Tak NIE NALEŻY rozbijać obozów, bo można ...zginąć! / Fot. Google
Tak NIE NALEŻY rozbijać obozów, bo można ...zginąć! / Fot. Google
el.Zorro el.Zorro
3296
BLOG

Zanim kolejna nawałnica nie zabije kolejnych harcerzy.

el.Zorro el.Zorro Pogoda Obserwuj temat Obserwuj notkę 93

Nawet 100 lat żałoby nie uchroni Polaków

przed nieprzemyślanym działaniem liderów!


Wnocy z piątku na sobotę, dla potomności, z 10 na 11 sierpnia Anno Domini 2017, przez duży obszar Polski przemieszczał się front szkwałowy, zwany też linią szkwałową. Jest to na tyle oryginalne zjawisko pogodowe, że doczekało się indywidualnej prezentacji na mapach pogodowych, jednak przysłowiowego konia z rzędem temu, kto wskaże choć jedną ogólnie dostępną mapę prognozową pogody obszaru Polski, na której takowe zjawisko zostałoby zasugerowane, mimo że od dłuższego czasu funkcjonuje, obejmująca obszar Polski, sieć radarów meteo, dokładnie w celu ostrzegania przed nadchodzącymi szkwałami obstalowana.

Jednak myli się ten, kto uważa, że szkwały nad Polską to pojawiająca się dopiero od niedawna anomalia pogodowa, majach jakiś związek z globalnym ociepleniem klimatu na Ziemi.

Szkwały, po polsku zwane nawałnicami, pustoszyły tereny Polski od niepamiętnych czasów, jednak dopiero łatwy dostęp do mobilnych urządzeń rejestrujących, unaocznił Polakom jak groźne bywa w pewnych okolicznościach … powietrze, które nas otacza.

Zacznijmy od tego, co to takiego szkwał i czym różni się od zwykłej burzy.

Zwykła burza to nic innego, jak intensywny opad deszczu, wywołany zbyt wysokim i zbyt szybkim wypiętrzeniem się chmury. Zwykle opadowi towarzyszą wyładowania elektryczności statycznej, powodowane zjawiskiem elektryzowania się cząsteczek pyłu zawartego w powietrzu.

Ale czasem zdarza się, że na styku dwóch mas powietrza o dużej amplitudzie wilgotności, tworzy się tak zwana superkomórka burzowa, albo, co gorsza, cały rząd takich komórek. Bo superkomórka burzowa, aby stała się groźna, potrzebuje solidnego zasilania w energię, jaką może zapewnić jedynie duży akwen wodny, intensywnie ogrzewany przez Słońce.

Rzecz w tym, że główne składniki powietrza posiadają na tyle dużą prężność, aby bezpiecznie rozładować różnice ciśnień ośrodków barycznych, co najwyżej upuszczając nadmiar energii w postaci silnych wiatrów.

Inaczej ma się rzecz z wodą, która pod postacią pary wodnej również znajduje się w powietrzu atmosferycznym. Para wodna w okolicy punktu nasycenia, w przeciwieństwie do innych gazów, ma niewielką prężność, przy bardzo dużej akumulacji energetycznej. (Z tego powodu para wodna jest głównym medium napędzającym turbiny w energetyce).

Tak więc to, co w mało wilgotnym powietrzu, jest stosunkowo mało groźną burzą, w parnym, więc o dużej zawartości wody, powietrzu, jest bardzo groźnym zarzewiem katastrofy meteorologicznej!

Oczywiście, nie każda duchota powoduje nawałnicę, ale jest warunkiem koniecznym, aby doszło do uderzenia szkwału.

Do uderzenia szkwału potrzeba jeszcze wystąpienia gwałtownego prądu zstępującego wilgotnych mas powietrza. A aby wytransportować na wysokość kilkudziesięciu kilometrów tysiące ton pary wodnej, potrzeba ogromnej energii, jakiej może w normalnych warunkach dostarczyć jedynie Słońce.

A jak łatwo sprawdzić, od poniedziałku, nad południową Polskę nasunęła się fala gorącego, zwrotnikowego powietrza, która zatrzymała się na granicy województwa zachodniopomorskiego, lubuskiego i wielkopolskiego, nad którym to obszarem znajdowało się wilgotne powietrze znad Atlantyku, które absorbowało ciepło napływające z południa, jednocześnie stawiając tamę fali upałów.

Katastrofa meteorologiczna została uruchomiona w czwartek po zachodzie Słońca, kiedy to wraz ze schowaniem się źródła energii, czyli Słońca, za horyzontem, tysiące ton pary wodnej wyniesionych zwrotnikowym gorącem na kilkadziesiąt kilometrów, zaczęły się nie tylko skraplać, ale gwałtownie opadać w dół, tworząc ogromny prąd stepujący, generujący na swoim czole falę uderzeniową, o sile kilkadziesiąt razy większej od tej, wygenerowanej podczas wybuchu bomby nad Hiroszimą!

Spróbujmy teraz odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie:

czy nadejście nawałnicy można było przewidzieć i tym samym uniknąć tragedii na obozowisku?

Oczywiście że było można PRZYNAJMNIEJ uniknąć tragedii na obozowisku, ale do tego trzeba byłoby KOMPETENTNYCH, A NIE POLITYCZNIE POPRAWNYCH, organizatorów samego obozu, jak i ludzi odpowiedzialnych za szeroko rozumiane służby administracji państwowej na szczeblach wojewódzkich, oraz podległych ministrowi Macierewiczowi dowódców obrony terytorialnej państwa!

Kiedy Zorro, jako harcerz, zdobywał na obozach harcerskich liczne sprawności, pilnie uczył się, między innymi, trudnej sztuki bezpiecznego biwakowania, zaczynając od umiejętności doboru odzienia, optymalnego spakowania plecaka, rozpalenia ogniska i przygotowania sobie posiłku, po umiejętność poprawnego rozbicia namiotu, a jako kandydat na harcerskiego instruktora, wykazał się PRAKTYCZNĄ wiedzą z zakresu bezpiecznego organizowania obozowiska.

To wówczas dowiedział się, że rozbijanie namiotu pośród drzew, a zwłaszcza w ich pobliżu, jest obarczone dużym ryzykiem, którego NIE WOLNO podejmować, jeśli przewidywana na czas biwaku pogoda jest niestabilna.

Jeśli biwak ma być bezpieczny, namiot MUSI znajdować się poza zasięgiem obalanych wiatrem drzew, co w wypadku zwykle płytko ukorzenionych drzew iglastych, oznacza dystans równy wysokości najbliższego drzewa. Jeśli to nie zostało zachowane, trzeba się liczyć z pośpieszną ewakuacją, w przypadku nadciągającej nawałnicy.

Zrozumiał też, jak ważną i odpowiedzialną jest właściwie pełniona w obozowisku Służba Wartownicza!

Niestety, pełnienie tej służby uległo totalnej alienacji i już w czasach udziału Zorra w obozach harcerskich, zostało sprowadzone do pilnowania flagi na maszcie, aby jakiś intruz, nocną porą, nie podmienił jej na obowiązkowo posrane gacie lub brudną szmatę, które powiewając w porze pobudki na maszcie, zwiastowały hańbę i konieczność uiszczenia okupu.

Tymczasem to dokładnie ta służba odpowiada za bezpieczeństwo obozowiczów, więc logicznym byłoby, aby tego typu służbę pełniła wyłącznie doświadczona osoba, mająca jedynie do pomocy adepta.

Są o wiele ważniejsze sprawy od tego, co aktualnie powiewa na obozowym maszcie, choć z drugiej strony, jeśli wartownik nie zauważy obecności intruza w centrum obozowiska, to jaki pożytek z jego służby?

Wracając do tragedii na obozie ZHR-u w Suszku, to FORMALNIE trudno stawiać pod pręgierzem zarówno konkretnych instruktorów, jak i Kwaterę Główną, bo wręcz niemożliwym było w fazie planowania obozu przewidzieć, że nastąpi nocą załamanie pogody i uderzy silny szkwał, łamiący połacie lasów na sporym obszarze.

Jakby kto pytał, NIE ISTNIEJĄ żadne obligatoryjne wytyczne co do miejsca rozbijania obozowisk, a obowiązujące młodzieżowe obozy normatywy JEDYNIE wymagają od organizatora jedynie zapewnienia dostępu do czystej wody, oraz do zbudowania odpowiedniej ilości dla liczby obozowiczów latryn, jak i skutecznego odseparowania ścieków od źródeł wody użytkowej.

Organizatorowi obozu nie wolno narażać życia nawet chronionej mrówki leśnej, ale zdrowie lub życie obozowicza już tak rygorystycznie chronione nie jest I BARDZO DOBRZE, bo inaczej biwakowanie zostałoby sprowadzone do absurdalnej ramoty urzędniczej.

Tak pewnie też i ustalą pochylający się nad tym konkretnym kazusem prokuratorzy, o ile aktualnie politycznie i religijnie poprawny oraz słuszny organizator, jakim pod rządami PiS jest ZHR, nie popełnił na tyle rażących zaniedbań, aby nawet powolni ministrowi Ziobro nie byli w stanie ich sprawnie „zamieść pod rydzykobojny dywan”.

Komicznie wypadła też premier Szydło, która ZAMIAST wysłać w teren inspektorów mających na miejscu weryfikować jakość ośrodków wypoczynku wakacyjnego dzieci i młodzieży JUŻ OD PIERWSZEGO DNIA wakacyjnych turnusów, obudziła się DOPIERO po tragedii w Suszku, no bo wszelkie siły zostały skierowane na ...storpedowanie „Przystanku Woodstock”, więc na zbadanie, zwłaszcza politycznie poprawnych i właściwych, projektów zabrakło zarówno kadr, jak i funduszy. (Przecież sezon urlopowy w pełni, więc nie ma komu tułać się po polskim Zadupiu, do tego bez gwarancji noclegu w przynajmniej czterogwiazdkowym hotelu, nieprawdaż)?

Jednak najokazalej i to kolejny raz, „dał ciała” duch minister Macierewicz, „rzucony na odcinek MON”

Niedawno przecież arcykapłan kultu smoleńskiego starł się z prezydentem Dudą o nominacje generalskie dla swoich misiewiczopodobnych nieudaczników, postawionych na czele jego osobistej armii, utworzonej z jego inicjatywy i wyłączonej z jurysdykcji Prezydenta Rp, pod nazwą Gwardii Narodowej.

Druh minister Macierewicz domagał się generalskich gwiazdek dla dowódców dwóch batalionów pospolitego ruszenia, jakie rozlokowane w pobliżu granicy z Rosja i Białorusią, mają siać trwogę i przerażenie u sołdatów wrednego Putina i jego Łukaszenki, prezydent Duda stwierdził, że trochę komicznie wygląda mianowanie generałami oficerów, którym, z racji braku praktyki dowódczej, strach powierzyć dowodzenie kompanią, bo jedynym ich atutem jest niezłomna wiara w zamach zorganizowany przez Donalda Tuska i Władimira Putina na prezydenta Kaczyńskiego.

Na szczęście rację miał prezydent Duda, bo kilkanaście godzin, jakie były potrzebne, aby dotrzeć na obozowe pobojowisko w Suszku DOSZCZĘTNIE KOMPROMITUJE całe dowództwo Gwardii Narodowej, a zwłaszcza druha ministra Macierewicza, który jak na własny użytek potrzebuje, to znajduje nawet ciężkie śmigłowce, ale których nie ma dla potrzebujących ratunku, tak przecież mu miłych, harcerzy z szeregów ZHR.

Tedy czas na podsumowanie problemów, jakie ujawniła tragedia na obozie w Suszku.

PO PIERWSZE, z inicjatywy poczytalnego i odpowiedzialnego inaczej druha ministra Macierewicza, topi się miliardy z ciężko zdartych podatków w klasyczny polityczny humbug, jakim okazuje się Gwardia Narodowa, skoro nie zdołano skutecznie użyć jej sił w likwidowaniu skutków nawały, a zwłaszcza za jej pomocą dotrzeć do odciętych od świata poszkodowanych.

W teorii, Gwardia Narodowa miała być filarem obrony terytorialnej Polski, w praktyce jest tylko lukratywną synekurą dla politycznie poprawnych dekowników.

PO DRUGIE, zainstalowany kosztem kilku miliardów złotych, system ostrzegania przed gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi, JEST WADLIWIE EKSPLOATOWANY!

O wiele wydajniejsze są platformy zbudowane przez hobbystów, na przykład „Łowców Burz”, bo te umożliwiają śledzenie zjawisk w czasie rzeczywistym i na konkretnym obszarze.

Tymczasem dostęp do państwowego mapowania zmian pogody nad wybranymi obszarami Polski w czasie rzeczywistym JEST PRAKTYCZNIE NIEMOŻLIWY, nawet dla komendanta obozu harcerskiego zlokalizowanego w leśnych ostępach, zaś ostrzeżenia są wydawane jedynie dla obszarów CAŁYCH województw.

PO TRZECIE, harcerstwo miało być sposobem na wychowanie przyszłej kadry kierowniczej Polski. Jakby nie dywagować, do połowy lat 70, czyli do momentu uczynienia z ZHP organizacji masowej, ZHP, mimo politycznych zakusów PZPR, ten cel realizowało.

Powołane konkurencyjnego dla ZHP, ZHR miało w założeniu odpolitycznić wychowanie polskiej młodzieży w duchu skautingu, w praktyce posłużyło do wychowania religijnie zaślepionego pokolenia, dla którego manifestowanie religijnego praktykowania jest warunkiem awansu. (Ocena postawy religijnej, a dokładniej stopień religijnego uzależnienia, jest kluczowym elementem przy przyznawaniu awansu na wyższy stopień w ZHR! Nie ważne jaki adept posiada poziom etyki, ważne jak często chodzi do kościoła, i czy regularnie klepie paciorki. Więc niech potem nikogo nie dziwią postawy misiewiczopodobne).

Komendant ZHR, jak na niekompetentnego, acz głęboko wierzącego „prawdziwego patriotę” przystało, zamiast powierzyć wakacyjny wypoczynek oddanych mu pod opiekę dzieci i młodzieży KOMPETENTNYM w sztuce surwiwalu instruktorom, powierzył swoich podkomendnych opiece biegłych, ale tylko w klepaniu paciorków, kapelanów, oraz powolnych im popychadeł, którym nawet się nie chciało sprawdzać na bieżąco dostępnej w telefonii komórkowej aplikacji, pokazującej jak rozwijają się nad Polską burze!

Ale po tragedii w Suszku, jak na wymóżdżonego bigota przystało, ogłosił CAŁY MIESIĄC żałoby dla struktur ZHR, co w praktyce oznacza, że gdyby na serio jego rozkaz potraktować, do 11 września druhny i druhowie z ZHR, nie mogą brać udział w grach i zabawach, ani nawet zasiąść przy obozowym ognisku, aby odśpiewać kultowe: „Płonie ognisko”, czy „Ogniska już dogasa blask”!

Od soboty, co najwyżej mogą odmówić modlitwę za poszkodowanych w Suszku!

Co do okazania było.


Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości