długodystansowiec długodystansowiec
160
BLOG

ANNA WALENTYNOWICZ

długodystansowiec długodystansowiec Polityka Obserwuj notkę 3

 

Wczoraj odbył się pogrzeb Anny Walentynowicz. Tak mało miejsca poświęcono w mediach jej osobie. Była legendą już za życia ale taką odsuwaną, niechcianą, przyjmowaną raczej jako konieczność. Pamietam ją z ośrodka internowania w Gołdapi. Byłam wtedy bardzo młoda, ona prawie trzydzieści lat starsza ode mnie. Budziła już wtedy duży szacunek. Słuchałam jej opowieści z Gdańska, o strajku, o Wałęsie, wizycie u papieża. Wiekszość internowanych kobiet podchodziła do niej jednak z dystansem. Mówiła o Wałęsie rzeczy, które wtedy nie były raczej brane na serio. Czasami były komentarze, że dziwna, że go nie lubi. Ale ja wiedziałam, że mówi prawdę.

   Z Wałęsą spotkałam się raz. Przyjechał z wizytą do Wrocławia. Był to okres kiedy zaczęły się wśród robotników pojawiać wątpliwości czy to rzeczywiście on powinien przewodniczyć Związkowi. Przyjeżdżając wiedział o zmniejszającym się do niego zaufaniu. Było to krótko po tym, jak po kolejnym kryzysie w rozmowach z rządem, bez doradców i wbrew ustaleń krajówki, udał się sam na spotkanie z Jaruzelskim i kardynałem Glempem. I nikt nie wiedział czego to spotkanie dotyczyło.

   Słuchałam jego pierwszego przemówienia do robotników zgromadzonych przed Zarządem Regionu. Wśród zgromadzonego tłumu dawało się wyczuć napięcie. Wałęsa zaczął mówić. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Mówił zupełnie coś innego niż przed chwilą, do nas, pracowników Zarządu. Im dłużej mówił tym bardziej wrogość tłumu topniała i coraz żarliwiej skandowano: „Wałęsa, Wałęsa, Wałęsa”. Następne spotkanie, nastęny gąszcz zgromadzonych. I znowu przewodniczący przemówił. I wtedy już byłam lekko rozbawiona gdyż po raz kolejny mówił coś zupełnie innego. Potrafił wyczuć, jak pies myśliwski zwierzynę, jakich słów i obietnic oczekuje od niego tłum. Znowu rozległy się entuzjastyczne okrzyki: „Wałęsa, Wałęsa, Wałesa”. Tak wygrał Wrocław. Bezsprzecznie posiadał charyzmę, która jest niezbędna przywódcy. Potrafił przekonywać tłumy. I tak naprawdę nie było ważne, że nie miał lini politycznej ani spójnych poglądów, że zbyt często grał na siebie. Wystarczyło, że przemówił i każdy usłyszał słowa, na które czekał.

  Po oficjalnych spotkaniach z „klasą robotniczą” ,już w siedzibie wrocławskiego zarządu, odbyło się kameralne spotkanie Wałęsy z przewodniczącymi największych zakładów pracy. Odczytali mu wspólnie podpisany list. Prosili go w nim, w sposób bardzo rzeczowy i kulturalny, uznając jego zasługi dla kształtującego się ruchu, aby ustąpił. Pamiętam, że padły słowa: „Lechu, zrobiłeś wszystko tak, jak umiałeś najlepiej ale sytuacja zaczyna cię przerastać. Jest czas abyś przekazał kierowanie „Solidarnością” komuś innemu”.  Wałęsa wpadł w furię. Padły nieparlamentarne słowa. Wykrzykiwał, że on pójdzie do robotników i wszystko im wytłumaczy, że oni będą jego słuchać a nie jakichś tam lokalnych kacyków. Przewodniczący wyszli bez słowa. Pracownicy Zarządu próbowali z nim jeszcze rozmawiać tłumacząc, że nie może ich wykorzystywac w swoich rozgrywkach gdyż za każdym razem mówi coś innego a potem broniąc się ich wini za powstałe na poziomie zakładowych komórek „Solidarności” niezadowolenie. Nastąpił kolejny atak furii. Zaproponowałm więc, że skoro tak chce to zorganizuję mu spotkanie z robotnikami aby im powiedział to samo co nam. Odmówił. Nie chciał konfrontacji. Wyszedł trzaskając drzwiami. Mały-wielki Wałęsa. Tego dnia zrozumiałam na czym polega panowanie nad tłumem. Tłumowi nie trzeba mówić prawdy ale to, co chce usłyszeć.

  I tak słuchając w Gołdapi wynurzeń Anny wiedziałam, że w tym co mówi jest dużo prawdy. Była jednym z tych ludzi, którzy nigdy nie potrafili pójść na kompromis. I dzisiaj myśląc o niej, jej życiu, opuszczeniu, bezkompromisowości i wielu atakach na jej osobę przyszły mi na myśl słowa z „Twierdzy” Antoine de Saint-Exupery, jednej z moich ulubionych książek: „Masy ludzkie - mówił mi ojciec - nienawidzą obrazu człowieka. Masa jest bowiem niespójna, dąży równocześnie w wielu sprzecznych kierunkach i nie dopuszcza do wysiłku twórczego. Z pewnością to źle, kiedy jeden człowiek gnębi stado. Ale nie tu doszukuj się największego zniewolenia: dochodzi do niego, kiedy stado gnębi człowieka”.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka