­stała słuchać ostróg i wędzidła, za­częła nieprzytomnie skakać, kręcić się na miejscu, cofać… Komendant mógł być łatwo ugodzony jakim pociskiem – lub zostać wzięty do niewoli przez nadciągającego nie­przyjaciela. Z wielkim trudem u­dało się przeprowadzić ogłupiałe zwierzę przez pole śmierci.
Marszałek też znał charakter swojej ulubienicy. Tak o niej pisał: Kasztanka nie lubi tłumu i towarzystwa. Kiwa wesoło łysym łbem, omija starannie najmniejszą kałużę, nie chcąc zabłocić pończoszek parska, jak gdyby mówiła: “A ja wiem, a ja wiem”. Nie dba o nic głupia klacz, gdy nie słyszy strzałów. Komendant miał zwyczaj rozmawiania z koniem podczas jazdy, co zapisał w książce Moje pierwsze boje, powstałej w Magdeburgu.  Mówił do niej np.: Głupia, w twoich Czaplach nie byłaś, ale za to jesteś w Krakowie, rozumiesz?. W kochanym, cudnym polskim Krakowie, gdzie żołnierz polski z honorem umrzeć może, rozumiesz? Kasztanka nie rozumiała i nie wykazywała zainteresowania grodem Kraka, ani żadnym innym miastem, chociaż jej pan obiecywał jeszcze większe atrakcje: Ty czapelska istoto!. Na tobie, na tobie głuptasku, wjadę do Wilna!.  Po prostu, nie interesowały jej wycieczki krajoznawcze.  Męczyła się tak biedna klacz aż do roku 1917, kiedy to, po rozwiązaniu Legionów i kryzysie przysięgowym, J. Piłsudski trafił do twierdzy magdeburskiej.

Kasztanką zajął się wówczas jego adiutant, Bolesław Wieniawa-Długoszowski, w którego majątku – Bobowej koło Gorlic, przebywała do listopada 1918 r., czyli do czasu przybycia do Warszawy jej właściciela. Wówczas, jako “służbowy koń Naczelnika Państwa”, zamieszkała w stajniach belwederskich, a później na terenie koszar 1-go Pułku Szwoleżerów. W wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920 udziału nie brała, a w 1922 r. trafiła pod opiekę 7-go Pułku Ułanów Lubelskich w Mińsku Mazowieckim.  Jak pisała A. Piłsudska:  

Po wojnie Kasztanka, już bardzo posunięta w latach, dożywała swoich dni w komforcie suchej stajni i dobrego pastwiska. Od czasu do czasu przyprowadzano ją do męża i wtedy trudno było patrzeć bez wzruszenia, kiedy na jego powitanie pieściła rękę męża miękkimi wargami i szyją ocierała się o jego plecy.   
Robiono tak przy okazji uroczystości państwowych, aby Wódz Naczelny, siedząc na jej grzbiecie, mógł godnie odbierać defilady wojskowe.  Później, kiedy przebywał w Sulejówku (1923-1926), klacz była przyprowadzana “w odwiedziny”, głównie z okazji imienin J. Piłsudskiego.  W koszarach 7-go Puku Ułanów Kasztanka urodziła klaczkę Merę – nazwaną tak na pamiątkę rzeki przepływającej przez rodzinny majątek Marszałka, Zułów – i ogierka Niemena, który miał być następcą matki. Niestety, był ospały i leniwy i to Mera została “oficerskim koniem służbowym Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.  Po latach to ją prowadzono za jego trumną.  Była zupełnie podobna do Kasztanki z tą różnicą, że miała tylko trzy białe “skarpetki”. Ogiera Niemena chyba niesłusznie odsunięto od zaszczytu zostania reprezentacyjnym koniem Marszałka, bowiem zachodziła tu niezwykła zgodność charakterów, jako że J.P. był również leniwy, o czym wiedziało doskonale jego najbliższe otoczenie.  Jeden z oficerów wyraził się następująco:  Marszałek nie potrafił nawet zorganizować sobie szklanki herbaty.

Ostatni raz publicznie wystąpiła Kasztanka 11 listopada 1927 r. podczas defilady na Placu Saskim w Warszawie.  Po uroczystym raucie Naczelnik pozował jeszcze na jej grzbiecie Wojciechowi Kossakowi do słynnego portretu „Piłsudski na Kasztance”. Dziesięć dni później klacz została odesłana transportem kolejowym do Mińska Mazowieckiego, gdzie stacjonowała.  Nie została wówczas należycie zabezpieczona. Zamknięta w ciemnym wagonie, bez opieki stajennego, doznała złamania kręgosłupa  i licznych obrażeń wewnętrznych. Do Mińska dojechała w stanie agonalnym i, pomimo  starań lekarzy weterynarii specjalnie sprowadzonych z Warszawy, nie udało się jej uratować   Meldunek o zgonie ulubionej klaczy przekazał Marszałkowi dowódca  jednostki –  ppłk. Zygmunt Piasecki. Po tym fakcie J. P. przestał z nim rozmawiać, choć oficer niczemu nie był winien. Oficjalnie do wiadomości społeczeństwa podano, że “w drodze zachorowała”.

image

Kasztankę pochowano na terenie jednostki wojskowej w Mińsku Mazowieckim, a miejsce oznaczono głazem z napisem:Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego.  Po wojnie w koszarach stacjonowały wojska radzieckie, a później polskie.  Pewnego dnia głaz zniknął i obecnie znajduje się tam jego replika. Skóra Kasztanki natomiast została wypchana i umieszczona w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, a po śmierci Marszałka w 1935 r. trafiła do Belwederu.

Okupację przetrwała w muzealnych magazynach, gdzie z powodu braku zabiegów konserwacyjnych, stan jej uległ znacznemu uszkodzeniu. W 1945 r. marszałek Michał Rola-Żymierski* wizytując muzeum zauważył eksponat i kazał go spalić. Miał wóczas powiedzieć:  Poznaję to bydlę, już mnie raz kiedyś kopnęło, nie ma potrzeby tych szczątków przechowywać. Być może zemścił się w ten sposób symbolicznie za swe uwięzienie i wydalenie z wojska w 1927 r., co było efektem nadużyć finansowych popełnionych przezeń podczas zakupu masek przeciwgazowych.
                     
Biedna Kasztanka, która zakończyła życie w tak tragicznych okolicznościach, stała się niechcący ofiarą tworzącej się właśnie legendy jej pana…

P.S. Oprócz Kasztanki J. Piłsuski miał jeszcze dwa inne wierzchowce, a mianowicie Minkę, nazwaną tak, bo stroiła pyskiem dziwaczne miny (prezent Ułanów Władysawa Beliny-Prażmowskiego, kiedy Kasztanka miała wypadek i naderwała sobie ścięgna) oraz Brygadę – ofiarowaną Marszałkowi na imieniny w marcu 1929 r.  Konia tego prawdopodobnie nie dosiadał.  Sam Piłsudski nie był urodzonym jeźdźcem i wolał przemieszczać się samochodem.  Po prostu, cenił sobie komfort. Jak sam mawiał:  Samochód musi być wygodny, by nie bujało, mocny i dobrze, gdyby amerykański.  Marzenie to spełniło się w lutym 1935 r., kiedy na parkingu Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych w Warszawie stanął długi na 5,5 metra, nowy Cadillac 355D Fleetwood Special.  Niestety, Marszałek nie zdążył się nim nacieszyć, bowiem był już mocno schorowany i wkrótce zmarł.  Dzisiaj pewnie wzdychałby do wozu “Made in Japan”...

* Michał Rola-Żymierski był marszałkiem Polski w latach 1945-1949

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura