Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
302
BLOG

Odcinek czwarty

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 41

Ochroniarz szedł, wskazując znaną Returnowi drogę do drzwi pałacowych, gdzie przejął go kamerdyner i zaprowadził do gospodarza. Nowak siedział przy kominku wpatrzony w wielkie przyozdobione witrażem okno ze szklaneczką w dłoni.

Return przypuszczał, że należy on do najbogatszych Polaków, chociaż nigdy nie pojawiał się w rankingach, którymi z namiętnością przerzucały się kolorowe pisma. Jak często podkreślał, dbał o swoją prywatność. Return nie wiedział nawet, czy Nowak ma jakąś rodzinę poza jednym napomknięciem o córce, która skończyła studia za granicą.

– Witam, witam w moich skromnych progach redaktora, chlubę polskiej żurnalistyki! – Zażywny sześćdziesięciolatek otworzył w kierunku Returna ramiona, ale skończyło się na uścisku dłoni.

– Więc niedobrzy ludzie chcą się zamachnąć na profesora Lwa. Mariana Lwa. Nasz autorytet moralny i nie tylko... – Nowak zawsze usiłował utrzymać ironiczną tonację wypowiedzi, choć nie zawsze mu się udawało. – Ale zamach na nasz autorytet to zamach na nasze wartości – Nowak zaśmiewał się, zadowolony z siebie – na naszą wolną, niepodległą i praworządną ojczyznę. Na nasz etos. A na naszą ojczyznę, nasz kraj, zamachnąć się nie pozwolimy, a ręce podniesione zostaną... jak to było powiedziane... Czy wiesz, skąd on może mieć te materiały? – to pytanie było już zupełnie serio.

– A jesteś tak zupełnie pewny, że w IPN-ie nic nie ma? – Dopytywał się Return, wyciągając się w fotelu i popijając osiemnastoletni Chivas.

– Coś może być – prychnął Nowak – pewności mieć nie można. Ale z tego, co wiem, to jeśli nawet znajdą się tam jakieś papiery, to wymagałyby dużo pracy, aby zrobić z nich coś w rodzaju dowodu. O ile wiem, informacje w nich to byłyby, no, jak się to mówi, to byłyby... poszlaki, no właśnie, poszlaki. Wiesz... Potrzebna jest interpretacja, a sądy lustracyjne tak daleko się nie posuną. – Zaśmiał się znowu. – Ja, zresztą, już wiem, że Wilczycki, a właściwie ten, jak mu tam, Czułno, nie z IPN-u ma materiały. Ktoś musiał mu podkablować – to Nowak powiedział już wręcz groźnie. – I ja domyślam się, kto to mógł być. Wiem...

– No, no, chapeau bas, panie pułkowniku, parę godzin...

– Nie mów do mnie: pułkowniku. Powtarzałem ci. Nawet żartem i nawet, gdy jesteśmy sami – Nowak nie żartował. – Potem zapomnisz się i powtórzysz tam, gdzie nie trzeba. Już paręnaście lat w cywilu. Zapomnij, kim byłem. Kim byliśmy! Wszyscy! – dodał zgryźliwie, ale zaraz zawahał się i spojrzał na Returna: – No, w rozsądnych granicach. Zapomnij w granicach rozsądku. Coś przecież musisz pamiętać – roześmiał się raptem i poprawił w fotelu.

– Materiały Czułnie podrzucił gostek od nas. Ze służb. Na mojego nosa to odprysk innej sprawy. Domyślam się, o co chodzi. Przypominam sobie te paliwowe awantury. Coraz większa forsa, coraz większe ciśnienie. Kurwa – twarz Nowaka wykrzywiła się, nie przypominała już oblicza jowialnego szlagona z prowincjonalnego dworku – ta bezkarność ich rozpuściła. Trzeba im przypomnieć, że to nie przelewki. Chodzimy po coraz gęstszym polu minowym, choć forsa coraz większa, a może właśnie dlatego. Ostrzegałem. Jak tak dalej pójdzie, to wreszcie i za nas się wezmą. Nie wystarczy naszych sędziów i prokuratorów. To już inne czasy.

Nowak zerwał się z fotela i zaczął chodzić przed kominkiem coraz szybciej i szybciej. Jego twarz skurczyła się jak pysk gotowego kąsać zwierzęcia. Return nigdy nie widział go tak wzburzonego. Szkoda, że żaden ochroniarz nie może wziąć go na smycz, pomyślał. Dopił whisky, bezwiednie uderzając zębami o szklankę.

– Trzeba przywrócić porządek – wyrzucił z siebie Nowak. – Lojalność. Trzeba dać nauczkę. I ja to załatwię. Trzeba zrobić pokazówę. No, ale ciebie to już nie obchodzi – odwrócił się do Returna znowu rozluźniony, jakby nagle przypominając sobie o jego obecności. – Ty masz inną robotę. Pomyślałem o twoim programie.

– Ja też.

– To dobrze, że podobnie myślimy. To też będzie pokazówa. Każdy w swojej specjalności. – Nowak roześmiał się. Śmiał się jakiś czas, popijając whisky, wyraźnie rozbawiony.

– W każdym razie, wiesz, ty możesz wziąć na siebie główne zadanie. Załatwić, no, nie... – Nowak znowu ostrożnie dobierał słowa – obnażyć konsekwencje prowokacji Wilczyckiego. Pokazać, że otworzył on puszkę Pandory, która gotowa zmienić nasze życie w piekło pomówień. – Nowak uśmiechał się wyraźnie zadowolony ze swojej kwestii.

– Nie wiem, czy nie przeceniasz moich możliwości. Jak to sobie wyobrażasz? Mogę zakwestionować oskarżenia Wilczyckiego, ale przekreślić je?...

– Myślałem o tym. Pewnie masz z nim dobre stosunki. No, z Wilczyckim – dodał niecierpliwie w odpowiedzi na pytające spojrzenie Returna.

– Jak z wszystkimi, niezłe.

– No właśnie. Zaprosisz go do swojego bezstronnego programu. Musi wierzyć, że to program jak inne, choć i tak będzie już podenerwowany. To ważne. W każdym razie wszystko będzie jak trzeba. Bezstronny ekspert z IPN-u to Zimiński.

– Tak, rzeczywiście, to właściwy wybór.

– A myślisz, że z kim mówisz? Z p-r-o-f-e-s-j-o-n-a-l-i-s-t-ą

– Nowak wyciągał to słowo w nieskończoność nalewając sobie kolejną szklaneczkę. Po chwili, zauważając gest Returna, nalał i jemu. – Dobieranie odpowiednich ludzi to moja specjalność. No nie? – Uśmiechnął się pełnym garniturem lśniących implantów.

– Najważniejszy jest jednak sojusznik. Sojusznik dla Wilczyckiego. Żeby poczuł się pewny. Żeby się rozluźnił. Najpierw myślałem o wariacie. Takim, co to będzie wyjaskrawiał tezy wynikające z rewelacji Czułny, a tym samym kompromitował je. Wrzeszczał, że tu sami ubecy i tym podobne. – Nowak promieniał coraz bardziej. Był w swoim żywiole. – Ale potem zrozumiałem, że to tylko element. Nie najważniejszy. Jeśli dasz radę takiego zaprosić, to dobrze, choć nie wiem, czy zmieścisz tylu gości. To możesz załatwić przez felietony filmowe. Tak je nazywacie? Prawda? – Nowak lubił podkreślać swoje obycie. – Kilku rzeczowych komentatorów zaniepokojonych tym, co się wydarzyło, i zwolennik Wilczyckiego, wariat, który mówi prawie o szubienicach. Najważniejszy jest jednak sojusznik redaktorka „Kuriera”. Szacowny prawicowiec, na którego ten będzie liczył. A prawicowiec przed kamerą wytnie mu numer. Wilczycki załatwiony. I to na wizji. Wszyscy będą to widzieli. Wszyscy zobaczą, jak redaktorek zgłupieje, jak mu zabraknie słów. Kompromitacja. No i dobrze byłoby mieć jakiegoś biskupa, który wyraziłby zaniepokojenie zdziczeniem obyczajów. Będziesz miał swój dzień. Będą cię cytowały wszystkie gazety, pokazywały ten fragment wszystkie telewizje. Zwycięstwo. Czy nie lepiej, że Wilczycki to wyciągnął? Skompromituje lustrację na dobre.

– Tylko skąd takiego prawicowca wziąć? – Zafrasował się Return, porwany już wizjami Nowaka.

– A widzisz... Wymyśliłem go. To Kostka!

– Ludzie właściwie o nim zapomnieli...

– To przypomną sobie. Przedstawisz go z całym zadęciem jako taki autorytet prawicy, nieomal prawicowego Lwa – Nowak cieszył się jak dziecko.

– No, ale skąd pewność, jak się zachowa?

– Będziesz musiał się z nim spotkać. Nie będę uczył cię, jak rozmawiać. Sam wiesz to najlepiej. Wiesz przecież, do czego prowadzić mogą rewelacje Czułny i potrafisz to wytłumaczyć takiemu Kostce. Tylko jedno: w pewnym momencie powiedz mu, rzuć mimochodem, że przecież do „Słowa” podrzucili materiały o nim, o Kostce. Na szczęście Michał, to znaczy Bogatyrowicz, wyrzucił je do śmieci. Poinformuj wcześniej redaktora, żeby nie był zdziwiony i nie wysypał się, jeśli będzie z Kostką rozmawiał. Wspomnij, że chodziło o jakąś prowokację z siedemdziesiątego ósmego roku, pamiętaj – z siedemdziesiątego ósmego. A biskupa najlepiej znajdzie Bogatyrowicz. Najlepszy będzie Korytko. Widzisz, ja też mam swojego typa. I to niejednego. Wiesz...

Niespodziewanie Nowak rozluźnił się i rozmarzył. Rozparł się głęboko w fotelu i spojrzał w ciemne okno. Za szybą kłębił się czarny deszcz.

– Wiesz, to może nie jest takie złe? Może to zrządzenie opatrzności, a może kogoś innego? – Nowak czujnie przyjrzał się Returnowi. – Ktoś przecież mógł przygotować taką operacyjną grę. Taki gambit, po którym zaraz dajemy mata. I nie poświęcamy nic. Obronimy nasz autorytet i damy po łapach tym, którzy wyciągają je po nasze papiery. Bo sprawiedliwość musi być i sama opatrzność będzie o to dbała.

 

 (koniec rozdziału pierwszego)   

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka