Paweł Tomczak Paweł Tomczak
480
BLOG

Komuch Belka wyświęcony na głównego kapitalistę - jaja nie do wy

Paweł Tomczak Paweł Tomczak Polityka Obserwuj notkę 7

 

Belka wyświęcony na papę NBP  - to ja mogę sobie publikować, co mi się podoba, bo teraz już temu paskudnemu komuchowi wszyscy mogą najwyżej naskoczyć na procenta.

--------------

  

Fragment DDD

 

 A w ogóle, to dzięki tej wizycie Gabrielskiego w Łodzi nawiązałem bezpośrednią współpracę z Markiem Belką. 

Staszek pędził po salach siódemek, jak rakieta, a pilnowali go Marek Belka i Andrzej Mikołajczyk. Pilnowali go „z ramion” swoich stronnictw w RO. Chodziło o to, żeby przedstawiciel któregoś ze stronnictw nie nagadał czasem Gabrielskiemu czegoś o konkurencji…

 Andrzej był chyba lepiej usposobiony do tej roboty i jak maszyna trwał przy gościu, a Marek z uniwersyteckimi manierami zachowywał normalny kontakt nie tylko z Gabrielskim, ale i z otoczeniem – przy okazji coś tam załatwiał, uśmiechał się, tłumaczył gościowi wszystkie szczegóły …i też był taki zaangażowany, jak Gabrielski.

 
                 Kiedy podeszli do biurka ekonomicznej i zacząłem coś z entuzjazmem wyjaśniać, Andrzej nie mówił nic, a Belka uczestniczył z emocjami. Gabrielski był oczarowany naszą aktywnością i elokwencją i westchnął:

 
               - O wy to byście razem pracowali… – a potem poszedł z Andrzejem, a my chwilę, jakby tego nie widząc, jeszcze dyskutowaliśmy, aż Marek nagle otrzeźwiawszy, krotko wyjaśniwszy konieczność i przeprosiwszy, popędził pilnować czy ktoś nie sączy czegoś Staszkowi do ucha.

Ale ta wymiana zdań na tyle mi zaprezentowała Belkę, że odkryłem bratni rozum, w dodatku wyposażony w elokwencję i poczucie humoru na interesującym poziomie.

Ponieważ Marek, jako wiceprzewodniczący RO nadzorował piony nauki, kultury i chyba zagraniczny, zacząłem coś tam robić z Krzyśkiem Luboniem, przewodniczącym Komisji Nauki. Ja głównie jako kuriozum, jako ozdoba, bo byłem pierwszym w kraju – studentem indywidualnym, który sam sobie ułożył w pełni niestandardowy program studiów.

No i razem z Luboniem i Belką popychaliśmy tę naukę w Łodzi, a potem pojechaliśmy się byczyć w Białowieży. Byczyliśmy się socjalistycznie, to znaczy czynnie Obóz był naukowy, coś tam planowaliśmy na następny rok, poznawaliśmy nowe spojrzenia i poglądy na rozmaite tematy i myśleliśmy o społeczeństwie i kraju.

Włócząc się po okolicach w poszukiwaniu żubrów i szczęścia, zobaczyliśmy kilka ciekawych zjawisk.

Najjaskrawiej w oczy rzucały się nie zżęte pola ludzi najstarszych we wsi. A było ich sporo. Żeby nie budzić złego, demokratycznie ale w wąskim, dwuosobowym kierownictwie postanowiliśmy je koniecznie zżąć w czynie społecznym. Członków obozu poinformowałem, że czeka ich ekstra rżnięcie. Stanęli więc do czynu, jak jeden. 

Poszedłem do jakiegoś sołtysa, albo innego sekretarza, żeby wyznaczył nam najstarszych staruszków, którzy oczekują na taką okazję, bo sami już sobie rady nie dają. Skubany wyznaczył – jak potem się okazało – powinowatych. Poszliśmy do nich większą grupą, ale – o dziwo – gospodarze patrzyli na nas podejrzliwie i pytali ile za taką robotę chcemy, bo jest nas tylu, że nawet im zsiadłego mleka nie starczy, żeby nas wynagrodzić. A bimber z zeszłorocznego udoju już się skończył. 

Kiedy mówiliśmy, że nic nie chcemy, a szczególnie bimbru, że to czyn społeczny – nie mogli uwierzyć i ze śpiewnym akcentem odsyłali nas do sąsiadów.

Wreszcie z Belką zdecydowaliśmy całą grupą wejść na pole samotnie pracującej Staruszki. Zabraliśmy jej sierp, kazaliśmy przynieść z domu wszelkie inne ostre narzędzia, łącznie z brzytwą dziadka, który już jej nie potrzebował, bo czekał na babcię w zaświatach. Oczywiście chłopcy poszli z nią i sami przytargali całe żelastwo jakie miała w chałupie… 

I zabraliśmy się do roboty, nie wiedząc czy śmiać się czy płakać z powodu tych sierpów – nie mówiąc nic o nożach – od których pękały kręgosłupy, a którymi nota bene, pracowała niemal cała wiocha. 

…To było w połowie lat siedemdziesiątych! 

W centrum kraju zdążyła już nawet przeminąć moda na baby na traktorach, nie wspominając o kosynierach… A tu…

Belka nieźle dostał w krzyż, bo ja jeszcze coś tam organizowałem, a On schwycił się za ten pierwszy sierp, który zabraliśmy staruszce i rżnął ofiarnie i przykładnie. Podglądały Go bowiem panienki mające naukowe spojrzenie na świat. Dodatkowo więc się starał atrakcyjnie wypinać kształtne, jędrne pośladki, albowiem łatwo dawało się ekstrapolować, że potem koleżanki naukówki dokonają stosownej analizy materiału, zebranego tą techniką obserwacji uczestniczącej. 

Nie bardzo chętnie, ale sołtys pożyczył nam jeszcze ze dwa sierpy i przystosowaliśmy do tej pracy finki, scyzoryki i chyba kilka noży ze stołówki… Do dziś wspominając to, odczuwam przeżyte wówczas niedowierzanie własnym oczom… W całej Polsce już od dawna pracowały rozmaite maszyny, coraz częściej pojawiały się kombajny… A przy tej Białowieży, „Konopielka” – to była Europa… 

W dwa dni, pracując jakby w transie wywołanym tą wręcz abstrakcyjną absurdalnością sytuacji, oczyściliśmy pani Staruszce pole i zaczęliśmy znosić snopki do zagrody. 

Babcia początkowo – tak samo, jak i my – nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Trochę protestowała, trochę desperowała, pytała czy jej zostawimy na zimę część tego co zbierzemy z pola,  oraz czy w ogóle zostawimy jej pole.

Belka tłumaczył jej, że jesteśmy przyszłymi naukowcami i tak realizujemy swoje pasje służenia ludziom. Babcia bez szczególnego przekonania mówiła, że wie o co chodzi, bo też chodzi na takie spotkania pasyjne, choć nie w pole tylko do kościoła. Oboje kiwali głowami, mową ciała wyrażając bliskie pokrewieństwo w rozumie… 

Kiedy każdy z grupy schwycił się za snopek, żeby zanieść Jej do zagrody, Babci strzeliła resztka adrenaliny, złapała kijek i biegała naokoło pilnując nas, żebyśmy nie pouciekali. 

W stodole, po wrzuceniu na kupę ostatniego snopka Staruszce odpuściło, i teraz Ona ujawniła że ma pasję, i z tą pasją, i ze łzami podzięki w oczach, melodyjnym akcentem kresowym wyśpiewywała Belce, bo On z Nią akurat najwięcej gadał:

- Ty krasiwyj maładiec, niech tobie Święta Panienka Ostrobramska da… Niech powodzenie i pieniędzy na wszystko ci da… Ty biednych ludzi wyratujesz z ich biedy… Ty będziesz wielki człowiek… – i śpiew Jej pomagał nam wrócić do naszego naukowego obozu, bo po tej robocie nie bardzo mogliśmy się ruszać. 

Przez kilka dni nie urządzaliśmy wieczornych tańców i ograniczyliśmy inne zabawy ruchowe, realizowane z użyciem kręgosłupów.

Tylko miglance, leniuchy i społeczne nieużytki miały siłę łazić gdzieś, nie wiadomo gdzie, bez całkowicie organizacyjno-naukowych zamiarów lub coś tam majstrować w zakamarkach... 

A atmosfera była taka, że jak jednemu w nocy skrzypiało łóżko, to rano na śniadaniu, pod milczącym spojrzeniem pozostałych członków obozu sam, bez żadnego zapytania zaczął się tłumaczyć, że to wcale nie łóżko tylko właśnie ten jego kręgosłup  po czynie  społecznym… 

- Pocz’nie, czy nie pocz’nie …cienki jesteś! – uchwalił chór członków Komisji Nauki RO ZSP Łodzi. 

Potem, kierowani naukową ciekawością, pytaliśmy rolników w tej Białowieży dlaczego jeszcze pracują w polu sierpami. A oni nam na to, sierpem rżnie się niżej, więc jest więcej słomy oraz ponadto, że to najlepszy naturalny i nie zakazany jeszcze przez proboszcza środek antykoncepcyjny. 

Jeśli chłopy ze wsi w czerwcu i lipcu rąbią na wyrębach, oraz w sierpniu rżną sierpami, a nie inaczej – to od lutego do kwietnia nie ma urodzin i można spokojnie wykonać w polu wszystkie prace wiosenne. Porody jesienne już nie są tak uciążliwe. …A poza tym jeszcze są wykopki, które też są antykoncepcyjnie bardzo pożyteczne. 

Mogłyby dokładnie o to wypytać Belkę ZChN i ta święta Liga Polskich Rodzin. Miałyby do programu politycznego korzystny dla ojczyzny dodatkowy punkt ideowy. Mogłyby np. do antyaborcyjnej ustawy o ochronie życia poczętego wprowadzić poprawkę zakazującą rżnięcia w polu sierpami i wskazującą jednoznacznie, jak i czym rżnąć należy dla lepszego zachowania substancji narodowej. 

Giertych mógłby przejść u Belki praktykę zapobiegania poczynania i mnożenia niechcianych głupot 

Myślę, że profesor Marek Belka nie żałowałby im informacji i pokierował nimi odpowiednio – nauczając mądrze …Bo po to przecież studiował pilnie i został tym profesorem… 

…A LePeeRy i te pisane przez „ch” nie za bardzo… 

W tej Białowieży badaliśmy siły życiowe czosnku leśnego, bulgot wody źródlanej, potęgę zrostów drzew różnych gatunków dziesięć metrów ponad ziemią, energetyczność próchna w pniach: cienkim i grubym; fenomen kolejki do Hajnówki, z której w biegu wysiadaliśmy nazbierać kwiatków dla młodych naukówek; ścigaliśmy się z łosiem po błocie oraz robiliśmy wiele innych pożytecznych rzeczy – chociaż były wakacje i powinniśmy odpoczywać.

…Takie z nas były komunistyczne barbarzyńce. Pogany. Takiego to nasze komusze pokolenie znajdowało sobie joba na wakacjach.

 

Paweł Tomczak - DDD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Wychowałem się i wzoruję na Chrystusie, pierwszym opisanym komuniście (patrz Biblia) - dzięki temu osiągnąłem poziom kwalifikowanego ateisty. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Polska polityka kultura ateizm racjonalizm logika uczciwość szkoła dziecko degeneracja religia wiara fałsz hipokryzja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka