W wyborach parlamentarnych na Węgrzech partia Fidesz Viktora Orbana zdobyła większość konstytucyjną. A powód mojej zazdrości jest prosty - jest nim przyszły premier Viktor Orban, który mówił niedawno tak: "Najważniejszym krokiem będą cięcia podatkowe. Opowiadam się za nimi od lat i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby zostały wprowadzone." Zatem, polityk idealny. Węgierski elektorat po latach katastrofalnej polityki gospodarczej prowadzonej przez socjalistów po prostu wybrał to co jest dla niego najlepsze. Szkoda, że w Polsce nie mamy tak oczywistego wyboru.
Co prawda, rządzący nami pseudoliberałowie z PO też obiecywali obniżki podatków. Niestety po wyborach nie tylko szybko o podatku liniowym zapomnieli, ale zaczęli podwyższać podatki pośrednie. Tłumaczą to oczywiście kryzysem i dziurą budżetową. Wydaje się, że ani premier Tusk, ani szara eminencja Boni, ani rzekomo najlepszy minister finansów w Europie Rostowski nie rozumieją, że podwyżki podatków wcale nie muszą prowadzić do wyższych wpływów podatkowych. Rozumie to natomiast najwyraźniej Orban, który deklaruje: "Nasza polityka gospodarcza ma koncentrować przede wszystkim nie na oszczędnościach, ale na tym jak generować wzrost gospodarczy - to jest kwestia najważniejsza. Nie będę mógł dokonać żadnej racjonalizacij budżetu jeśli jednocześnie nie skierujemy gospodarki węgierskiej na ścieżkę wzrostu".
Jeśli natomiast chodzi o Prawo i Sprawiedliwość jako główną partię opozycyjną to niestety nie do końca wiadomo jakiej polityki podatkowej możemy się po nich spodziewać. Należy oczywiście pamiętać, że to rząd Kaczyńskiego z Zytą Gilowską ostatnio obniżał podatki. Lech Kaczyński był przeciwny podatkowi liniowemu, ale w pewny momencie, i to już w trakcie kryzysu, bardzo mądrze zasugerował obniżkę podatku VAT. Jeśli Jarosław Kaczyński wystartuje w wyborach prezydenckich to mam nadzieję, że sprecyzuje swoje stanowisko w kwestiach podatkowych.
Inne tematy w dziale Polityka