Rzeczpospolita Facebookowa

Od pewnego czasu, media z lubością promują portal facebook, podając przy okazji każdych wydarzeń ilośc osób, które wpisały się przy tej okazji na tym coraz bardziej popularnym w Polsce portalu. I stąd właśnie wiemy o setkach tysięcy wspierających niedawne wydarzenia w Tunezji i Egipcie. Wiemy także o kolejnych rzeszach wspierających ruchy w Libii, Libanie czy Palestynie. Przykładów można by mnożyć – w końcu kto z nas nie kliknął „lubię to”, albo „wezmę udział”, w odpowiedzi na zaproszenie znajomego?

Również, gdy ogłoszono, że PO chce wprowadzić cenzurę w internecie, od razu powstała fejsbukowa grupa sprzeciwu. Dziesiątki ludzi szybko zaczęły klikać co i gdzie trzeba, aby nie tylko wesprzeć inicjatywę, ale także wypromować ją wśród swoich znajomych. Można by rzec – świetnie, ludzie wreszcie potrafią się jednoczyć w konkretnych sprawach i walczyć o swoje. Nic jednak bardziej mylnego.

Bo poza tą aktywnością na facebooku, nic w naszym kraju nie wynika. Setki, czy tysiące ludzi, przy organizowaniu w realne demonstracje, okazują się jedynie dziesiątkami bliskich znajomych. Frekwencja na portalu nie ma zupełnie nic wspólnego z realnym działaniem społeczeństwa. I nie ma się co dziwić. Łatwiej przecież kliknąć coś na stronie, niż wyjść z domu i zrobić coś konkretnego.

Przyczyn takiego zachowania można upatrywać wiele. A to natłok pracy,a to ogromna odległość do miejsca demonstracji, a to obawa przed jakąś represją itd. Faktem jednak jest to, iż przez facebooka świata, ani tym bardziej Polski, nie zmienimy – czy się nam to podoba czy nie, Polskiej Rzeczpospolitej Facebookowej nie będzie, trzeba próbować inaczej. Realniej.