Na stronach dzisiejszego portalu „Rzeczpospolitej”, można znaleźć ciekawy wywiad z Jerzym Sturhem, pod tytułem „Obserwuję stępienie zasad moralnych”. Pretekstem do spotkania Pani red. Barbary Hollender z reżyserem była premiera nowego filmu tego artysty „Korowód”. Film przedstawia dość „grubą kreską” obraz polskiego społeczeństwa i zanikanie w nim moralności, czyli po prostu rozróżniania dobra od zła, efekt wprowadzenia „grubej kreski” w III RP, na zasadach miłosierdzia do bliźniego. Miłosierdzia w wydaniu beta, na specjalnych zasadach, bez wcześniejszego ujawnienia winy i zadość uczynienia skrzywdzonym. Specyficznego miłosierdzia, nieprawdaż?
Od początku III RP, wiele „autorytetów” lansowało w Polsce tezę, że najpiękniejszym kolorem jest szary i w przyrodzie nie znajdziemy ani białego, ani czarnego, zawsze coś pośredniego, że często złe czyny są wypadkową tzw. problemu społecznego. Nie dawno kolejna osoba przyznała się, że została zmuszona do bycia po stronie zła, że zło zmusiło go do współpracy. Zrobiła to w świetle kamer, ubiegając się o wysokie stanowisko w rządzie. Już widzę w tym Panu kolejnego Anakina. J.Stuhr wspomina o tym wydarzeniu, że było niczym z jego filmu, że to był realny odpowiednik bohatera „Korowodu. Filmu nie widziałem, zdaniem krytyków, podobno jest kiepską bajką, która nie rozumie zawiłości tematu. Myślę tu o krytykach, którzy sam pomysł kręcenia filmu „o lustracji” uznają za nie cool nie trendy.
Pan Jerzy zastanawia się nad losem młodych, nad utratą ich moralności, nad przyczynami stępienia rozpoznawania złych czynów od dobrych. I dobrze, jednak nie zauważył, że media przedstawiły oświadczenie kandydata na ministra, jako ofiarę spisku ciemnogrodu, miłości, ciężkich czasów, geopolityki, nie zaś jako przyznanie się sprawcy do winy. Ten facet przekazał nam swoją słodką tajemnicę, jak swój atut „szczerości” w wyścigu do teczki ministra, nie słyszałem od niego: przepraszam, nie jestem godzien, rezygnuję, chyba, że mi wybaczycie.
Wyobraźmy sobie dzisiejszego 17, 21, 30 nastolatka. I co? Gość urodził się w roku 90 XXw. Wie, że kiedyś coś było, że był komunizm czy coś tam. Rozwija się, czyta gazety, śledzi telewizję. I z jednej strony słyszy, że generał WJ to zły, bo pognał wojsko na ulice-stan wojenny, a z drugiej był pierwszym prezydentem PRL/III RP (Tak jak Bierut sic!, pierwszym i ostatnim w PRL), potrafił przytulić się do redaktor Moniki i z Panem Adamem wypić kielicha, że górnicy z Wujka coś chcą od sądu, tylko nie wiadomo czego, także od „człowieka honoru” gen. Czesława. Po jakimś czasie czyta w prasie, czy w książkach, że problem agentury został rozwiązany w Niemczech w pierwszych dniach rozwalenia muru berlińskiego, zaś w Czechach zaraz po uzyskaniu przez ten kraj niepodległości. I po wielu „aferach” z teczkami wie, że teczki UB i SB są na pewno wybrakowane, na pewno sfałszowane zaś wszyscy agenci to potencjalni Wallenrodzi. Zaś, premier Jan O, zostaje obalony, raczej w ciągu jednej nocy zmieniony na Waldka, bo niby pierwszy zaczął wprowadzać nas do NATO i UE, ale "to był zły człowiek", bo chciał ujawnić wszystkich byłych agentów wśród urzędników, a przecież dobro złem zwyciężaj, po co im robić krzywdę (pal sześć dziadka Waldka, którego zlikwidowała brygada UBeków, bo kolega na niego doniósł), teraz jest inaczej - jednoczmy się! Dziwi go wiele rzeczy,np. to, że dopiero po 17 latach niepodległości ludzie z Solidarności zostali uhonorowani medalami, a nie zaraz po „rewolucji 89 roku”. Pewnie nie mieli „pleców”, tak jak wujek, dawniej szef GS-u i lokalnego komitetu partii, teraz prezes wielkiego banku. Co innego dziadek Stefek, dobrze że w końcu po 60 latach, ktoś sobie przypomniał o nim jako o powstańcu. Przeżył rządy prezydenta Lecha, który podobno miał teczkę i za głównego doradcę własnego kierowcę, który miał kilka fotek z dziwnymi kumplami z MO, potem premiera Józka który miał służyć dla Rosji, nikt nic nie udowodnił i prezydenta Olka przyjaciela pracownika Rosji (w jakiś tam siłach specjalnych), który okłamał, że miał magistra, a teraz słyszy od Pana Stefana, że krajem rządzi dwóch złośliwych bliźniaków, kurdupli. Ten nasz młody żyje sobie, współczuje biednym działaczom „S”, którzy musieli kablować, bo było ich wielu i ... musimy naszego młodego zostawić, bo przecież musi napisać ściągę z polskiego, potem załatwić sobie „jeszcze ciepłe” radyjko do autka oraz zgrać mp3-ki nie dawno ściągnięte z osiołka, bo płytka kosztuje za wiele i nie jest frajer. W końcu, jak inni potrafili się ustawić, na plecach kolegów i rządzą tym krajem, baa są autorytetami, to są goście i on także musi się jakoś ustawić, kombinować, bo kto nie kombinuje ten w kozie nie siedzi! Cieszy się, że nowy premier zrobi drugą Irlandię w Polsce, może nie będzie musiał spotykać się z Polakami za granicą. Jest cool!
Mogę tak bez końca pisać. Niestety dalej „pomniki” stawiają nie tym co trzeba. I ot dlaczego Polakom stępiły się zasady moralne. Co robić? Myślę, żyć, normalnie, zgodnie z własnym dekalogiem, czy jak chcą ateiści czy innowiercy zasadami... „W imie zasad...” i „w imię Ojca”. I przede wszystkim myśleć.
Czy film „Korowód” jest kontynuacją korowodu z „Popiołu i diamentu”? Filmu, w którym diament-główny bohater był przedstawiony jako problem moralnych autorytetów od dziadka Stalina? Zobaczymy. Stalina już nie ma, jego autorytety i ich uczniowie, dalej żyją i zarabiają. Szkoda, że ciągle mają duży wpływ na „matriksa” tworzonego dla nas w mediach. Proszę myślmy, szukajmy prawdy! Sami! To i kręgosłup moralny się nam poprawi.
Inne tematy w dziale Polityka