Historia jak wiele innych.
Jeszcze młoda, wykształcona osoba zostaje bezrobotna. Jednostka energiczna, pełna ciekawych pomysłów, twórcza i chętna do zmieniania świata na lepsze. Mieszka w małym mieście, więc i perspektyw na karierę dużych nie ma, jednak uparta i pełna wiary chce pozostać tam gdzie się urodziła, wyrosła i założyła rodzinę.
W przypływie wielkiej nadziei, że ktoś taki z umiejętnościami i szerokim horyzontem, a nade wszystko świetnym wykształceniem, mógłby być w sposób korzystny lokalnie zagospodarowany wybiera się do włodarza miasta.
Rozmowa przebiega w miłej atmosferze. Burmistrz otwiera szeroko oczy czytając CV.
Jednak jak to w takich sytuacjach bywa, osoba słyszy, że włodarz miasta nie ma żadnej propozycji pracy i raczej mieć nie będzie, bo nawet juz pomijając kwestie konkursów na stanowiska to jeszcze po polskiej stronie mało płacą i przyszła pensja może nie satysfakcjonować tej osoby.
Te stwierdzenia budzą czujność pełnej energii i chętnej do pracy i nagle słyszy stwierdzenie, że po co właściwie szuka zatrudnienia w Polsce? Ta osoba powinna zdecydować się na pracę za granicą bo tam z pewnością ze swoim wykształceniem, wiedzą i umiejętnościami się przyda, tam więcej płacą.
Z niedowierzaniem pyta jeszcze raz burmistrza, czy jest pewien co mówi? Z zażenowaniem w głosie powtarza, że cechuje ją lokalny patriotyzm, że nie chce z kraju wyjeżdżać nawet kosztem niższego uposażenia za pracę. Włodarz z pełną stanowczością w głosie powtarza swoją radę, aby osoba szukała pracy poza granicami Polski.
W tym momencie kołacze się jej w głowie, jak to się ma do zapewnień partii rządzącej, która twierdzi, że młodzi wykształceni, inteligentni Polacy muszą mieć perspektywy w kraju? Nie bez przyczyny właśnie o tym myśli, ponieważ burmistrz pochodzi z tej samej opcji, która obecnie rządzi.
Morał z tego jest taki:
Polaku wyjeżdżaj z kraju tym szybciej im większe masz wykształcenie. Nikt za Tobą nie zatęskni i nikt nie pochyli się nad tym abyś pozostał, mimo, że mediach mówione jest inaczej.
Komentarze