Tomasz J. Orzyszek Tomasz J. Orzyszek
96
BLOG

Otwarta granica - Koroną dla korony.

Tomasz J. Orzyszek Tomasz J. Orzyszek Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 Otwarcie granicy z Republiką Czeską jakie jest każdy widzi. Przejść do Republiki można, ale zdając test. I trzeba przyznać, że władze w Pradze nie stosują żadnych praktyk dyskryminacyjnych. Zdanie testu na przejście, czyli negatywny wynik korona testu, obowiązuje wszystkich – zarówno obcokrajowców spragnionych pobytu na gościnnej czeskiej ziemi i możliwości powrotu do wykonywanej tam pracy, jak i prawych obywateli Czeskiej Republiki. Tęskniących chyba głównie za handlową turystyką do północnego sąsiada. 

 O graniczenia i rygory testowe (typu konieczność opłaty za testy, czasowy okres ważności wyniku) na pierwszy rzut oka wydają się uzasadnione, zwłaszcza medycznie. Chwila namysłu rodzi jednak szereg wątpliwości, co do celowości samego rozwiązania.

 Odpłatność za testy – nie każdego będzie stać, nawet żywotnie zainteresowanego pracownika transgranicznego. Nie mówię już o ewentualnych podwyżkach cen za testy, wszak logika rynku jest w takich sytuacjach nieubłagana. Sprawa tym bardziej kontrowersyjna, że władze czeskie nie wprowadziły jednolitych zasad trybu przeprowadzania testów, pozostawiając sprawę w gestii pracodawców. Zachodzi podejrzenie, iż mamy do czynienia z czynnikiem selekcyjnym, skądinąd dotyczącym wszystkich zainteresowanych przekraczaniem granicy Czech.

 Miesięczny termin ważności wydaje się ukłonem w stronę pracowników transgranicznych, a i dla obywateli czeskich. W praktyce oznacza, iż można złapać wirusa w Czechach, mając szczęście przejść bezobjawowo, a przed końcem miesiąca iść na kolejny test. Ewentualny wynik pozytywny kolejnego testu, w przypadku codziennego przekraczania granicy, nie jest równoznaczny ze złapaniem wirusa w Czechach. Korzyści wizerunkowe dla państwa czeskiego są oczywiste, o plusach z podtrzymywania zagrożenia epidemią u sąsiadów nie wspominając. Dla obywateli czeskich zaś obwarowania i tryb przekraczania granicy, czynią z testu właściwe rzecz zbędną, która i tak nie ułatwia przekraczania granicy.

 Pobieżna analiza sytacji wskazuje zatem, że mamy do czynienia z modelowym przypadkiem „zamknięcia przez otwarcie”. Niby przechodzić można, niby kryteria są, ale w praktyce „pospolitość skrzeczy”. O co więc naprawdę chodzi czeskim „otwieraniem” granicy?

 Stara mądrość powiada, że „jeśli nie wiadomo o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze”. Tak też jest i w tym wypadku, chodzi o pieniądze, dokładniej o korony.

Ale nie wirusy korony, tylko czeskie korony.

 Dwa największe zjawiska w ruchu granicznym, to ruch pracownika transgranicznych zatrudnionych w Czechach (szczególnie z Polski, w mniejszym stopniu ze Słowacji) i handlowa turystyka obywateli czeskich skierowana głównie do Polski, co nie dziwi. Praw ekonomii pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb, że sparafrazujemy klasykę polskiej sceny kabaretowej. Oba zjawiska brały się z obopólnie korzystnej różnicy kursu polskiego złotego i korony czeskiej. Mieszkańcy Czech cieszyli się możliwością tańszych zakupów, w pasie granicznym, a i dalej handel rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Obywatele polscy zatrudnieni w Czechach wymieniwszy zarobione korony na złotówki, cieszyli się przyzwoitymi zarobkami, choć często przyzwoitość była wynikiem tylko kursu, bo czasem stawki płacy w koronach – jak na warunki czeskie – bynajmniej nie powalały.

 Co jednak dobre dla ludzi, dla interesów państwa czeskiego niekoniecznie. Dla odpowiedzialnej władzy, zwłaszcza w czasie takim jak obecnie, powyższe zjawisko to zwyczajny drenaż gospodarki z rodzimej waluty. Korona wypływa za granicę, i to o zgrozo, głównie do Polski. Oprócz tego spadają obroty rodzimego handlu, a co za tym idzie fiskalne zyski państwa również. Wszechświatowa histeria pandemiczna stała się wymarzoną okazją do przywrócenia posterunków granicznych. A gdyby okazało się, że nawet konieczność testów nie powstrzymała znacząco skali ruchu granicznego, można wprowadzać dalsze ograniczenia. Ot choćby skrócić terminy ważności wyników testów. Jest wirus, paragraf się znajdzie.

 Wygląda więc na to, że władze czeskie po raz kolejny w historii wykorzystują nawet pozornie niekorzystne zjawiska, dla dobra interesów państwa czeskiego. Obywatele będą kupować u siebie – ruszyła już zresztą kampania „kupuj w Czechach”, korona przestanie wypływać, nieuniknione w trudnej sytuacji gospodarczej zwolnienia pracowników opędzi się zwolnieniami „skurvenych cizincov”. A „pandemia” pozwoli na dowolnie długie trzymanie zamkniętych granic. Bo najważniejsze, aby nasze państwo, dla dobra obywateli,wyszło z całej koronagate obronną ręką.

PS. Uprzedzając głosy „ale w tym kraju tak się nie da” przypominam że opozycja i krytyczna wobec władzy część społeczeństwa nie spełnia nadwiślańskich standardów. W Czechach wyraźnie rozgranicza się krytykowanie władzy i działalność opozycyjną od rozwalania państwa pod pretekstem bycia opozycją.

średniwiekowy, przeciętnie wykształcony, z zapyziałego ośrodka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości