Epidemia to nieszczęście, wiadoma sprawa. Trwa niestety już długo, wszyscy jesteśmy nią zmęczeni, ale musimy się dostosować do realiów - wyjścia nie ma. Zastanawiam się więc, czy mogę dostrzec w tej sytuacji jakiekolwiek pozytywy?
Z ewentualnych "plusów" epidemii, na które próbuję się zdobyć, może by takie wymienić:
- różne prawdy wychodzą na jaw, zostają odsłonięte, obnażone (a prawdę warto znać, nie ma co sobie mydlić oczu)
- trzeba się zatrzymać, a gdyby nie ten przymus zatrzymania, to byśmy pędzili bez końca
- walcząc o zdrowie, może ktoś się ocknie (choć nikomu nie życzymy tej walki...)
- patrząc na czyjeś cierpienie, może ktoś też się ocknie (choć tego patrzenia też nikomu nie życzymy...)
- trzeba się nauczyć spotkań online (np. matki na macierzyńskim, czy wychowawczym mają wreszcie kontakt z innymi dorosłymi)
- uczymy się lepiej dbać o zdrowie (z konieczności)
- niektórzy oduczą się biegać z każdym drobiazgiem do lekarza (żeby nie ryzykować zakażenia w przychodni)
- lekarze dają nam recepty w 2 min. podczas teleporady, bez konieczności wizyty „na mieście”
- padną cierpkie słowa w rodzinach, ktoś nie wytrzyma i wreszcie powie, co mu od dawna zalega (ale nie wiadomo, czy to plus, czy minus)
- coś się zapewne oczyści (tylko jakim kosztem...)