Zamieszało się na politycznej scenie, a i w naszych głowach na dobre. Powrotu do jasnej i bezpiecznej diagnozy tego co się naprawdę dzieje, już nie ma.
Zasklepieni przez lata w wewnętrznych grach namiestników, kiedy Polska nawet nie próbowała być podmiotem rozgrywki międzynarodowej powoduje że od chwili wygranych wyborów strona zwycięska szuka metod przekazania swoich racji w zachowaniach historycznych naszych byłych polityków, bądź w zachowaniach zbiorowych społeczeństwa w przeszłych sytuacjach zbiorowego zagrożenia. Stąd gloryfikacja wybranych postaci, wiary, samobójczego bohaterstwa itp.
Przegrani też robią to co umieją najlepiej, czyli robią za piątą kolumnę, bo taką rolę pełnili zawsze. W czasach pokoju realizowali zewnętrzne interesy, a gdy dochodziło do wojen, jawnie stawali po stronie sponsorów (prowadzących)
Ludzie tak mają, że korzystny dla nich sposób postępowania, utrwalony przez kilka pokoleń, a także brak wiary w to, że możemy coś osiągnąć jako podmiot, (a nie satelita), w sąsiedztwie potężnych sąsiadów, kastruje, a profity i pozycja pseudo- elity słodzą dysonanse.
Przez 2 lata strony grały według powyższych zasad i doszły do ściany. Przegrani stracili prawie wszystkie instrumenty władzy, a zwycięzcy wyczerpali proste rezerwy przekonywania społeczeństwa do swoich racji.
Często zmiany robione były na rympał, ale w sytuacji poprzedniego zawłaszczenia, nie było alternatyw.
Na dzisiaj pewne jest, że dalej tak się nie da i potrzebujemy czasu, żeby dokonane zmiany, potwierdziły się w korzystnych efektach.
Konieczne jest złagodzenie konfrontacyjnej narracji, żeby odzyskać pole manewru.
Pani premier to pole straciła.
Wielokrotnie powtarzane argumenty (znamy je wszyscy) traciły z dnia na dzień siłę oddziaływania i być może pozwoliłyby dotrwać do wyborów, ale na przekonywujące zwycięstwo szanse dawały małe.
Prawica, jeśli chce wygrywać, musi się zmieniać !
Spokojnej niedzieli