ewlie ewlie
329
BLOG

TU-BOCIAN 90-TY KTÓRYŚ...

ewlie ewlie Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

 


Tak się ostatnio zastanawiam, po co to wszystko. Być może, po to żeby nie mieć na sumieniu, że czegoś się nie zrobiło. Więcej, że zrobiło się tyle, na ile starczyło sił i możliwości. Pewnego dnia, wraz ze wzrostem cen mieszkań za metr kwadratowy w całej Europie podniosły się z kolan również i moje perspektywy. Mówi się, że jak ktoś raz dostanie w dupę i ta mu na raz nie zwiędnie, to potem już tylko z górki. Coś na kształt pierwszej udanej próby zabójstwa, np. polityka. A takich nasz kraj pamięta już wiele. I ma prawo pamiętać. Bo choć pamięć krótka, zwłaszcza w Polsce, to jednak lista zdarzeń z  ostatniego roku jest długa i coraz bardziej kwiecista,   niczym kwiaty na nagrobkach, tudzież rozłożyste drzewa. One przecież nigdzie indziej tak swoją bujnością nie grzeszą jak na cmentarzach. Powróćmy do tematu, sprzed żałobnej naleciałości.      

Po ponad roku pracy, która wiąże się z pokornym przystaniem na nachalne widoki opustoszałych polskich miast i wsi, wiedziałam jedno. Nie poddam się bez walki. Jeżeli znów zostanę postawiona pod ścianą, tym razem nie tekturową, lecz na kształt muru chińskiego, to oprę się na niej z dumą, na równi z bezdomnym kotem balansującym po krawędzi płotu bez cienia obaw przed upadkiem. Kot zawsze święcie (cokolwiek to dla niego znaczy) wierzy, że spadnie na cztery łapy, bez względu na przestrzeń, jaka dzieli go od podłoża. W przypadku człowieka, trudno jest jednoznacznie stwierdzić, która odległość jest dla niego mniej bolesna. Jeżeli spadnie zbyt szybko, to znaczy, że nie osiągnął nawet przyzwoitej prędkości. Jeżeli będzie spadał z huraganem we włosach, to ten samoczynnie uformuje w nim należny ostatni uśmiech na twarzy. Brzmi jak romantyczny poemat samobójcy? Nie. To tylko zwykła proza życia.  

Pisząc, tak sobie pomyślałam, że podobnie pisali autorzy na cenzurowanym. Bez obrazy dla wielkich tego świata. Niemniej, historia, którą znamy dzisiaj przetrwała, nie dzięki szkolnej makulaturze, której z roku na rok trzeba się pozbywać, bo nie aktualna. Historia jest jedna. A jej wieczne i nieskalane oblicze jest chronione w sposób, w jaki matka próbuje ocalić syna, który jest mordercą.     
Czy wymieniać dalej, aby w zgodzie z słusznością sumienia podjąć tę marną próbę ocalenia resztek Inteligencji Pojmanej do lochów jak za czasów Nerona?                

Praca magisterska już prawie gotowa. Wczoraj omal nie straciłam całego zapisu. Być może to wina sierpniowego żaru z nieba, który objął wszystkich i wszystko, bez litości dla mojego komputera i równie dogorywającego kota. O ile kot powłóczył łapami z kąta w kąt sprawdzając, czy aby na pewno w  każdym miejscu temperatura nie pozostawia złudzeń, tak komputer od momentu wyprodukowania nigdy nie posiadał żadnych złudzeń. Kiedy tylko osiągnął stan krytyczny, rozpoczął zapisywanie wszystkich treści średnio co minutę. Kolejno, zmniejszając i ten dystans aż do żywot wiecznego "enter", spoczął w bezruchu z otwartym ekranem, który jeszcze szklił się dość ostrym strumieniem światła w ciemnej oprawie nocy. Gdyby nie ta jaskrawa iskra nadziei, cały jego procesor obróciłby się w niebyt a wraz z nim świat wokół nas pogrążyłby się w chaosie.          

Treści odzyskano. Komputer żyje. Kot też, chociaż złudzeń ma już stosunkowo mniej. Nie nauka dla żuka. Nic też nie dzieje się bez przyczyny.          

Normalnym jest, iż każdy przyzwoity leming ma w domu dzienny lub ewentualnie miesięczny horoskop, aby na bieżąco móc weryfikować informacje przekazywane przez wolne (jak flaga na wietrze) media. Nienormalnym, a raczej niemoralnym by było natomiast nie ustosunkowywać się do powyższego w żaden sposób. Wszak było by to nie ludzkie i pozbawione sensu istnienia. Zwłaszcza władz najwyższych, Boga bowiem w to nie mieszajmy.              

Bóg ma względem nas plan. Zawsze w to wierzyłam i wierzę, pomimo iż nie praktykuję wiary na sposób masowy. Nie po to klękałam na dziewczęcych wątłych nóżkach przed obrazkiem nad łóżkiem i  patrzyłam w oczy Matce Bożej, która się uśmiechała, być może w dziecięcej, acz słusznej wyobraźni. Nie po to chroniłam korespondencję do Anioła Stróża, co by mogła trafić do rąk Mikołaja, a w domu nie było ani komina, ani nawet porządnej skarpety. Nie po to ręka Boża sięgnęła po mnie kiedy odszedł ten, który dawał mi powietrze a łzy topiły mi płuca. Nie po to wszystko, aby stanąć w tłumie wyznawców kolorowych witraży i kolejnych kielichów wina. Nic bowiem nie przesłoni ani nie oddali strachu tych ludzi przed nadchodzącą konsekwencją ich bezwstydnej hipokryzji.            

Jak sięgam pamięcią, rodzice mówili, że kiedyś, za ich czasów, żyło się o wiele lepiej. Nie wiem tylko, o  które czasy im chodziło, bo ich narodziny przypadają na okres świeżo po dwóch wojnach, obu tak świeżych jak jedzenie w  lodówce 2011 zakupione przed rokiem, albo jeszcze wcześniej. Tak to nie żart. Moi rodzice są znowu szczęśliwi, bo cywilizacja po odkopaniu wojennych gruzów dała im więcej niż kiedykolwiek spodziewali się otrzymać. Są tak szczęśliwi, że aż się boją korzystać z większości tych udogodnień i dobrodziejstw. Jedyne, z czego skorzystali nie chcąc być posądzonymi o zachłanność są kredyty. Nie zbyt duże i spłacane regularnie w ramach wdzięczności za polepszenie dobrobytu. Kiedy zdarzają się im dni bez humoru, robią to, co każdy inny człowiek. Próbują rozproszyć negatywną energię. Jeżeli trafi na dzień powszedni i wolny od pracy rozdzielają się, żeby zmylić przeciwnika. Jedno jedzie na działkę i z impetem wyrywa narosłe chwasty, a drugie wyżywa się na rybach, bo wie, że głosu w danej sprawie nie zabiorą. Kiedy atmosfera powoli zacznie się oczyszczać, ponownie łączą siły i jadą zrobić zapasy na wypadek kolejnej depresji. Ja się cieszę, że oni mają tę działkę, rzekę i całodobowe Tesco. Dzięki temu, nigdy nie będą musieli się skupiać na problemach swoich dzieci, w odróżnieniu od innych rodziców, którzy nie mają własnych ambicji. Trochę się pokrzywią, jeżeli które z ich dzieci zabierze innemu zabawkę wartą innych profitów, odwrócą się plecami, jeżeli któraś latorośl pójdzie w prawo, a miało być w lewo. Jedynie ojciec skarci, kiedy syn zgotuje lanie własnemu dziecku za nieposłuszność, bo hierarchia jest jedna i nigdy nie miała przechodzić z pokolenia na pokolenie. Matka zapłacze w poduszkę średnio dwa razy w miesiącu. Możliwe, że od jakiegoś czasu już tylko raz, bo przekwita. Na szczęście jej to służy, jak wszystkim ludziom, którzy pobrali kiedyś kredyty we frankach i nie wylądowali na bruku tylko dlatego, że rząd "opanował sytuację".
Nigdy, nawet w najskrytszych przypuszczeniach nie sądziłam, że akurat za moich czasów nastąpi okres jakiegokolwiek panowania...    

Tymczasem, wracając do punktu wyjścia, sama jestem w stanie opanować jedynie bałagan w swoim domu. I to nie zawsze. Ale czasem nawet wolę taki nieład. Przynajmniej czemuś on zawsze służy. A to inspiracjom twórczym, a to kotu rozkoszującemu się zmiennością krajobrazu w obrębie czterech ścian. Bałagan urządzony z rozmysłem jest w cenie. Wiedzą to także ci z zewnątrz. Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie im do głowy zrobić porządek, to jestem przekonana, że zaczną od wycinki drzew, żeby ludzie nie mieli gdzie zakopywać swoich ostatnich zarobków. Będą przekonywać, że chodzi o  GMO, bo jest toksyczne tylko dla drzew. Niedługo potem, będą wycinać wszystko, co daje cień wychodząc ponad ich wzrost. Każdy pieprzony cień wątpliwości. W powietrzu musi być przestrzeń. Duża, żeby każdy pojedynczy TUbocian dziewięćdziesiąty któryś mógł nadlecieć z nowiną, niezależnie od zmiennych pór roku. Kto natomiast wierzy, że dzieci rodzą się w kapuście, powinien "w spokoju i cierpliwości wytrwać w  swej wierze". Skoro GMO objęło całą powierzchnię kuli ziemskiej, to In vitro stanie się już zwykłą formalnością. Ku uciesze wszystkich matek jeszcze polek, które obawiają się krwi z obcego łona. I słusznie. Bo żaden człowiek nie boi się niczego tak, jak swojej własnej ludzkiej repliki. Wiecie, jaki jest ósmy cud świata? Replikanci ze wschodu. Oni mogą bać się jedynie duchów. Wiadomo, że one mieszkają tam, gdzie możliwym jest skryć się w cieniu wyklętych przez resztę świata.     

Strach, podobnie jak ból są jedynymi, które utrzymują jednostkę ludzką w świadomości namacalnego bytu. Czy to oznacza, że moi rodzice nie czują, że żyją? Czy odczuliby wrogość brytyjskiej sieci Tesco, jeżeli ich dzieci robiłyby zakupy w centrum tej pajęczyny? Czy mogliby stwierdzić, że kiedyś mieli dzieci, - kiedyś, bo nie mówią już tym samym językiem? Czy oni sami będą w stanie nauczyć się języka, w którym będzie mówił właściciel ich banku? Co zrobią jak już nie będą mieli ani jednego drzewa na działce, ostatnie jadalne ryby w rzece padną ofiarą Generałów Morderców Oprawców, a niebo będzie zimne i pachniało piżmem?       
Mama sięgnie wtedy po horoskop lub nastawi kanał na prognozę pogody, w obawie o resztę sadzonek. Ojciec, weźmie wędkę i zawiesi za oknem montując na miejscu haczyka niebiesko- czerwoną flagę, i na wszelki wypadek doda białą, żeby była jasność.    
Co się stanie z nami? Tego nie wiem. Być może wiedzą to mój kot i komputer.
 
 

 

 

ewlie
O mnie ewlie

Polecam: ewlie-e-zdrowie Matylda i Krzyś

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości