O tym, że w Polsce i w ogóle na terenie Europy, trwa wielka migracja wiemy już chociażby od dnia, w którym otwarto zachodnie rynki pracy dla obywateli państw „nowej Unii”. „Exodus”, bo tak wręcz to zjawisko można nazwać, trwa do dzisiaj i nie obywa się bez konsekwencji dla naszego kraju. Co ciekawe, nie odbija się to na spadku bezrobocia – tu sprawa albo pozostaje bez zmian, albo się pogarsza (mimo zapewnień o byciu „zieloną wyspą”).
Odbija się to natomiast na wszystkich perspektywach dotyczących naszego kraju – widmo kryzysu demograficznego, zamykanie kolejnych placówek dla dzieci. Wzrost opłat. Przecież ta mniejsza liczba mieszkańców wciąż musi utrzymywać tą samą, albo i bardziej rozrośniętą, administrację. Konsekwencji jest i może być jeszcze więcej. Trudno je jednak dokładnie przewidzieć – bo i samej skali występowania zjawiska wyludnienia w Polsce za X lat, też przewidzieć nie jesteśmy w stanie.
Sam fakt wyludnienia potwierdza dzisiaj także „Dziennik Gazeta Prawna” - sytuacja najgorsza jest w 6 województwach: Śląskim, Lubelskim, Łódzkim, Opolskim, Podlaskim i Świętokrzyskim. Co ciekawe, przyczyn tego zjawiska upatruje się nie w słabej sytuacji gospodarczej kraju i zwykłemu brakowi miejsc pracy jak i niskim wynagrodzeniom (że o stabilności zatrudnienia nie wspomnę), ale słabej dzietności kobiet. Bo ta, jak dobrze wiemy, wcale z tego nie wynika...
Czyżbyśmy mieli więc do czynienia z kobiecym spiskiem? Działaniami, które celowo mają doprowadzić do wyludnienia i wyprzedania Polski? Tak bowiem można rozumować, w dużym uproszczeniu rzecz jasna, po wysnuciu takiego wniosku odnośnie problemu demograficznego w Polsce...
Osobiście jednak śmiem twierdzić, że ta „słaba dzietność” ma też swoje przyczyny - które są dużo ważniejszym problemem, aniżeli samo nastawienie kobiet do posiadania dzieci. Przyczyny, o których nie w smak jest mówić publicznie. Bo jak tu przyznać się do błędu, jeżeli chodzi o likwidację żłobków i przedszkoli? Jak przyznać się do negatywnych skutków obcinania funduszy socjalnych i ograniczania udzielania jakiejkolwiek pomocy młodym matkom? Wreszcie, jak można publicznie przyznać, że „średnia krajowa” jest tak naprawdę do kitu i ludzi najzwyczajniej w świecie w Polsce nie jest stać na posiadanie i wychowywanie dzieci? Że za minimalną pensję nie kupi lub nie wynajmie się mieszkania i nie utrzyma rodziny?
No właśnie – jak można się do tego przyznać? I kto miałby się w ogóle do tego przyznać? Bo na chwilę obecną, wina za problemy demograficzne "leży tylko i wyłącznie na kobietach"...
(niesłusznie zresztą).
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka