DziubekWrocław DziubekWrocław
2375
BLOG

Stop polityce na Woodstocku!

DziubekWrocław DziubekWrocław Polityka Obserwuj notkę 2

Ponad tydzień temu zakończył się XVIII Przystanek Woodstock - jakże inny od wszystkich poprzednich, w których uczestniczyłem. Do dziś nie kończą się internetowe dyskusje o tym, co sprawiło, że tegoroczny festiwal w Kostrzynie nad Odrą tak diametralnie różnił się od wcześniejszych. Oto głos woodstockowicza, który zawsze starał się przestrzegać festiwalowych reguł (także tych mniej i bardziej niepisanych) i wszędzie, gdzie mógł, bronił Przystanku przed często idiotycznymi oskarżeniami, a teraz jest zaniepokojony, że na jego ulubiony festiwal coraz bezczelniej wkrada się brudna i dzieląca ludzi polityka. Oto głos woodstockowicza, który tęskni za starymi, dobrymi czasami sprzed 2007 r., kiedy w woodstockowej ASP gościli wyłącznie artyści. |Uwaga! - W cytatach pojawiają się wulgaryzmy! Tekst wyłącznie dla osób pełnoletnich!|.

 

Jan Skaradziński: – Nie zapraszałeś czynnych polityków.

Jurek Owsiak: – To jedno z założeń ASP.

[...]

Jan Skaradziński: – Drugą Akademię Sztuk Przepięknych konstruowałeś wedle tych samych reguł czy może z jakimiś korektami?

Jurek Owsiak: – Wedle podobnych. Chociaż w rozpędzie zaprosiłem Joannę Senyszyn, ale potem zagrałem w otwarte karty, pisząc do niej list zaczynający się od słów „Przepraszamy najmocniej”. Wytłumaczyłem, że to jednak będzie przeciwko naszej zasadzie niezapraszania czynnych polityków.

[...]

Jurek Owsiak: [...] Po powrocie do Warszawy pierwsze kroki skierowaliśmy do ambasady Indii, mówiąc, że chcemy na festiwalu zrobić Dzień Indii, aby pokazać, jak Indie są niewiarygodne. Pan ambasador zaproponował różnych artystów – rzeźbiarzy, tancerzy (którzy potem dali pokaz w specjalnym namiocie) – ale jeśli chodzi o muzykę, zaznaczyliśmy, żeby nie przysłali nam kogoś przypadkowego, ponieważ my chcemy Anuradhę Pal. Negocjacje były dość specyficzne, przed postawieniem kropki należało upewniać się z dziesięć razy, ale pan ambasador okazał się pozytywnie wstrząśnięty i ze swojej strony zaproponował sprowadzenie na Przystanek ministra spraw zagranicznych Indii – pod warunkiem, że przyjedzie minister spraw zagranicznych Polski, czyli pan Radosław Sikorski. Wysłaliśmy do pana Sikorskiego zaproszenie, akcentując, że to chyba fajny pomysł, aby minister spraw zagranicznych Polski witał młodzież z całej Europy w miejscu, gdzie zniknęła granica. Ale jego asystent odpowiedział bardzo grzecznie, iż – niestety – pan minister ma już zaplanowane w tym czasie inne zajęcia. Fakt – miał, jednak asystent niechcący wysłał nam też drugiego maila, który był przeznaczony dla jego szefa. O treści następującej: „Zawracają dupę, ale już ich pogoniłem”. Tego maila przechowujemy do dziś.

[Jurek Owsiak, Jan Skaradziński: Przystanek Woodstock. Historia Najpiękniejszego Festiwalu Świata. Warszawa, Świat Książki, 2010. S. 224, 238, 265–266]

Oczywiście nasuwa się tutaj szereg pytań.

1. Co się stało na XVIII Przystanku Woodstock z zasadą niezapraszania (czynnych) polityków?? Pomijam już fakt, że moim skromnym zdaniem istoty zwane nieczynni politycy - podobnie jak elfy, krasnoludki i uczciwi oszuści - po prostu nie istnieją.

2. Dlaczego, skoro można było odmówić Senyszynowej, nie odmówiono Gajowemu (który, nawiasem pisząc, jak powiedziała mi pewna dziewczyna z Pokojowego Patrolu, ponoć sam się wprosił na Woodstock)??

3. Dlaczego na Woodstocku fetuje i oklaskuje się faceta, którego partyjny kumpel dał do zrozumienia Jurkowi Owsiakowi i wszystkim woodstockowiczom, że ma ich w najgłębszych zakamarkach tyłka??

4. Dlaczego nasz Przystanek Woodstock zamienia się w trybunę dla polityków tudzież w arenę kampanii wyborczej??

5. I wreszcie - dlaczego woodstockowiczów traktuje się jak bydło, wygania do lasu na ponad trzy godziny i każe siedzieć cicho w krzakach?? Kiedy przyjeżdżali inni goście, takich cyrków nie było; nigdy nie było.

I już precyzuję, o co mi chodzi w ostatnim punkcie.

Główna, najkrótsza bodaj droga łącząca centrum Kostrzyna z terenem festiwalu przebiega przez lasek, wobec czego stanowi naturalną i prawdopodobnie największą na Przystanku Woodstock enklawę cienia. Odkąd pamiętam (a nie byłem na PW w Kostrzynie nad Odrą tylko w latach 2007 i 2008), ludzie siadywali na jej obrzeżach, aby skryć się przed palącym słońcem i odpocząć. W czwartek 2 sierpnia siedziałem tam również ja wraz z trojgiem przyjaciół.

Około południa co pewien czas po drodze śmigały na sygnale samochody z zaciemnionymi szybami, zaś ludzie z Pokojowego Patrolu zaczęli biegać jak poparzeni. Podchodzili kolejno do odpoczywających, ci zaś najczęściej od razu wstawali, zwijali manatki i oddalali się w różnych kierunkach. Gdy patrolowcy dotarli i do nas, polecili, abyśmy zmykali albo na pole woodstockowe, albo do miasta, albo - w ostateczności - do lasu, ponieważ ta droga ma zostać wkrótce zamknięta (w zamierzeniu od godz. 14:00 do 17:00, faktycznie blokada trwała nieco dłużej).

- Czemu? - zapytałem ze zdziwieniem.

- Bo prezydent ma tędy jechać - odpowiedzieli nie mniej zaskoczeni faktem, że nic nie wiem.

- Jaki prezydent?? - nadal nie kumałem, co jest grane.

- No Komorowski. I prezydent Niemiec.

- No i co z tego? - wieść o nawiedzeniu Woodstocku przez Mistrza Ortografii Polskiej wywołała u mnie postawę konfrontacyjną. - Przejedzie mnie?

- BOR nie może nikogo widzieć. Taka procedura...

- A co, zastrzelą nas, jak zobaczą?

Wówczas moi przyjaciele - widząc, iż rozmowa staje się coraz bardziej bezsensowna, a ja nakręcam się z każdym zdaniem - postanowili, że jednak przeniesiemy się do lasu. Zajęliśmy miejsce na polanie z drugiej strony drogi, od której oddzielało nas jedynie parę drzewek i kęp krzaków. Patrolowcy kręcili głowami na znak niezadowolenia, bo wciąż byliśmy zanadto widoczni, lecz my uparliśmy się, że dalej już nie pójdziemy - i basta. Po chwili moja ekipa uznała za dobry pomysł odespać nocną podróż. Ja zaś na drzemkę nie miałem zgoła ochoty, poinformowałem więc towarzystwo, że je opuszczam - i wyruszyłem na teren festiwalu.

Droga była już niemal całkowicie pusta. Szedłem samym środkiem, po podwójnej linii ciągłej; niespiesznie stawiałem kroki, chcąc możliwie najefektywniej wykorzystać cień. Nagle dogonił mnie jeden z tych samochodów na sygnale, a gdy się ze mną zrównał, wychylił się z niego umundurowany gentleman (nie policjant) i zagaił sympatycznie:

- A co ty tu, kurwa, robisz?!

- Idę sobie na Woodstock...

- Spierdalaj!

- ... w swoich zielonych glanach, punkowych lekko.

- Spierdalaj! - powtarzał jak doskonale działająca katarynka.

- Jak ty, kurwa, do mnie rozmawiasz? - w końcu spytałem grzecznie.

Umundurowany gentleman wypowiedział jeszcze parokrotnie swoje ulubione słowo i odjechał. Ja zaś po kilku(nastu) minutach dotarłem na pole woodstockowe.

Aha - pointa. A nawet dwie. Pierwsza: później dowiedziałem się, że ani Borat, ani Joachim Gauck wcale tamtą trasą nie jechali, tylko jakoś naokoło. Druga: cały ten rejwach serdecznie rozeźlił nie tylko woodstockowiczów takich jak ja, ale i Pokojowy Patrol, który świta El Presidente przydzieliła do najczarniejszej roboty, a potem kazała mu zrobić to samo, co mi umundurowany gentleman. Wkurzony i rozżalony był ponoć także sam Owsiak na takie traktowanie jego patrolowców. Jeżeli to prawda, mam nadzieję, że wyciągnie wnioski...

Nota bene - można zrozumieć, skąd u Jurka Owsiaka określone upodobania polityczne.

Część prawicy (wcale nie mała) waliła zarówno w WOŚP, jak i Przystanek Woodstock, odkąd sięgam pamięcią. I waliła na oślep, tyleż zagorzale, ile bezmyślnie, wytaczając zarzuty wyssane z brudnego palucha, którym nie towarzyszył choćby cień dowodów. A że Owsiak kradnie pieniądze zebrane podczas styczniowych Finałów, a że rozpija młodzież, a że sekciarz i uosobienie deprawacji wszelakiej, a że jego nawyk gestykulacji nie jest kwestią przypadku, bo tak naprawdę kreśli w powietrzu symbole satanistyczne itp., itd. Od 2003 r., gdy po raz pierwszy pojechałem na Woodstock, rokrocznie czytałem w "Naszym Dzienniku", że wróciłem z "przedsionka piekła" (cytat dosłowny), albo że jakiś dziennikarzyna też tam był i co chwilę pod jego butami łamały się strzykawki z resztkami heroiny tudzież że nie mógł biedak odpędzić się od półnagich nastolatek zapewne chcących go zgwałcić. No i oburzaj się teraz wielce, Wojciechu Wybranowski - naczelny antywoodstockowy stupajko, wieloletni "publicysto" "Naszego Dziennika", obecnie "Rzeczpospolitej" - że skoro cykasz foty wyłącznie naprutym punkom i twierdzisz, iż tak wygląda Woodstock w pełnej krasie, to cię ludzie porównują do propagandzistów z sowieckiej "Prawdy", Leni Riefenstahl albo SB-ckich montażystów, którzy w relacjach telewizyjnych z pielgrzymek papieskich pokazywali tylko kler i staruszków. Trafnie cię ludzie porównują.

Dla odmiany establishmentowa "Wyborcza", która na co dzień łże jak najęta, pisała, że na Woodstocku bawiło się tyle a tyle tysięcy ludzi z Polski i zagranicy, że wystąpiły takie a takie zespoły etc. - krótko ujmując - opisywała to, co i ja widziałem i czego doświadczałem. Doprawdy trudno wobec tego się dziwić, że skoro prawica wystawiała Owsiakowi środkowy palec, a w najlepszym razie go ignorowała, zaś li tylko mainstream i lewica wyciągały do niego rękę - to Owsiak w końcu tę rękę uścisnął.

Nie można natomiast zrozumieć, ani tym bardziej usprawiedliwić - a przynajmniej ja zrozumieć i usprawiedliwić nie umiem - czemu własne sympatie polityczne Jurek Owsiak postanowił na osiemnastym Przystanku Woodstock wprowadzić na scenę główną. Nie potrafię zrozumieć ni usprawiedliwić, dlaczego złamał wymyślone przez siebie samego reguły. Tę ponad półmilionową publiczność woodstockową stanowią osoby najrozmaitszych poglądach - od prawa do lewa. Na Woodstock przyjeżdża więc spora grupa ludzi o poglądach konserwatywno-liberalnych (jak ja) - czy, ujmując ogólniej, prawicowych - którzy na Br. Komorowskiego nie głosowali, nie uznają go za swojego prezydenta i klaskanie mu byłoby wbrew ich sumieniom. Uważam, że należy to uszanować, a nie lansować na Przystanku tych czy innych polityków. Byłem na Woodstocku ósmy raz - i po raz pierwszy nie poszedłem na rozpoczęcie (które zawsze było dla mnie jednym z najpiękniejszych momentów imprezy). Właśnie przez cały ten bajzel i wąsatego pajaca w gajerku, który pasował do woodstockowej atmosfery jak wół do karety. Swoją drogą tak sobie myślę, że na festiwalu w Jarocinie (którego miejsce zajął w 1995 r. Przystanek Woodstock - nawiązujący w pewnym sensie do jarocińskiego ducha) byłoby nie do pomyślenia, że mógłby przyjechać np. Wojciech Jaruzelski bądź jakikolwiek inny przedstawiciel władzy. A niechby spróbował...

Jeżeli już jednak ta polityka musi koniecznie gościć na Przystanku Woodstock (choć - powtórzę po raz n-ty - akurat tam wolałbym od niej odpocząć), to niech przynajmniej zostanie zachowana jako taka równowaga. Rzecz dotyczy zarówno polityków par excellence, jak i dziennikarzy, którzy przecież w lwiej części twardo stoją po jednej lub drugiej stronie barykady. Inna sprawa, że wątpię, aby zaproszenia od Jurka Owsiaka przyjęły takie osoby, jak Rafał Ziemkiewicz, Janusz Korwin-Mikke, Bronisław Wildstein, Krzysztof Skowroński, prof. Jadwiga Staniszkis, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska i in. Wszak Ty już dawno, Prawico Kochana, uznałaś, że z tej mąki chleba nie będzie; lata temu położyłaś lachę na tę inicjatywę i - co za tym idzie - na przyjeżdżających tam ludzi, których wpakowałaś do jednego wora z etykietką: Hołota & ćpuny. Nigdy nie zaproponowałaś nic konstruktywnego, żadnej współpracy, tylko psioczyłaś z miną Marsa jak wzorowy ORMO-wiec, że za głośno muzyka, że błoto - czy, cytując W. Wybranowskiego: "ścieki" [sic!]. A wyobraź sobie, jakie tłumy w ASP mógłby zgromadzić np. Wojciech Cejrowski, postać absolutnie wszechstronna, i jakie wartości mógłby przekazać tym młodym ludziom, których Ty z góry przekreśliłaś. Dla ułatwienia przypomnę Ci, iż zdarzyło się już kiedyś, że Cejrowski zapraszał, zaś Owsiak zaproszenie przyjął (czemu więc nie mogłoby być odwrotnie?!): FILM. Ale skoro wolisz ograniczać się do pustego, baraniego beczenia, że na Woodstocku politagitka, że tylko i wyłącznie Buzki, TW Bolki, Lisy, Paradowskie, Żakowskie, Szczuki, Pieronki i Węglarczyki - to uzmysłów sobie, że taki właśnie stan rzeczy jest w niemałym stopniu także Twoją zasługą.

Bogusław Kompromitowski, Przystanek Woodstock, 2012

Muzycznie tegoroczny Przystanek Woodstock wypadł - jak zwykle - bez zastrzeżeń. Fenomenalnie zaprezentował się najbardziej oczekiwany przeze mnie Sabaton (film 1.film 2.), byłem też na części koncertu Elektrycznych Gitar (serwowali głównie stare, dobre utwory rockowe) i na świetnym Machine Head (film 1., film 2.). Przespałem niestety występy Ministry i Damiana Marleya, którzy grali pierwszego dnia, gdy miałem za sobą zarwaną przez podróż nockę.

XVIII Przystanek Woodstock, 2012, Fot. © Paweł Wądołowski, cbtr.pl Fotografia

chrześcijanin † rzymski katolik wolnościowiec, liberał klasyczny (nie lewicowy), libertarianin (prawe skrzydło), minarchista, zafascynowany konserwatyzmem wolnościowym za sprawą Nicolása Gómeza Dávili wyznawca zasady (której oczywiście nie da się określić na poziomie definicji, lecz na konkretnych przykładach - jak najbardziej), że wolność danej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej - i to powinno być jedyne ograniczenie wolności patriota, antykomunista, antynazista, antysocjalista, antyfaszysta     Publikuję również na: www.radiownet.pl/republikanie/dziubkito       „[…] jeśli człowiek nie ma się na baczności, ludzie zmuszą go do robienia tego, czego chcą, albo – jeśli jest uparty – do robienia czegoś wręcz odwrotnego, po prostu im na złość” [Ken Kesey (1935––2001): „Lot nad kukułczym gniazdem” (1962 r.)]   „Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego uznania” [Bolesław Prus (1847––1912)]   „Jeżeli jednostka obrabuje inną jednostkę, nazywa się to «rabunkiem». Jeśli czyni to grupa – «sprawiedliwością społeczną»” „Ten, kto domaga się równości, kończy, żądając, aby karać utalentowanych” [Nicolás Gómez Dávila (1913––1994)]   „Socjalizm to nowa forma niewolnictwa” [Alexis de Tocqueville (1805––1859)]   „Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu. Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad podstawowych ani spraw fundamentalnych. Cóż moglibyście uznać za kompromis między życiem a śmiercią?” [Ayn Rand (1905––1982)]   „My, którzy umiemy mówić, musimy być głosem dla tych, którzy mówić nie potrafią” [Sługa Boży ks. abp Óscar Arnulfo Romero y Galdámez (1917––1980)]     Popieram i polecam:  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka