Nie bardzo interesują mnie te ostatnie przepychanki w PiS-ie, czy też rozważania o tym czy Jarosław Kaczyński powinien odgrywać raczej surowego czy łagodnego ojca narodu. Denerwuje mnie natomiast popularność jaką się on najwyraźniej cieszy wśród wielu skądinąd przyzwoitych i mądrych publicystów. Widzą oni zazwyczaj w Kaczyńskim człowieka, który choć może niezbyt dobrze zna się na gospodarce, to jest w stanie zbudować w Polsce silne i sprawne państwo.
Otóż problem w tym, że Kaczyński nie rozumie jednej bardzo ważnej sprawy, a mianowicie tego, że żeby zlikwidować korupcję, czy różne sitwy, nie wystarczą środki policyjne, ale potrzebne są rozwiązania strukturalne. Trzeba więc radykalnie zmniejszyć biurokrację, co spowoduje, że od razu będzie mniej potencjalnych złodziei. Tymczasem Kaczyński tak jak i Tusk zatrudnił tysiące nowych urzędników. Poza tym, trzeba wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze, które oznaczają odpowiedzialność polityków bezpośrednio przed wyborcami a nie przed szefem partii. Tymczasem Kaczyński na spotkaniu w Salonie 24 powiedział bardzo wyraźnie, że jest przeciwny JOW-om. Dlaczego? Ano dlatego, że znacznie bardziej zależy mu na jego osobistej władzy niż na Polsce. Polska wcale nie jest najważniejsza.
Inne tematy w dziale Polityka