Już to ćwiczyliśmy (organizacja oddolna) w czasie II.wś. - kto handluje ten żyje. Znam opowieści handlowe z wojennej Warszawy i powojenne z Warmii oraz praktykę (dawna właścicielka znacjonalizowanego folwarku miała stałą dostawę żywności w komunie, dla siebie i dla sąsiadów - w tym moja rodzina).
Ale teraz czasy się zmieniły i tu pewne zmiany też są: potrzebny jest nowy, drugi obieg zaopatrzenia ludności w żywność. To się da zrobić, tylko trzeba się bardziej komunikować lokalnie. Nie chcąc mówić za dużo: ćwiczę zakupy od lokalnych producentów, komunikując się z nimi via wolne komunikatory internetowe i tak robią też inni, aby skala handlu pasowała (to są kumaci ludzie - nie ma problemów).
Niech każdy po swojemu to przemyśli i zorganizuje się, a wtedy będziemy szybsi/elastyczniejsi/różnorodniejsi, niż jakakolwiek biurokracja. Rozliczenia - gotówką, ale nie przerażajcie się, gdy gotówkę nam zlikwidują zupełnie (raczej nieszybko); są już gotowe kolejne rozwiązania techniczne - z funkcjonalnością gotówki (spokojnie da się to stosować, ale teraz nie będę się nad tym rozwodził).
Tylko wolny handel załatwi tą chorą obecną biurokrację. Nauczymy się tego i osiągniemy w tym mistrzostwo.