... a może muzyka pisana miłością
W styczniu 1964 roku Mira Kubasińska i Tadeusz Nalepa przyjechali do Wałbrzycha. Zameldowali się w hotelu, prosząc o wspólny pokój. Ówczesne władze nie zezwalały jednak na takie 'ekscesy' – bez ślubu nie było mowy o wspólnym zakwaterowaniu. Para uznała to za wystarczający powód, by nie czekać dłużej – i tego samego dnia, w Urzędzie Stanu Cywilnego przy wałbrzyskim ratuszu, wzięli ślub. Praktycznie i taniej – jeden pokój, a i władza spokojniejsza.
Tak zaczęła się historia dwojga ludzi, którą pisała muzyka – od Blackout po Breakout.
Po powrocie do Rzeszowa założyli nowy zespół. Nalepa grywał w klubach, Kubasińska śpiewała. O Blackout szybko zrobiło się głośno. Czy zespół osiągnąłby to wszystko, gdyby nie ich relacja – osobista i artystyczna!? Mira mówiła o sobie skromnie... 'nie jestem żadną artystką, jestem zwyczajną babą, która kocha dom, swoich mężczyzn i babskie obowiązki'. Czy rzeczywiście!?
Chyba jednak nie. Scena pokazała ją jako postać niezwykłą. Jej głos – ekspresyjny, nasycony emocją – idealnie współbrzmiał z ostrzejszym brzmieniem zespołu. Dla wielu była jedną z bardziej charyzmatycznych polskich wokalistek po Ewie Demarczyk. Osobiście się z tym zgadzam – ale obok była jeszcze Renata Lewandowska z jej potężnym, niesamowitym głosem (polecam choćby od 1:22).
Pierwsze spotkanie Nalepy i Kubasińskiej miało miejsce przypadkiem, w rzeszowskiej kawiarni. On był tam na koncertach, ona – przypadkiem – zaśpiewała dla koleżanki. Nalepa usłyszał, zagadnął… i tak się zaczęło. Szybko okazało się, że świetnie rozumieją się i w muzyce, i w życiu. Mira, zanim stała się sławna, śpiewała w pubach w Anglii. Wkrótce pojawił się syn, który przez wiele lat jeździł z nimi w trasy koncertowe. W tym czasie z zespołem śpiewał również Stanisław Guzek – późniejszy Stan Borys.
Po latach bigbitowych przebojów o 'rudych rydzach' i 'pukających hipopotamach', Breakout przenosił polską muzykę na zupełnie inny poziom. Ich bluesowo-rockowe brzmienie było autentyczne, dojrzałe i światowej klasy. Nalepa – znakomity gitarzysta i kompozytor – współpracował z muzykami z najwyższej półki. Na flecie grał Włodzimierz Nahorny – wybitny jazzman.
W 1968 roku wystartowali jako Breakout i odnieśli wielki sukces. Młodzież była zachwycona, władze – wściekłe. Nie podobał im się hipisowski wizerunek, długie włosy i krzyżyk na szyi Nalepy. Na festiwalu w Opolu w 1969 roku Bożena Walter miała nakazać muzykom spięcie włosów pod groźbą usunięcia z programu. Operator kamery miał zakaz pokazywania zespołu. W telewizji zobaczyć można było jedynie Mirę – która, prowokacyjnie, wykonała konwulsyjny, transowy taniec. Plotki i krytyka posypały się gęsto, nagrody nie było – ale popularność wzrosła. Dziewczyny chciały być jak Mira.
W szczycie kariery coś się jednak popsuło. Nalepa chciał, by Mira więcej czasu poświęcała dziecku. W 1980 roku się rozwiedli, dwa lata później zespół zawiesił działalność. Nalepa rozpoczął solową karierę, później występował z drugą żoną – Grażyną Dramowicz. Coraz częściej chorował.
Mira Kubasińska – jak się zdaje – mocno to przeżyła. Dosłownie zniknęła z życia publicznego. Mówiono o jej problemach z alkoholem, o zagubieniu. Zamieszkała w przyczepie kempingowej, ponownie wyszła za mąż, urodziła drugiego syna. Utrzymanie rodziny spadło na jej barki. Sama wspominała, że by przeżyć, produkowała i rozwoziła farby dla plastyków, pracowała na Dworcu Centralnym, malowała smerfy – drobne rękodzieło. Nie wiadomo, czy była to konieczność, czy efekt traumy po rozstaniu. Nikt nie wie, dlaczego podjęła decyzję o całkowitym zerwaniu ze sceną.
Na szczęście, wróciła do niej w latach 90. W 2003 roku wystąpiła na jubileuszowym koncercie Nalepy – przed 4-tysięczną publicznością. Nadal miała w sobie tę samą charyzmę – była prawdziwa, niepodrabialna. W 2005 roku, wychodząc po zakupy, upadła na ulicy. Niestety, nikt nie zareagował. Trafiła do szpitala zbyt późno – zmarła na tętniaka mózgu, w wieku 61 lat.
Ja zetknąłem się z muzyką Breakout, gdy miałem około 13 lat. To było jedno z tych spotkań, obok których nie sposób przejść obojętnie – i trwa do dziś. Spotkanie nasze rozpoczął utwór Biel (1976).
Ślub z powodu braku przyzwolenia
---
oleandro@dżon
Rozgość się, ale nie licz na... taryfę ulgową.
Gdy cisza sprzyja wygodzie, mój głos zawsze powoduje niepokój. Głos budzacy niepokój, to często głos, który przypomina o sumieniu. Jeśli komuś jest niewygodny... a tak może być, to zwykle jest prawdziwy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo