Rok 2050, Polska.
Redakcja Gazety Wyborczej: Dochodził wieczór. Jan Blumensztejn wylogował sie ze swojej stacji roboczej. Z zazdowoleniem puścił do publikacji swój pożegnalny tekst, dotyczący szkodliwej roli partii opozycyjnej w Polsce. Na biurku zostawił zdjęcie swojego idola z młodzieńczych lat. Na nim uśmiechnięci Donald Tusk z Adamem Michnikiem i nim, piękne czasy dokładania opozycji w roku 2011. Nad wszystkimi trzema tęczowa flaga. Przy wyjściu rzucił krótkie cześć Ahmedowi i Osamie, muzułmańskim ochroniarzom. Nie silił się na uśmiech, bo już nie napiszą na niego donosu za obrazy religijne. Nie przypuszczał, że bardzo się myli. Obaj panowie już napisali kolejny donos do Urzędu Równości, który wiele lat temu stworzył rząd. Instytucja ta, z uprawnieniami większymi niż ABW, kontrolowała większość aspektów życia społecznego. Ale swoich nie ruszała, w końcu nie na darmo pracowali tam kumple Blumensztajna.
Samochodu nie miał, VAT i akcyza na luksusowe towary wynosiły 50%, nawet jego nie było stać na własny pojazd. Teraz po mieście jeździły głównie rządowe czajki. Czarne, elektryczne samochody, cicho przemykały się po dzielnicy rządowej. Daleko nie miał, spacerek wolnym krokiem umilało mu obserwowanie postępowych haseł na budynkach rządowych. W domu czekał na niego email z ZUSu. Ucieszył się, bo już rok wcześniej złożył blisko stustronnictowy wniosek. Mimo epoki komputerów, ZUS dzielnie obronił się przed tą nowomodą i nadal honorował staromodne papiery, które Blumensztajn tak lubił. Ucieszył się, bo przyszła decyzja o wysokości emerytury.
Wysokość świadczenia wywowała w nim jednak wściekłość. On, zasłużony działań Wyborczej, dostał zaledwie 150 złotych, w tym 100 złotych podstawy miesięcznie i 50 złotych dodatku dla zasłużonych. Sam czynsz za apartament wynosił 100 złotych, a bochenek chleba po ostatnich regulacjach podatkowych to blisko 5 złotych. W redakcji zarabiał 10 razy więcej. Co się stało?
Nagle dotarła do niego straszna prawda. Jest biedakiem. Nie mógł utrzymać z emerytury swojego apartamentu. To co zarabiał, wydawał od razu, przecież nie wypadało odstawać od młodzieży redakcyjnej. Hulaszczy tryb życia spowodował, że miał mały kredyt konsumpcyjny. A teraz nie będzie miał go z czego spłacać...
Myśli Blumensztajna niewesoło błądziły wokół jego tragicznej sytuacji ekonomicznej. Za oknami zapadał zmrok, gdy nagle w jego umyśle obudziło się straszne podejrzenie. Było to niperawdopodobne, ale jednak możliwe. Przypomniał sobie swój artykuł sprzed kilkudziesięciu lat, dotyczący znanego polityka i publicysty, w którym wyśmiewał jego poglądy. Blumentsztajn jak w błysku flesza ujrzał swoje własne zdania "kabareciarz w muszce", "średniowieczne poglądy", "postęp musi zniszczyć stare wierzenia paranoików pokroju tego pana", "w grobie nie będzie już szkodził rządowi" . A jednak... to Korwin-Mikke miał rację. Na którymś z rautów powiedział mu wtedy w twarz "Pan, panie Blumensztajn, i pana koledzy, będzie głodować na tych swoich emeryturach, jeśli jakiekolwiek dostaniecie. Zapamięta pan moje słowa."
I teraz Blumensztajn je sobie przypomniał.
Inne tematy w dziale Rozmaitości