Tym z Czytelników, którzy nie mieli okazji zostać ofiarami doszczętnych reform edukacji w III „eRPe” nazwa Guernica być może się jakoś jeszcze z czymś kojarzy. Najpewniej jako symbol zbrodni frankistów walczących z rebelia kominternowską w Hiszpanii. Guernica stała się jednym z „kamieni węgielnych” wszelkiej tzw. „antyfaszystowskiej” propagandy, a w powojennej Polsce, dotyczy to propagandy antyprawicowej i antynacjonalistycznej. Mam na myśli czasy, w których nauczano w trakcie szkolnej edukacji na poziomie średnim przedmiotu o nazwie „historia”.
Guernica jako ww. symbol został wzmocniony poprzez wystawienie na wystawie paryskiej w maju 1937 roku obrazu namalowanego przez Pablo Picasso. Ten "ideowy" komunista za swój obraz zatytułowany „Guernica” zażądał i zainkasował astronomiczną ówcześnie kwotę 200.000 franków francuskich. Nie miałem czasu poszperać na czyje zlecenie go namalował i kto za to zapłacił, ale nie można wykluczyć najbardziej poważnych sponsorów.
Zweryfikowana ilość ofiar trzech nalotów na miasteczko Guernica w dniu 26 kwietnia 1937 r., które było w tym czasie buforem ryglującym okrążenie głównego ośrodka autonomii baskijskiej, jakim było Bilbao po poddaniu się bez walki miasta San Santander wojskom nacjonalistów, wyniosła 125 osób, wliczając w to rannych, którzy zmarli w wyniku obrażeń spowodowanych skutkami nalotów oraz pożarem, który strawił w ponad 70 procentach to gęsto zabudowane drewnianymi domami 4,5 tysięczne wówczas miasteczko. W trakcie nalotów stacjonowały tam dodatkowo trzy bataliony wojski republiki, czyli prawie 2000 żołnierzy mających za zadanie obronę przepraw mostowych.
Tak więc jeśli ktoś wie cokolwiek o hiszpańskiej wojnie domowej lat 1936-39, to kojarzy nazwę Guernica, wyłącznie zresztą wg wdrukowanej na ten temat kliszy spreparowanej w komórkach propagandy wojennej komunistycznej międzynarodówki.
Tyle o Guernice, bo to sprawa już znana, chociaż wymagająca odkłamania, jak wszystkie kłamstwa propagandy komunistycznej, ale musiałoby stanowić to to odrębny temat.
Przechodzę do zasadniczego wątku notki.
Konia z rzędem temu, kto kojarzy nazwę „Matanzas de Paracuellos” (Morderstwa z Paracuellos)
z tej samej wojny. A nawet nie tyle kojarzy, co w ogóle o niej słyszał. My mamy swój Katyń, ale także Hiszpanie mają swój własny, zafundowany im przez tych samych inspiratorów i wg podobnego schematu. Tyle że 4,5 roku wcześniej.
Gdy na początku listopada 1936 roku wojska narodowe zbliżały się czterema kolumnami do Madrytu, rząd Republiki wpadł w panikę i w dniu 6 listopada ewakuował się do Walencji, pozostawiając sprawę obrony stolicy w gestii generała José Miaja Menanta, któremu powierzono obronę Madrytu oraz generała Sebastiána Pozas Perei, kierującego Guardia Civil i odpowiedzialnego za obronę zachodniej flanki frontu centralnego. Ale w wyniku panicznego wyjazdu członków rządu Republiki z atakowanej stolicy, powstał chaos kompetencyjny i w zasadzie każdy dowódca odcinka obrony działał samodzielnie. Niemniej, dużą rolę w koordynacji poczynań mających na celu obronę Madrytu miał tzw. Główny Zarząd Bezpieczeństwa Departamentu Porządku Publicznego (jakby tutejsze NKWD), zdominowany przez komunistów otrzymujących wytyczne z centrali moskiewskiej.
W listopadzie i grudniu 1936 r. kierował tą instytucją Santiago José Carrillo Solares, zdeklarowany komunista, pozostający pod wpływem doradców sowieckich. Najważniejszym z nich był w tym czasie Michaił Jefimowicz Kolcow, urodzony w Kijowie w rodzinie szewca jako Moisiej Friedland, a w Hiszpanii występujący pod operacyjnym nazwiskiem Miguel Martinez, oficjalnie jako korespondent wojenny moskiewskiego dziennika „Prawda”, a faktycznie pełniący funkcję rezydenta NKWD przy hiszpańskim rządzie republikańskim Manuela Azaña y Diaz.
Gdy cztery kolumny wojsk nacjonalistów dotarły do rzeki Manzanares, za którą zaczynały się już zabudowania stolicy Hiszpanii, José Carrillo postanowił zrobić porządek z resztkami „piątej kolumny”, które przetrzymywano za więziennymi kratami i które przetrwały dotychczasowe czystki i mordy.
Mianem „piątej kolumny” określeni byli przeciwnicy Republiki w Hiszpanii, którzy pozostali na terenach opanowanych przez rebelię kominternowską (była to środkowa i wschodnia część kraju plus na północy Kraj Basków) i wpadli w ręce republikańskich jaczejek. Dotyczyło to zwłaszcza więźniów - wrogów republiki - przetrzymywanych w czterech madryckich więzieniach (Porlier, Modelo, Ventas i San Anton) w łącznej liczbie około ośmiu tysięcy, w tym ok. trzech tysięcy wojskowych (w tym kapelanów), głównie w stopniu oficerskim.
Ze względu na niepewne rokowania co do skuteczności obronienia Madrytu przez siły podległe kominternowskim władzom, wcześniej wspomniany Główny Zarząd Bezpieczeństwa postanowił posegregować więźniów na trzy kategorie. Pierwszą z nich stanowili „faszyści i elementy niebezpieczne”, czyli wojskowi i osoby duchowne, drugą urzędnicy i pracownicy administracji, zaś trzecią pozostali więźniowie. Pierwszą grupę przeznaczono do natychmiastowego rozstrzelania, drugą do przeniesienia w inne miejsce (do więzienia w zamku Chinchilla de Montearagón w rejonie Albacete), natomiast trzecią zamierzano uwolnić.
W swoich wspomnieniach M. Kolcow napisał, że zasugerował członkom junty wojskowej w Madrycie, iż każda ilość więźniów, jaką zdążą rozstrzelać, czyli że ilość ta nie zasili szeregów wojsk narodowych, będzie z korzyścią dla Republiki.
https://translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=ru&u=https://ru.wikipedia.org/wiki/%25D0%259A%25D0%25BE%25D0%25BB%25D1%258C%25D1%2586%25D0%25BE%25D0%25B2,_%25D0%259C%25D0%25B8%25D1%2585%25D0%25B0%25D0%25B8%25D0%25BB_%25D0%2595%25D1%2584%25D0%25B8%25D0%25BC%25D0%25BE%25D0%25B2%25D0%25B8%25D1%2587&prev=search
Przeznaczonych do likwidacji więźniów wywożono transportami w dniach od 7 listopada do 3 grudnia 1936 r. , z przerwa od 10 do 24 listopada. Miejscem egzekucji były przygotowane uprzednio doły nad rzeką Jarama w miejscowości Paracuellos, znajdującej się ok. 30 km za Madrytem jadąc drogą w kierunku Barcelony. Więźniowie byli zwożeni w to miejsce w dwupiętrowych autobusach stołecznej komunikacji, powiązani po dwóch, aby im uniemożliwić ewentualną ucieczkę, a eskortowani przez funkcjonariuszy republikańskich sił porządkowych (Vigilancia de Retaguardia). W masowych egzekucjach zostało straconych co najmniej 2.500 ludzi, w tym kilkuset duchownych. Gdy wpadali do dołu zasypano ziemią martwych razemz rannymi.
Oczywiście, żaden malarz nie namalował stosownego obrazu, który zostałby następnie obwożony po świecie i ukazywał to ludobójstwo. Co ważniejsze, nie znalazł się także żaden sponsor dla takiego malarza. Może „z góry” założono, że żadne muzeum ani żadna galeria w świecie „zachodnich demokracji” nie zechciałaby takiego obrazu wystawić na ekspozycji.
Inne tematy w dziale Kultura