Jolanta Maria Kaleta na targach książki we Wrócławiu
Jolanta Maria Kaleta na targach książki we Wrócławiu
ebooki ebooki
539
BLOG

Czy dowiemy się, gdzie trafiło złoto Wrocławia z Banku Breslau

ebooki ebooki Kultura Obserwuj notkę 4

 

 

 

– Kiedy zaczęłam się rozpytywać, rozmawiać na temat złota wywiezionego z Banku Breslau przez Niemców pod koniec wojny, to okazało się, że dla większości z moich rozmówców był to temat całkowicie obcy. A ponieważ zagadka jest fascynująca, nie wahałam się ani sekundy. Nie byłabym jednak sobą, gdyby przy okazji nie chciała czytelnikom ukazać nieco historii – opowiada o swojej nowej książce "Złoto Wrocławia" w rozmowie z naszym portalem wrocławska pisarka Jolanta Maria Kaleta.

 

– To już nasza druga rozmowa. Ostatnio mieliśmy okazję zadać parę pytań na temat pani twórczości wiosną tego roku. Kilka dni temu zakończyły się Wrocławskie Targi Dobrych Książek, podczas których prezentowała pani swoje dwie najnowsze powieści. Jedna z nich to „Złoto Wrocławia”. Czy tym razem sięgnęła pani do jednej z największych zagadek drugiej wojny światowej, a mianowicie ukrycia siedmiu ton złota z Banku Breslau?

 

– Jolanta Maria Kaleta: Na ten temat mamy na rynku sporo literatury faktu, artykułów prasowych czy zamieszczonych w internecie. Początkowo sądziłam więc, że jest on już tak wyeksploatowany i nagłośniony przez wielu poszukiwaczy i tropicieli nie tylko tego złota, ale i wszystkich innych dolnośląskich tajemnic, iż nie będzie wzbudzał zainteresowania. Tym bardziej, że moje powieści nie rozwiązują tych zagadek, lecz pokazują, jak w zetknięciu z nimi zachowują się zwykli ludzie. Przecież na co dzień raczej nikt z nas nie ma możliwości ruszyć tropem zaginionego obrazu czy ukrytego pod ziemią bezcennego skarbu. Czynią to za nas moi bohaterowie.

 

Ale kiedy zaczęłam się rozpytywać, rozmawiać na temat złota wywiezionego z Banku Breslau przez Niemców pod koniec wojny, to okazało się, że dla większości z moich rozmówców był to temat całkowicie obcy. A ponieważ zagadka jest fascynująca, nie wahałam się ani sekundy. Nie byłabym jednak sobą, gdyby przy okazji nie chciała czytelnikom ukazać nieco historii. W każdej z moich poprzednich powieści, choć dzieją się one w latach 1945-89, to jednak akcja każdej z nich nie jest wrzucona do tego przepastnego worka ot tak, bez żadnej zasady.

 

Akcje powieści umieszczałam w sposób bardzo przemyślany, tak aby rozgrywały się w momentach przełomowych naszej historii. I tak „W cieniu Olbrzyma” mamy rok 1946, pierwszy rok po wojnie, „Lawina” toczy się w 1948 roku, to wówczas dochodzi do zjednoczenia PPR i PSL w PZPR i komuniści niepodzielnie przejmują w Polsce władzę. Intryga „Wrocławskiej Madonny” została wpleciona w wydarzenia grudniowe na Wybrzeżu w 1970 roku, które zaowocowały odsunięciem Gomułki od władzy.

 

W „Kolekcji Hankego” bohaterka powieści, Matylda, ocenia na własnej skórze na ile zmiany wprowadzone przez Gierka były rzeczywiste czy tylko pozorne. „Operacja Kustosz” przenosi Czytelnika w okres obrad Okrągłego Stołu i związanych z nim zmian ustrojowych. Jak widzimy czegoś istotnego tu brak. Brakuje narodzin Solidarności i wprowadzenia stanu wojennego. A to przecież dla historii Polski przełomowe wydarzenia. Jednak wierna swojej zasadzie, nie bawię się w politykę i nie robię wycieczek osobistych do tych czy tamtych, związanych z tą czy tamtą opcją. Powieść sensacyjna czy kryminał nie jest odpowiednim do tego miejscem.

 

Wydarzenia polityczne w „Złocie Wrocławia” tworzą jedynie tło i stanowią dla bohaterów powieści utrudnienie bądź ułatwienie w działaniu. Tak jak to bywa w życiu. Wielu z nas pamięta, jak na nasze codzienne życie wpłynęło wprowadzenia stanu wojennego. I nie miało to nic wspólnego z naszą opinią, czy było to słuszne czy nie. W „Złocie Wrocławia” jest jeszcze jeden przełomowy moment. Od niego powieść się zaczyna, bo przecież wówczas to tytułowe złoto wywieziono i ukryto. To ostatnie miesiące Festung Breslau i początek polskiego Wrocławia. Breslau umierał w bólach, w bólach rodził się polski Wrocław. Już niewielu pamięta tamten czas. Chciałam o tym opowiedzieć bez patosu, bez polityki i wielkiej historii. Opowiedzieć to ustami zwykłych ludzi, zmyślonych bohaterów, w których życiu jak w soczewce skupiły się losy tysięcy. Także losy mojej rodziny.

 

– Druga powieść nosi intrygujący tytuł „Obcy w antykwariacie”. Na pierwszej stronie i od razu można się natknąć na wypowiedź asa polskiego lotnictwa odrzutowego - pułkownika Grundmana, opowiadającego o swoim spotkaniu z NOL, czyli Niezidentyfikowanym Obiektem Latającym. Takie motto jest bardzo wymowne.

 

– Powiem więcej – jest całkowicie zamierzone. Ta powieść jest odmienna od moich poprzednich. Intryga nie została osnuta na żadnej zagadce związanej z przeszłością Wrocławia czy regionu, a wydarzenia rozgrywają się współcześnie, w 2013 roku, a nie w czasach PRL jak w pozostałych. Już sam tytuł oraz wspomniane motto mogą sugerować, że sprawa będzie dotyczyć Obcych, czyli cywilizacji pozaziemskiej. Można powiedzieć, że jest to thriller science fiction, lecz nie mamy w nim do czynienia ze skomplikowanymi statkami kosmicznymi, z istotami przypominającymi dinozaury czy inne krwiożercze bestie. Choć akcja dzieje się tu i teraz, dochodzi do spotkania z obcą cywilizacją. A więc tym razem nie powracam do przeszłości, lecz raczej wybiegam w przyszłość. Być może nie tak odległą jak można sądzić.

 

– Skąd nagle taki pomysł?

 

– Być może tytułem eksperymentu. Byłam bardzo ciekawa, czy moja wyobraźnia udźwignie ciężar stworzenia intrygi od początku do końca, bez szukania wsparcia w faktach historycznych z przeszłości, bez tworzenia tła historycznego czasów słusznie minionych. Chciałam także dać czytelnikom wytchnienie od historii i oprowadzić ich po dzisiejszym Wrocławiu. Po pięknie odremontowanym rynku i ratuszu, pokazać te wszystkie knajpki, ogródki piwne, tętniące życiem kolorowe miasto, którego w PRL-u po prostu nie było.

 

Bohater powieści Maks Radwan, antykwariusz, ciąga czytelników nie tylko po zabytkowej starówce, ale także myszkuje po Hali Stulecia, przemierza Ostrów Tumski, goniąc lub uciekając przed prześladowcami, kluczy po wrocławskich ulicach. Znajduje nawet taką, która pojawia się i znika. Aby rozwiązać zagadkę Maks ląduje w Peru, a także zakrada się do więzienia CIA na Mazurach. Więc nie jest jednostronnie. Czy eksperyment się udał, ocenią Czytelnicy. Oni także ocenią, czy opisane wydarzenia naprawdę zostały zmyślone, czy może jednak oparłam się na nieznanych szerszemu gronu faktach.

 

– Jakie refleksje wyniosła pani z Wrocławskich Targów Dobrych Książek?

 

– Były to pierwsze targi, w których uczestniczyłam jako autorka książek. Poprzednie zapamiętałam z innego punktu widzenia, jako czytelniczka. Moim zdaniem to bardzo trafione imprezy. Pokazują, że zainteresowanie czytelnictwem jeszcze nie umarło, a często barierą sięgnięcia po książkę jest jej cena. Na targach wielu wydawców, w tym także moje wydawnictwo Psychoskok, zaproponowało ceny promocyjne, co Czytelnicy przyjęli z radością, gdyż mogli sobie pozwolić na zakup większej ilości pozycji. Również termin organizacji imprezy był przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, gdyż grudzień to czas kupowania prezentów mikołajkowo-gwiazdkowych. Książka z dawien dawna stanowiła doskonały prezent.

 

– Jak czytelnicy przyjęli zaproponowane nowości?

 

– Odniosłam wrażenie, że z radością. Wiele osób przyszło na targi właśnie dla mnie, aby kupić moją kolejną powieść. Wśród nich były także osoby spoza Wrocławia, z terenów, które przedstawiam w swoich książkach. Nawiązałam nowe kontakty, otrzymałam zaproszenia na spotkania z czytelnikami, nawet podsuwano mi pomysły na kolejne powieści w oparciu o funkcjonujące w ich regionie tajemnice.

 

Po moje powieści przyszli też przedstawiciele miejskich bibliotek, w których cześć moich powieści już jest dla czytelników dostępna i cieszą się one poczytnością. Odbyłam także dwa spotkania z czytelnikami, zarówno tymi, którzy już poznali moje powieści, jak i tymi, którzy dopiero zaczynają z nimi przygodę.

 

– Czy możemy mieć nadzieję na kolejną Pani powieść w najbliższym czasie?

 

– Już została napisana i złożona w wydawnictwie Psychoskok, które wydaje wszystkie moje powieści i powinna na wiosnę ukazać się w księgarniach. Tym razem zabiorę czytelników na Podhale i wędrówki po Tatrach. Powieść nosi tytuł „Duchy Inków” i jest on więcej niż wymowny. Aby nie zdradzić zbyt wiele powiem, że akcja powieści rozgrywa się na zamku w Niedzicy, położonym na wysokimi wzgórzu nad brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego. Jak głosi zamkowa przypowieść dawno temu schroniła się tam przed mściwą ręką Hiszpanów inkaska księżniczka Umina. Jednakże nie zdołała im umknąć i została zasztyletowana. Tajemnicę ukrycia złota świątyni Coricanchy zabrała ze sobą do grobu.

 

Dwa wieki później do zamku przyjeżdża Inka Złotnicka, doktor archeologii, aby prowadzić badania naukowe. Ale prawdziwy cel jej przyjazdu jest zupełnie inny. Nikt go jednak nie zna. Zamkiem interesują się także dwaj mężczyźni – jeden z nich jest oficerem SB, a drugi to rewolucjonista z Peru. Chcą wydrzeć zamkowi jego mroczne tajemnice, lecz są one pilnie strzeżone. Jedynie czytelnicy będą mogli poznać niektóre z nich.

źródło: tuwroclaw.com

ebooki
O mnie ebooki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura