doku doku
91
BLOG

O życiu i śmierci raz jeszcze

doku doku Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

W najnowszym Świecie Nauki jest artykuł uwzględniający najnowsze odkrycia i wynalazki. Nie będę go streszczał, bo i tak nikt rozsądny nie wierzy Internetowi. Wolę więc zachęcać do lektury, zresztą warto czytać, aby być na bieżąco, zamiast wciąż wierzyć w płaską Ziemię czy organella. Na zachętę zacytuję fragment chyba najbardziej intrygujący: 

"To co na początku XX wieku było nieodwracalne - krążenie czy oddychanie - pod koniec stulecia stało się odwracalne. Czy tak trudno zrozumieć, że to samo może dotyczyć śmierci mózgu?". Jak się pewnie domyślacie, chodzi o to, że tzw. "śmierć mózgu" (pojęcie używane do definiowania stanu śmierci, aby mieć pewność, że pacjent na pewno już nie żyje - że można pobierać od niego organy lub przetransportować go do kostnicy) nie jest już poprawnym kryterium odróżniania życia od śmierci człowieka. Mózg można przywrócić do życia w pewnym zakresie, na razie bez gwarancji odzyskania funkcji neurologicznych, niemniej sam fakt obala obowiązującą definicję śmierci. 

Inny fajny cytat: "Miejsce śmierci przesunięto z serca do mózgu (...). Ta pospieszna akceptacja śmierci mózgu (...) wydaje się niezwykła, szczególnie z nieustającymi kontrowersjami wokół aborcji i definicji życia poczętego". A więc definicja śmierci znów jest naukowo kontrowersyjna, jak definicja życia (poczęcia?). To rzeczywiście bardzo ciekawe dlaczego ludzie tak często "wykłócają się o to, co stanie się z nimi po śmierci, a o wiele rzadziej o to, co było z nimi, zanim się urodzili" (poczęli?).

Od siebie dodam, że dawniej ludzie mieli tak samo jasną wiarę w to, gdzie była dusza przed poczęciem (np. w plemniku), jak to, gdzie będzie ona po śmierci (np. w czyśćcu). Moja hipoteza jest taka, że to z powodu emancypacji i politpoprawności nie wypada wyrażać swojej wiary w to, gdzie mieszkają dusze przed zapłodnieniem. Ale wróćmy do paradygmatu naukowego.

Dokonał się kolejny krok na drodze coraz lepszego rozumienia faktu, że zapłodnienie, narodziny, życie i śmierć są jednym ciągłym procesem przemian chemicznych bez początku, bez kamieni milowych, bez końca - martwa kobieta może urodzić żywe dziecko, martwe komórki mogą być źródłem DNA dla żywych komórek jajowych, martwy mózg (nie każdy) będzie można wskrzesić... Musimy pogodzić się z tym, że wszystkie definicje w rodzaju "moment poczęcia", "moment śmierci" są arbitralne i nienaukowe. Kto tego nie potrafi zrozumieć, niech spróbuje z tematem łatwiejszym - z definicjami gatunku... a właściwie z jedną, tą łatwą - paleontologiczną (istnieje druga ścisła definicja symbiotyczna, ale  jeszcze nikt jej nie rozumie, poza Margulis - jej autorką).

Ten akapit można pominąć, kto rozumie ciągłość procesu. Paleontolog odkopuje stare szczątki zwierząt i porównuje do innych, jeszcze starszych przodków. Zwykle jest tak, że odstępy czasu nie są jednakowe między szczątkami. mamy np. szczątki sprzed miliona lat, sprzed, 2 milionów, 3 milionów, 3,5 miliona, 7 milionów, 8 milionów, 11... Paleontolog widzi, że im większa liczba, tym mniejsze jest podobieństwo do znanego żyjącego gatunku potomków. Naturalnie więc przyjmuje, że gatunek sprzed 7 milionów lat jest innym gatunkiem. Mówi się, że nasz gatunek narodził się 3,5 miliona lat temu - wyewoluował z tego gatunku, którego szczątki pochodzą sprzed 7 i 8 milionów lat. Kreacjoniści atakują, udając idiotów, że te gatunki tak bardzo się różnią między sobą, że nie jest możliwy taki ewolucyjny przeskok, więc teoria ewolucji jest fałszywa. W rzeczywistości gatunki nie różnią się między sobą – jest ciągły proces przemiany gatunku – im mniejsza odległość w czasie wykopalisk, tym mniejsze różnice są między nimi. Gatunki definiowane są arbitralnie.

Nie istnieją granice między kopulacją, zapłodnieniem, życiem a śmiercią. Zamiast granic mamy ciągły proces. Jednak mamy coś, co można ściśle zdefiniować. Zamiast definiować to, co niemożliwe, lepiej zdefiniować to, co możliwe. Zamiast „momentów” zdefiniujmy stany: „stan żywej komórki:, „stan żywego człowieka”, „stan martwego człowieka”. Te stany można zdefiniować na tyle ostrożnie, żeby nie mogło być żadnej kontrowersji. W jednej z poprzednich swoich notek zaproponowałem zdefiniowanie „stanu dorosłości”, żeby zlikwidować głupią, arbitralną i krzywdzącą definicję obowiązującą. Teraz proponuję uogólnić tę zasadę na wszystkie „momenty przełomowe”. Zlikwidować wszystkie prawnicze definicje „momentów” i zastąpić je definicjami stanów.. 

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo