Na koniec marca 2011 dług publiczny wyniósł 778,1 mld zł, o ponad 30 mld więcej niż na koniec 2010. Ze względu na przychody z prywatyzacji tempo zadłużania w drugiej połowie roku (nie dług oczywiście), wg ekonomistów bankowych, powinno się zmniejszać. Nikt nie zwraca uwagi na to, że zachowujemy się jak narkoman na głodzie sprzedający resztę sreber rodowych. Nikt nie mówi o konieczności zmniejszenia samego zadłużenia i przeprowadzenia reform. A rząd w czasie pozostałym do wyborów będzie i zapożyczał się na potęgę i wyprzedawał co się da. I to są realne koszty kampanii wyborczej, nie śmieszne wydatki na konferencje, festynty, ulotki itp.
Kelnera z rachunkiem, który na razie dotarł do stolika Grecji, jeszcze przy naszym, zastawionym pustymi po libacji butelkami, jeszcze nie widać…
