Zbliżający się jubileusz stulecia warszawskiego Teatru Polskiego przypomniał mi młodzieńcze „odkrycie” w podziemiach budynku przy Karasia. Jako młody dziennikarz „wytropiłem” istniejącą w piwnicy starą, zakurzoną szafę w której ponoć znajdowały się cenne muzykalia. Istotnie po długich próbach, za zgodą Dyrekcji, „włamałem się” do tajemniczego mebla, w którym znalazłem bezcenne rękopisy muzyczne. Gdy próbowałem zainteresować odkryciem telewizyjnego „Pegaza” poproszono mnie aby na ten temat wypowiedział się przed kamerą jakiś autorytet. Pojechałem więc do Jerzego Waldorffa i z wypiekami na twarzy opowiedziałem o swoim znalezisku. Pan Jerzy po chwili namysłu zgodził się, stawiając jednak warunek bardzo wysokiego honorarium. Telewizja się nie zgodziła. Zadzwoniłem więc do Waldorffa, by mu o tym powiedzieć. Chrząknął w słuchawkę i powiedział: „Szkoda Panie Tadeuszu, wobec tego będę musiał o tym napisać w „Polityce” i może nawet o panu coś wspomnę….”. Zatkało mnie, bo umykało mi sprzed nosa pierwsze w życiu, tak znaczące odkrycie. Kiedy wróciłem do mojej redakcji muzycznej PRiTV spotkałem Ludwika Erhardta – naczelnego „Ruchu Muzycznego” - i mu o tym powiedziałem. Bez namysłu rzucił propozycję: „Jeśli do 17-ej dostanę tekst to wrzucę go do numeru, który właśnie idzie do druku”. I tak w ciągu godziny powstał artykuł który zamieszczam poniżej. Waldorff już na ten temat nie napisał. Nie rozmawialiśmy przez ponad 10 lat. Spotkaliśmy się dopiero w Poznaniu podczas premiery rossiniowskiej Semiramidy w połowie lat 90tych. Przypomniałem mu moją młodzieńczą przygodę i… nawet się polubiliśmy.
SZTUKA ULOTNA czyli o muzyce teatralnej (Ruch Muzyczny, rok 1979)
W archiwach teatrów dramatycznych w całej Polsce znajdują się bogate zbiory partytur ilustracji muzycznych, pisanych przez – nierzadko znakomitych – kompozytorów specjalnie dla potrzeb konkretnych inscenizacji teatralnych.
Zastanawiające, że nikt dotąd nie zajął się wydobyciem z zapomnienia, opracowaniem i upowszechnieniem tych dzieł.
A przecież dla teatru pisali muzykę wybitni kompozytorzy. Wystarczy wspomnieć Marczewskiego, Moniuszkę, Noskowskiego, Opieńskiego, Palestra, Szymanowskiego, Żeleńskiego i wielu, wielu innych. Współczesnych twórców nawet trudno wymienić, prawie wszyscy bowiem liczący się obecnie kompozytorzy bardziej lub mniej związani są z teatrem dramatycznym. Tadeusz Baird przez wiele lat był trwale związany z Teatrem Dramatycznym, a jego 4 Sonety miłosne znają niemal wszyscy nie tylko z przedstawienia Romea i Julii w inscenizacji Lidii Zamkow, ale i z estrad koncertowych i radiowych głośników.
Tu nasuwa się kolejne spostrzeżenie i pytanie zarazem. Dlaczego muzycy tworzący ilustracje do dramatów prawie nigdy nie przeznaczają ich – oczywiście po niezbędnej przeróbce – podobnie jak Tadeusz Baird do wykonań koncertowych?
A przecież …. Mendelssohn, Bizet, Grieg tworzyli ze swych teatralnych kompozycji suity, które później wykonywane w salach koncertowych zyskiwały olbrzymią popularność. Przykładem mogą tu być suity z muzyki Mendelssohna do Snu Nocy Letniej, Bizeta do Arlezjanki, czy Griega do Peer Gynta.
Wróćmy jednak do archiwów teatralnych.
Usiłując choć w części wyjaśnić dotychczasową sytuację, poszukując zapomnianych kompozycji teatralnych, dotarłem do archiwum Teatru Polskiego w Warszawie. Po wielu zabiegach zmierzających do odkrycia tajemnic starych, stojących w podziemiach teatru szaf, udało mi się zajrzeć do ich wnętrza. I cóz tam zastałem? Dziesiątki, a może nawet setki partytur pochodzących z lat 1913 – 1969. Większość z nich to oczywiście rękopisy. Po pobieżnym przejrzeniu tych niekiedy białych kruków byłem już szary od kurzu. Niestety nie miałem możliwości dokładniejszego zbadania zawartości archiwum, ale łatwo domyśleć się co tam było. Wiadomo bowiem, że zbiory te nie uległy zniszczeniu podczas II wojny światowej, a w 1923 roku sam Leon Schiller pisał: „Oryginalne ilustracje muzyczne komponowali dla Teatru Polskiego: Lucjan Marczewski, Stefan Malinowski, Henryk Opieński, Ludomir Różycki, Karol Szymanowski i Leon Schiller. […] Batutę kapelmistrzowską dzierżyli Henryk Opieński, Piotr Maszyński, Marian Rudnicki, Feliks Konopasek, Karol Szuster, Władysław Lewinger, Tadeusz Joteyko, Kazimierz Meyerhold i Wincenty Śliwiński.”
W archiwum Teatru Polskiego poza utworami wspomnianych wyżej kompozytorów, znalazłem dzieła Moniuszki, Szeligowskiego, Noskowskiego i Żeleńskiego. Widziałem również kompletną partyturę Marczewskiego muzyki do Nocy Listopadowej Wyspiańskiego. Jej fragment mogli usłyszeć radiosłuchacze w jednej z ostatnich moich audycji z cyklu „Muzyka w teatrze”. Przedstawiłem tam jednak tylko krótkie fragmenty tej ilustracji, nagrane za sprawą prof. Romana Jasińskiego kilkanaście lat temu. Inne części tego wystawianego w 1916 roku dzieła uznano za „zaginione”!
Dyrekcja Teatru (dyr. Andrzej Krasicki i dyr. August Kowalczyk – przyp. TD) po konsultacji z radcą prawnym i głównym księgowym zadecydowała, ze zbiory te bezcenne powinny być zabezpieczone i przekazane jakiemuś muzeum. Niestety, mimo wysiłków władz teatru żadna powołana do tego instytucja nie chciała zainteresować się dalszym losem cennych archiwów. Dopiero po apelu skierowanym 15 lutego do tychże instytucji za pośrednictwem telewizyjnego „Pegaza”, do Teatru Polskiego zgłosiła się Biblioteka Narodowa z propozycją przejęcia partytur.
Pisząc to wszystko nie zamierzam obarczać kogokolwiek winą za istniejący stan rzeczy, chcę jedynie zasygnalizować problem, który – moim zdaniem – wart jest większego zainteresowania. Zbiory takie znajdują się przecież w dziesiątkach teatrów w Polsce. Posiadają je również liczne biblioteki.
W Krakowie znajduje się bogate archiwum składające się z około 270 partytur muzycznych ilustracji teatralnych. Między innymi mamy tam dzieła: Grażyny Bacewicz, Józefa Damsego, Jana Karola Galla, Zdzisława Jachimeckiego, Jana Maklakiewicza, Artura Malawskiego, Romana Palestra, Bolesława Wallek Walewskiego, Władysława Żeleńskiego. Podobne archiwa znajdują się w Poznaniu, Przemyślu i wielu innych miastach w Polsce.
Mając na uwadze fakt, że muzyka teatralna to temat do tej pory zupełnie nie ruszony, należałoby się zastanowić, czy w celu dokładnego opracowania jej zbiorów (mogących na dobrą sprawę stworzyć nową dyscyplinę badań muzykologicznych) nie należałoby zebrać pozostałych archiwów muzyczno teatralnych w jednym miejscu, by w ten sposób ułatwić pracę przyszłym badaczom tej niedocenianej muzyki. Być może tą szeroką akcją zechce się w dalszym ciągu zająć Biblioteka Narodowa… Nie stać nas przecież na to, by dzieła najwybitniejszych twórców naszej kultury ginęły w zapomnieniu i narażone były na całkowite zniszczenie.
I na zakończenie jeszcze jedna sprawa. Powszechnie uważa się, że ilustracje muzyczne do sztuk teatralnych są twórczością uboczną i w związku z tym ich wartości artystyczne są mniejsze. Ale czy komponowanie na marginesie zasadniczej twórczości musi być czymś gorszym? Czy na przykład Karol Szymanowski, twórca Króla Rogera czy Harnasiów – komponując na prośbę Leona Schillera Mandragorę czy muzykę do V aktu Kniazia Potiomkina – mniej dbał o walory artystyczne tych dzieł? Czy potrafił źle komponować wtedy, gdy mogło mu zbytnio nie zależeć na utworze, który miał być wykonany zaledwie kilka lub kilkanaście razy? Dlatego nie sugerujmy się takimi wątpliwościami, bowiem wśród kilkuset kompozycji stworzonych specjalnie dla teatru znajdzie się z pewnością pewna część dzieł wartościowych, zasługujących na szersze rozpowszechnienie.
Myślę, że w ten sposób można by już teraz wzbogacić zbiory polskiej muzyki XX wielu o wiele cennych pozycji.
Tadeusz Deszkiewicz
„Ruch Muzyczny” nr. 10 z 20 maja 1979 roku
dalej: http://deszkiewicz.salon24.pl/476578,jeszcze-o-muzyce-teatralnej-przed-stuleciem-teatru-polskiego
Inne tematy w dziale Kultura