Pewien popularny dziennikarz-celebryt stwierdził kiedyś w swoim talk-show, że w Polsce mogłoby za jakiś czas być jak w Hiszpanii. Minus słońce...
Od 10 do 18 czerwca udało mi się spędzić przedwczesne (i jak na razie jedne z najwspanialszych w moim życiu) wakacje w Andaluzji. Niespodziewanie wypad zaproponował mi mój dobry kumpel, który wówczas dopiero co obronił pracę licencjacką i wybierał się tam ze swoimi rodzicami. Mieszkaliśmy w Torremolinos, mieście zrośniętym z Málagą jak Sopot z Gdańskiem. Na lotnisku w Máladze zresztą wylądowaliśmy.
Nie twierdzę bynajmniej, że poznałem kraj piłkarskich mistrzów Europy. Ale Torremolinos i Málagę (miasto narodzin Pabla Picassa) zwiedziłem na tyle dobrze, iż pewnymi spostrzeżeniami mogę się tutaj podzielić, gdyż pozwalają mi sądzić, że w reszcie Hiszpanii wygląda to wszystko podobnie.
"Polacy mają depresję totalną, dlatego że nie ma słońca / Przez siedem miesięcy w roku, a lato bywa czasem niegorące" - melodeklamuje Kazik Staszewski w utworze "Cztery pokoje". Rzeczywiście - po powrocie do Wrocławia oraz wcześniej, gdy wylądowaliśmy w Katowicach i przebijaliśmy się przez Górny Śląsk (sławetny dzięki patologicznej organizacji ruchu i beznadziejnym drogom), znakomity humor, towarzyszący mi non-stop w krainie corridy i flamenco, został nieco nadwątlony. Spostrzeżenie Poety i dziennikarza-celebryta jest - owszem - trafne, bo nieustające zadowolenie z pewnością powinienem zawdzięczać w ogromnej części przygrzewającemu słoneczku. Wszak nie bez powodu region, w którym leży Málaga, Torremolinos, Fuengirola itd., nazywa się Costa del Sol (Wybrzeże Słońca). Lecz diagnoza Kazika jest niepełna, a pobożne życzenie pana z telewizji odległe jak Andaluzja. Uświadomiłem to sobie, tłukąc się przez śląskie "drogi" i przypominając po kolei:
1. Lotnisko w Máladze. Nie najnowocześniejsze (ale cóż przecież może być wciąż nowe?!), lecz doskonale zadbane i czyściutkie. Tam myte są nawet tablice informacyjne, a na podświetlanych szyldach trudno doszukać się choćby najmniejszej plamy. Elektryczne wózki-mopy (takie jak u nas zobaczyć można w hipermarketach, tylko że większe) jeżdżą po podłodze lotniskowej poczekalni bez przerwy.
2. Ulice, chodniki, przystanki autobusowe w Torremolinos i w Máladze. Też sprzątane częściej i na pewno dokładniej niż w Rzeczpospolitej Polsce. Mury, wiaty przystankowe (choć to już rzecz raczej mentalno-społeczna, jednak warta zaznaczenia) nie obazgrane żadnym pseudo-graffiti.
3. Plaże w Torremolinos (w Máladze również). Co noc po plaży śmigały pojazdy, sprzątające śmieci. A wiem to, bo co noc z kumplem na tę plażę łaziliśmy, aby przy akompaniamencie fal Morza Śródziemnego delektować się hiszpańskim winem. (Nawiasem: polecam "Don Opasa" - butelka kosztuje 1 €uro z hakiem, a to prawdziwe i pyszne wino, niepozostawiające cierpkiego posmaku!).
Czy Hiszpanie śmiecą? A owszem, tak. Pewnie nie mniej niż Polacy. Niedopałki papierosów (a palą na potęgę) wyrzucają gdziekolwiek: na chodnik, na deptak, na plażę. W tym względzie bliżej im do nas, aniżeli do Niemców bądź Czechów. Zatem fakt, że u nich czyściej nie jest kwestią społecznej dyscypliny, ani nawet - zaryzykuję stwierdzenie - większej od naszej majętności, tylko lepszej organizacji służb porządkowych. Jak posprzątają (co robią często i solidnie), to jest rzeczywiście czysto.
4. Z Torremolinos do Málagi. Autobusem na lotnisko jedzie się około 20 minut. Kolejką na główny dworzec autobusowy - około 15. Na przystanku kolejowym w Torremolinos nie ma kas - są automaty biletowe; bilet do Málagi, jeśli dobrze pamiętam, kosztuje 1,30 €uro. Wszyscy kupują, chociaż, jak się okazuje, w tę stronę nikt biletów nie sprawdza (ciekawe, czy u nas by to przeszło?...). Za to już w Máladze nie przejdzie się przez bramkę bez biletu. Co więcej - tam nawet prześwietlają bagaże jak na lotnisku (tak jest, jak przypuszczam, po zamachach w Madrycie z 2004 r.). Nieco wydaje się to absurdalne, bo teoretycznie wwieźć do Málagi bombę można, tylko wywieźć już nie... Kolejka porusza się sprawnie (i przyjeżdża punktualnie!), a wagony również są świetnie zadbane i klimatyzowane; podróż przebiega przyjemnie.
5. Ostatnio w związku ze sprawą Jammie Thomas-Rasset po raz n-ty rozgorzała w Polsce dyskusja, jaką to plagą w naszym kraju jest piractwo fonograficzne, i narzekania polskich muzyków, że Polacy wolą ściągać utwory i całe wręcz płyty w sieci, aniżeli je kupować. Na dworcu kolejowym w Máladze wstępujemy do mediamarktu. Kupuję tam oryginalną płytę zespołu rockowego El Canto del Loco "Zapatillas" (w prezencie dla bliskiej osoby) za - uwaga! - 5 €uro. I weźmy jeszcze poprawkę, że w Hiszpanii jednak stopa życiowa jest nieco wyższa...
6. W kolejności: morze, plaża, murek, deptak, ulica, chodnik, hotele... Wracając z plaży około północy, spotykamy czwórkę młodych tutejszych mniej-więcej dwudziesto-, dwudziestokilkuletnich. Przysiadamy się. Dziewczyna i trzech facetów. Jej tylko imię zapamiętałem. Bo María nie dość że śliczna, to jeszcze wita nas słowami: "Łatwo jest mówić po polsku" - prawie płynnie. Okazało się, że jej jest jakoś spowinowacona z Polakami. Częstują nas cervezą. My chcieliśmy winem, ale przy przedstawianiu się potrąciłem butelkę (na szczęście i tak niewiele już go zostało). Za to palą polskie szlugi. Rówieśnicy z Andaluzji wiedzą, gdzie Polska i że Varsovia capital city. Wymieniają też kilku naszych słynnych rodaków - nie tylko Chopina i Juana Pabla segundo. Miód! Łyżeczka dziegciu tylko, kiedy pytają, czy u nas są McDonaldy... Gdy chwalimy się, że w eliminacjach do Ligi Mistrzów Wisła wygrała w Krakowie z Barcą, przyznają, że nie kojarzą, ale musi to być dobra drużyna (przez grzeczność nie zaprzeczamy)... Później częstują haszyszem, kumpel podziękował. Ale ja zapalam, a kolega Hiszpan, że dobry, z Maroka, contrabanda. Na murku stoją butelki cervezy, pod murkiem na deptaku stłuczona butelka po winie; ulicą przejeżdżają kolejne patrole policyjne, nie ukrywam strachu. "U nas się nie czepiają. Tylko gdy ktoś rozrabia". "A w Polsce nawet za gram haszu można trafić przed sąd i nawet do mamra". Hiszpan oczy jak pięć złotych: "W Hiszpanii do 10 gramów na własny użytek spokojnie". I jak widać można. Naród jakoś nie chodzi rozćpany. Bo konopie jak cerveza - dla ludzi. Nie rozrabiasz - jest OKej. Tam o tym wiedzą...
"A my walczymy, żeby w Polsce było legalne" (nota bene: o bezsensowności obecnych przepisów pisałem na blogu sporo i jak dotąd nikt nie przedstawił mi mocnego argumentu za status quo) i być może kiedyś się doczekamy. I być może kiedyś doczekamy się czystych i przyjaznych podróżnym lotnisk, na których nie będzie dochodziło do takich sytuacji. I być może kiedyś doczekamy się ulic, na których po pracy służb porządkowych będzie widać, że w ogóle tam były. I być może kiedyś będziemy mogli wychodzić na nadbałtyckie plaże bez obaw, że nasze dzieci wykopią z piasku pety albo skaleczą sobie dłonie szkłem. I być może kiedyś nasze tramwaje, autobusy i pociągi będą przyjeżdżać punktualnie, a kierowcy i motorniczy zdadzą sobie sprawę, że przewożą ludzi, a nie worki kartofli. I być może kiedyś ktoś mądry przyjrzy się uważnie przepisowi o niespożywaniu alkoholu w miejscach publicznych i przypomni sobie, czemu i komu tak naprawdę miał służyć. I że ktoś walnie się w łepetynę i pomyśli, czy rozsądne i cywilizowane ceny płyt przynajmniej po części nie rozwiązałyby problemów rodzimego rynku muzycznego, tak żeby artyści, aby przeżyć, nie musieli już "dawać d...y z Radiem Zet". A Polakom wracającym z Andaluzji będzie brakowało tylko słońca...
No, chyba że wcześniej doczekamy się zmiany klimatu...


Rzecz godna polecenia. "Don Opas" - dobre i tanie, PRAWDZIWE wino hiszpańskie.
chrześcijanin † rzymski katolik
wolnościowiec, liberał klasyczny (nie lewicowy), libertarianin (prawe skrzydło), minarchista, zafascynowany konserwatyzmem wolnościowym za sprawą Nicolása Gómeza Dávili
wyznawca zasady (której oczywiście nie da się określić na poziomie definicji, lecz na konkretnych przykładach - jak najbardziej), że wolność danej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej - i to powinno być jedyne ograniczenie wolności
patriota, antykomunista, antynazista, antysocjalista, antyfaszysta
Publikuję również na:
www.radiownet.pl/republikanie/dziubkito
„[…] jeśli człowiek nie ma się na baczności, ludzie zmuszą go do robienia tego, czego chcą, albo – jeśli jest uparty – do robienia czegoś wręcz odwrotnego, po prostu im na złość”
[Ken Kesey (1935––2001): „Lot nad kukułczym gniazdem” (1962 r.)]
„Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego uznania”
[Bolesław Prus (1847––1912)]
„Jeżeli jednostka obrabuje inną jednostkę, nazywa się to «rabunkiem». Jeśli czyni to grupa – «sprawiedliwością społeczną»”
„Ten, kto domaga się równości, kończy, żądając, aby karać utalentowanych”
[Nicolás Gómez Dávila (1913––1994)]
„Socjalizm to nowa forma niewolnictwa”
[Alexis de Tocqueville (1805––1859)]
„Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu. Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad podstawowych ani spraw fundamentalnych. Cóż moglibyście uznać za kompromis między życiem a śmiercią?”
[Ayn Rand (1905––1982)]
„My, którzy umiemy mówić, musimy być głosem dla tych, którzy mówić nie potrafią”
[Sługa Boży ks. abp Óscar Arnulfo Romero y Galdámez (1917––1980)]
Popieram i polecam:
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości