Jak się okazuje life is stranger then fiction.
Dzisiaj rano wysłuchałam wypowiedzi Grzegorza Brauna
http://www.youtube.com/watch?v=LN2MkWuRAik
Link do jego wypowiedzi został mi przesłany już kilka dni temu ale jakoś nie mogłam się zmobilizować aby go otworzyć.
Jakkolwiek zgadzam się z generalną tezą jego wypowiedzi jednak zmuszona jestem ją sprostować. Sprawa dotyczy wypadku samochodowego, w którym zginęli Edward Majko, w początkowym okresie członek Zarządu Regionu Solidarności -Dolnego Śląska, i Anatol Pierścionek, szef V Oddziału do zwalczania podziemia. Otóż byłam bezpośrednim i zupełnie przypadkowym świadkiem tego wypadku, świadkiem, którego p. Braun poszukiwał ale nie potrafił znaleźć. Jechałam wtedy (wrzesień 1986 r.) ul. Legnicką do domu samochodem, w którym miałam bibułę. Mieszkałam na Popowicach na ulicy Kwiskiej, bocznej Legnickiej, bardzo blisko miejsca wypadku. Na Kwiskiej również mieszkał wtedy Władysław Frasyniuk. Przede mną jechały jakieś dwa lub trzy samochody, dokładnie już w tej chwili nie pamiętam. Na moich oczach doszło do zderzenia osobowego samochodu, łady, z jadącym na przeciwko autobusem. Również przypadkowo w samochodzie jadącym przede mną lub za mną (tego już też nie pamiętam gdyż już sporo czasu minęło) jechał ks. Edward Dzik z nowo-budującej się na Krzykach parafii. Znałam bardzo dobrze ks. Dzika jako, że bardzo sprzyjał Solidarności i głosił patriotyczne kazania (za co nawiasem mówiąc został potem przeniesiony i sprawował funkcję kapelana Domu Księży Emerytów we Wrocławiu).
Nie miałam żadnej wątpliwości, że był to wypadek. Kierowca łady najwyraźniej stracił panowanie nad kierownicą. Trochę trwało zanim przyjechała milicja. Nie znałam z wyglądu Anatola Pierścionka wiec nie wiedziałam poczatkowo kim był kierowca łady. Dowiedziałam się dopiero następnego dnia. Znałam natomiast bardzo dobrze Edwarda Majka ale o tym poźniej. Rozmawiam na miejscu wypadku z ks. Edwardem Dzikiem (obecnie proboszcz w parafii św. Antoniego z Padwy w Pieszycach). Wydawało się, że dwie osoby w ładzie albo są bardzo ciężko ranne albo już nie żyją. Ks. Dzik podszedł i udzielił obojgu ostatniego sakramentu. Ponad wszelką wątpliwość oboje byli, mówiąc delikatnie pod wpływem alkoholu, który było od nich czuć. Mając bibułę w samochodzie aby nie zostać złapaną odjechałam zanim przyjechała milicja. Ks. Dzik i inni świadkowie wypadku zostali dłużej. Następnego dnia informację o tym czego byłam świadkiem przkazałam swoimi kanałami do Kornela Morawieckiego. Nie wiem kiedy ta informacja do niego dotarła.
Pan Grzegorz Braun nie ma racji co do oceny roli Edwarda Majki. Frasyniuk mówi prawdę twierdząc, że nie odgrywał on żadnej roli w strukturach Solidarności. Nie piszę tego jako osoba z zewnątrz. Byłam, co wiadomo z moich poprzednich wpisów, pracownikiem Zarządu Regionu Dolnośląskiej Solidarności. Jeszcze na długo przed ogłoszeniem stanu wojennego Edward Majko był odsunięty od wszelkich ważnych decyzji i rozmów. Przyczyna była prosta. Majko był alkoholikiem, któremu nie można było ufać. Wielokrotnie widziano go pijanego w towarzystwie osób conajmniej dziwnych i powiązanych z reżimem. Definitywne odsunięty został po tym jak udzielił wywiadu prasie reżimowej ujawniając fakty, których nigdy nie powinien ujawnić. O ile dobrze pamiętam dotyczyło to strategii Zarządu Regionu co do przygotowywanych strajków. Od tego czasu definitywnie odsunięto go od spraw Zarządu. Tak więc już w chwili ogłoszenia stanu wojennego był we wrocławskich strukturach nikim. Po prostu był spalony. Próbował jednakowoż kreować się na osobę o dużych wpływach. Wiem również, że SB przygotowywało profil Majki. Po owym nieszczęsnym wywiadzie, którego Majko udzielił reżimowej gazecie, jeden z „sympatyków” Solidarności, o którym wiedziałam, że był współpracownikiem SB lub jego funkcjonariuszem, i który ciągle się kręcił koło Zarządu zaprosił mnie na kawę. Podczas rozmowy szczegółowo wypytywał o Edwarda Majkę i o to jaki ma wpływ na decyzje Zarządu. Młodszych wiekem czytelników muszę poinformować, że były osoby o których SB-ckich powiązaniach i kontaktach wiedzieliśmy ale nie dawaliśmy im tego do poznania gdyż wychodziliśmy z założenia, że jeżeli otwarcie ich zdemaskujemy zostaną podstawieni inni, których tożsamości nie będziemy znali.
Pan Braun, próbując Edwarda Majko uwiarygodnić mówi również o jego obecności na uroczystości powitalnej Władysława Frasyniuka po zwolnieniu go z więzienia, zorganizowanej w parafii ks. Orzechowskiego i używa tego jako agumentu „na ważność” tej raczej dwuznacznej postaci i roli jaką odgrywał w strukturach wrocławskiej Solidarności. Powołuje się na zdjęcie, na którym fiuguruje obok Krystyny, żony Frasyniuka. Byłam na tym uroczystym powitaniu. Były tam tłumy ludzi z całego Wrocławia i wielu robiło zdjęcia. Nikt nie kontrolował przybywających. Wchodził każdy kto chciał. W tym wielu SB-ków. Kościół był pełny i pękał w szwach. Poza tym Pani Krystyna w czasie gdy Władek siedział w więzieniu była sama. Nie była zorientowana w nazwijmy to „układach”, i wiele ludzi próbowało się z nią kontaktować. Jedni dlatego, że rzeczywiście chcieli pomóc (opiekowała się dwójką małych córeczek), inni dlatego, że po prostu „węszyli” i próbowali pozyskać jej zaufanie. Zdjęć, takich na jakie powołuje się p. Braun, robiło bardzo wiele ludzi na takiej zasadzie jak, przpraszam za porównanie, Mikołaj Sobczak z Gdańska. Frasyniuk był „gwiazdą” Solidarności, bohaterem, z którym każdy chciał się identyfikować. Aby zrozumieć i właściwie interpretować wydarzenia tamtych czasów trzeba było tam być.
Podsumowując powtarzam raz jeszcze: w środowisku wrocławskiej Solidarności, wrocławskiego podziemia Edward Majko był spalony na długo przed stanem wojennym. Chciał on odgrywać rolę osoby ważnej, mającej wpływ na polityczną rzeczywistość ale ze względu na jego alkoholizm odsunięty był bardzo wcześnie na boczne tory i nie odgrywał żadnej roli. Z tego pewnie wynikały jego kontakty ze służbami SB. Chciał być ważny.
Nie mam kontaktu do p. Grzegorza Brauna ale bardzo go proszę jeżeli przeczyta ten tekst aby się ze mną na PW skontaktował. Jak się okazuje internet jest potężnym medium. Umożliwia kontakty i dzięki temu możliwe jest skorygowanie historii na bieżąco.
Pan Braun na potwierdzenie swojej tezy (która pod innymi względami jest ważna i logiczna), w swoich rozważaniach używa argumentu że jego interpretacja jest prawdziwa gdyż inaczej pisano by więcej o Majko. Milczenie w sprawie Edwarda Majko potraktował jako zatajanie. Historia Solidarności nie jest dobrze udokumentowana. Są w niej olbrzymie luki tak faktograficzne jak i interpretacyjne. Wiele działaczy nie spisuje tej historii a ci, którzy zajmują się jej pisaniem nie docierają do tych, którzy w tej historii brali udział. O wielu innych członkach Zarządu Regionu również nie można znaleźć żadnych informacji. Poza tym p. Braun mówi, że jak klika na internecie to żadne info o Majko się nie ukazują. Internet jest źródłem informacji ale jeszcze bardzo ubogim. Aby więcej informacji uzyskać należy prześledzić materiały zgromadzone przez IPN chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że zasoby Dolnego Śląska zostały zdziesiątkowane bardziej niż w innych regionach. Co nawiasem mówiąc również daje wiele do myślenia.
A ja sama z siebie o Edwardzie Majko też bym nie wspomniała gdybym nie natrafiła na taśmy p. Brauna. Z tej racji, że był on smutną postacią, która budziła współczucie raczej niż odrazę. I tak go traktowaliśmy. Nie była to postać z gruntu zła. Nałóg uczynił z niego postać, o której raczej się milczy niż oskarża.
Ksenia Kopystyńska