Za nami kampania trwająca ponad rok. Tyle też czasu mają za sobą wyborcy zastanawiając się - kto będzie lepszym kandydatem na prezydenta. Proszę porównać tych dwoje kandydatów na ważny urząd - Donalda i Hilary. Są mniej więcej rówieśnikami, więc oboje mieli podobne możliwości. Hilary dość szybko dostała posadę w biurze, a Donald, niespokojny duch, porywał się ciągle na nowe wyzwania.
Hilary awansowała i w końcu sama postanowiła sięgnąć po najwyższe stanowisko w państwie, aby w ten sposób uwieńczyć karierę urzędniczą.
Donald, z racji swej odwagi i umiejętności działania, nie bawił się w urzędowanie, mierziła go mierność intelektualna tej klasy ludzi - wiernie wykonujących polecenie szefa i ani kroku przed niego - dlatego, aby nie narazić się i nie wypaść z kolejki kolejnych awansów. Przyzwyczajony do samodzielnego podejmowania decyzji, nie raz zapłacił za błędne rozwiązania. A Hilary spokojnie odkładała grosik do grosika i uzbierała całkiem przyzwoity kapitalik - dom, samochód, dobrze urządzone dzieci oraz stabilna grupa przyjaciół. Żadnego stresu czy niepotrzebnego ryzyka.
A Donald inaczej - owszem, płacił za błędy swoimi własnymi pieniędzmi. Zdobyte doświadczenia wyzwalały jednak kolejne emocje, porady innym przekuwały się też i na wyższe niż przeciętne - wynagrodzenia za tę pracę organizatora - bo przecież zarządzanie firmą to nie przelewki, a zgromadzone dochody pozwalały nie raz komuś coś podarować. Inaczej Hilary - zawsze w razie potrzeby mogła liczyć na wsparcie sponsorów swojej koncepcji.
I tak oboje spotkali się w trudnej batalii o ten sam urząd. Tu trzeba było odbyć tysiące spotkań, przygotować się do wielu odpowiedzi na trudne pytania, tu trzeba było nie raz dojechać w odległe punkty państwa i to bardzo szybko...
Proszę zobaczyć - spokojnie pracująca na państwowej posadzie Hilary musiała prosić się o pieniądze na taksówkę, by na czas zdążyć na umówione spotkania z wyborcami...
A Donald nie bawił się w zamawianie taksówki. Stać go było polecieć tam swoim własnym samolotem... stać go było na zorganizowanie własnej kampanii wyborczej z własnych środków, zarobionych z trudem i z ryzykiem, że za błędy płaci się z własnej kieszeni.
A Hilary... cóż, ile mogła wyłożyć ze swojej prywatnej kasy na własną kampanię ? Raczej niewiele, nie nawykła do ryzyka, nie chciała ryzykować swoich pieniążków nawet na ryzykowną rywalizację, bo w razie przegranej....
A Donald doskonale zdawał sobie sprawę, że trzeba tutaj wyłożyć własne środki, by być dyspozycyjnym. Musiał z własnej kieszeni finansować swoje podróże, i tak było to taniej, niż środki komunikacji publicznej. a ryzyko utraty w razie przegranej ?
Na tym polega umiejętność wyboru ryzyka - jeżeli cel jest tego warty, to nie można ograniczać się w koszcie inwestycji. Gdyby miał wątpliwości, czy ryzyko nie jest nadmierne - na pewno dałby sobie spokój. I to jest klasa zawodnika przyzwyczajonego do podejmowania trudnych decyzji i odpowiedzialności za skutki tej decyzji.
Hilary nie było stać na taką rywalizację za własne środki. taka osoba nigdy nie odważy się zaryzykować nawet, jeżeli stawka będzie wysoka. Brak odwagi za odpowiedzialność w razie niepowodzenia.
Tacy ludzie nie są nam potrzebni, a ona nie należy chyba do osób wynagradzanych skromnie. Za cudze - będzie walczyć jak lwica, ale swego nie dołoży nawet, jeżeli wygrana będzie pewna...
Prawidłowe funkcjonowanie przedsiębiorstwa jest pochodną właściwych relacji społeczno-gospodarczych w państwie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka