"Po Marszach 11 listopada flaga biało-czerwona stała się dla mnie straszna. Niczym nie różni się od flagi ze swastyką [...] To wyglądało na celową produkcję flag, aby uzyskać tę demoniczną jednakowość, widoczna była intencja, żeby uzyskać efekt, który uzyskiwał Hitler, na swoich manifestacjach". Właśnie tak wypowiedział się niezależny artysta Krystian Lupa we wręcz ekstremalnie niezależnym "Newsweeku".
Biedna Lupa, sąsiedzi z SS udekorowali właśnie balkony, wyjrzeć przez okno się nie da – strach dławi. Rany boskie! Jednak przecie trzeba do sklepu, choćby po flaszkę na skołatane nerwy. A tu flagi otaczają ze wszystkich stron jak tresowane nazistowskie owczarki, gotowe w oka mgnieniu rozszarpać wrażliwego twórcę. Wreszcie zamawia taksówkę, trzeba uciec, ukryć się w lesie... za kierownicą...nie, to chyba... Himmleeeeer!
No dobrze, kiedyś to się nazywało delirium tremens, teraz w prasie puszczają jako wywiad.
Inny postępowy artysta, pan Jacek Poniedziałek, przyznał z kolei, że on to się boi nawet przejść koło kościoła. Nie to nawet, że podejrzewa iż kościół mógłby go wessać i niczym monstrualna rosiczka strawić lub, co gorsza, po praniu mózgowia na wiarę ojców przekabacić. Nie przeraża go majestatyczna architektura, nawet cegły spuszczonej z wieży się nie obawia. On cierpi na lęk przed spojrzeniami, a konkretnie nienawistnymi. Fobia związana ze spojrzeniami jest dla aktora nieco nietypową i zapewne deprymującą przypadłością. Rozumiemy jednak, że w fantazjach artysty, to akurat kościoły są specyficznymi budowlami, gromadzącymi w swych wnętrznościach bezlitosne tłumy, które w każdej chwili mogą na zewnątrz wylec, do sfery profanum przeniknąć i tam czynić to, co potrafią, czyli nienawistnie spozierać. Jeśli tak, to można uspokoić artystę Poniedziałka, bo akurat dla populacji zasiedlającej kościoły nie jest on, zdaje się, gwiazdą szczególnie rozpoznawalną i z pewnością wciąż śmiało, anonimowo lecz bez poważniejszego uszczerbku na psyche, może się przymykać pod murami świątyń.