Tytuł to oczywiście nawiązanie do książki Milana Kundery (uczestnika Praskiej Wiosny), która to pozycja była kultowa, dopóki nie okazało się, że autor ma na koncie bardzo nieciekawe sprawki z czasów stalinizmu.
Książkę czytałam swego czasu (w samizdacie jeszcze, czyli druk dziś już dla mnie nie do odczytania) i od początku nie pojmowałam, o co biega autorowi. Dzisiaj, znając jego życiorys, już rozumiem.
Podobnie jest z histerią, która opanowała Europę z powodu nowego najazdu Hunów.
Nikt tak naprawdę nie wie, co spowodowało ten najazd, są przedstawiane różne hipotezy – od celowego działania ISIS, poprzez różne formy uchodźstwa po głupotę Merkel, która ich zaprosiła do Niemiec. Prawdopodobnie przyczyna, jak zwykle, jest złożona z wielu treści, natomiast to, co obserwujemy, to po prostu powódź, bowiem te strumyczki ciekły od dawna, raz wolniej, raz szybciej i teraz wezbrały z powodu zbyt dużej ilości deszczu naraz. Natomiast reakcja starej Europy zupełnie jak z książki Kundery, czyli egotyzm do kwadratu.
Celowo używam słowa egotyzm, a nie egoizm, bo egoizm powoduje działania świadome i celowe, natomiast egotyzm to głupota osoby na tyle zapatrzonej w siebie, że nie zauważa realiów. Kiedy real nie pasuje do obrazka, egotyk popada w histerię, reakcja dość charakterystyczna dla choćby rozpuszczonych dzieciaków. Tyle, że dzieciak wrzeszczy i tupie, a dorosły w tym stanie, z łagodnym uśmiechem wariata, podejmuje decyzje, od których jeży się włos na głowie. I tak właśnie widzę problem migrantów z krajów muzułmańskich.
Stara Europa, zajęta sobą i swoimi mrzonkami o końcu historii, tudzież nadmiernie podniecona wszelkim użyciem (por. egotyzm starczy), reaguje w sposób absurdalny i niepojęty. Nieustające falowanie na przemian miłości i strachu przypomina jakieś sado-maso, a nie racjonalne decyzje polityczne. Prawo przestało się liczyć, umowy międzynarodowe nie istnieją, Angela kocha wszystkich imigrantów i dlatego roześle ich przymusowo w kontyngentach po całej Unii. Jak kochane zwierzątka.
Przypomina to niektóre przypadki starszych pań, które, przygarniając bezdomne pieski czy kotki w dużych ilościach, powoli popadają w paranoję.
Oczywiście media żyjące z emocji podsycają tę histerię do obłędu. Wszyscy są nakręceni, powrzeszczą, napiszą, nagadają się, po czym dalej nie robią niczego sensownego, a Orban, który jako jedyny próbuje przestrzegać unijnego prawa, jest wyzywany od faszystów.
Nieznośna lekkość histerii – powinniśmy być odporni, wszak mamy to u siebie od lat, ten sam sposób działania władzy, dzisiaj już tak przejaskrawiony, że żałosny, niemniej nadal budzący emocje.
Chciałoby się wrzasnąć - hej, pobudka!!! Ale oni nie usłyszą, to tak nie działa, tylko zimny prysznic - może jakaś zima stulecia albo inny kataklizm - mogłyby obudzić tę zaczadzoną Europę i zmusić do racjonalnego spojrzenia na fakty. Niestety, doświadczenie mówi, że to też nic nie da. Parafrazując Kuronia – Europa siedzi po uszy w bagnie i własnym butem bije się w głowę, żeby prędzej utonąć. Muzułmanie pielgrzymujący do Angeli to tylko skutek, a nie przyczyna.
Co do samych tzw. kwot migracyjnych –nie ma takiego prawa, na podstawie którego można by ludzi zmuszać do życia w wyznaczonych miejscach UE, to po pierwsze. Można ich tylko wpuścić albo nie, przecież w strefie Schengen nie mamy przejść granicznych, czyli co? Obozy koncentracyjne dla uchodźców? Niemcy chcą sobie zafundować małe Palestyny na całym terytorium, z murami dookoła i wieżyczkami strażniczymi? Przecież to zidiocenie do kwadratu.
Reakcje naszej Evity to przejaw tego samego stanu, trzeba przeczekać te parę tygodni do wyborów i tyle. I uważać – bo ta histeria naprawdę jest zaraźliwa, wszyscy już wypisują i wygadują głupoty, natomiast konkretnych propozycji rozwiązań organizacyjnych nie ma – albo miłość, albo nienawiść. I wrzask, do ogłupienia.
PS. Wczoraj napisałam notkę z bardzo konkretnym pomysłem – skoro mamy otwarte granice, nawet z Rosją (Kaliningrad), skoro na wschodzie nieustająco tli się wojna , a na zachodzie zaczyna być groźnie, to co trzeba zrobić? Wzmocnić obronę własną, to jest priorytet. Jakoś nikt nie zajarzył specjalnie, nadal szlochy i akty miłosierdzia przeplatane strasznymi przepowiedniami, i tak w kółko...
A przecież na szantaż Niemiec można odpowiadać spokojnie – nie stać nas, nie mamy po prostu kasy na utrzymanie, nawet dla swoich, koniec, do widzenia. Skoro sobie dobrzy Niemcy zaprosili wszystkich pokrzywdzonych świata do siebie, to bardzo pięknie, wspaniały gest – ale to nie my zapraszaliśmy, więc prosimy łaskawie swoich gości nie wpychać na siłę sąsiadom do ich mieszkań, do tego strasząc odcięciem prądu w kamienicy, bo ta kamienica jeszcze nie jest całkiem niemiecka.
Inne tematy w dziale Polityka