Odwiedzając prawicowe strony, wpadam czasem na portal myśli konserwatywnej Konserwatyzm.pl, który z nazwy powinien mi być bliski, podobnie jak prezentowany tam nieraz wątek monarchistyczny (z narodowo - realistycznymi zastrzeżeniami, których tutaj podnosił nie będę).
Dzisiaj zaintrygował mnie tytuł nawiązujący do wstrząsających wyników sekcji zwłok zmarłego piosenkarza, który głosił, że „Michael Jackson rozpadł się”.
W komentarzu „Od redakcji” znalazłem takie oto stwierdzenie:
„Tylko w chorym świecie i chorych czasach upadku Cywilizacji Zachodu ktoś taki mógł stanowić „autorytet” dla milionowych mas głupków /aw/”
Ze smutkiem i pewnym zdziwieniem skojarzyłem ten fragment z pierwszą wypowiedzią pewnego „konserwatywnego liberała”, jaką mogłem usłyszeć w „pluralistycznej” telewizji roku 1989. W dwugłosie ze znanym związkowcem, człowiek ów (w muszce) dowodził, że „robotnik w pracy powinien być zgnojony”, dla dowiedzenie słusznej skądinąd tezy, iż wszyscy w pewnych momentach jesteśmy konsumentami i wiadomy podział, oraz dbałość są sztuczne.
Przyznaję, że mimo niemiłego zgrzytu (a robotnikiem akurat nikt z mojej rodzinie nie był, wszyscy zaś dawali pracę) uznałem propozycję młodej wówczas UPR za interesującą, zwłaszcza w zestawieniu z siermiężną rzeczywistością i retoryką, która obowiązywała w przemijającej właśnie Polsce Ludowej.
W praktyce wspomniana wypowiedź jednego z liderów Unii już wtedy zapowiadała smutny koniec możliwości realnego przekonywania ludzi do pożądanych wartości i działań (oczywiście między innymi współczesnymi okolicznościami).
Skąd zatem podobieństwo i jakie źródło zastrzeżeń dla konserwatysty nie tyle przekonanego, co urodzonego?
Otóż sięgając do swoistego komentarza zapisów Kodeksu Rycerskiego, który obok Dekalogu jest dla mnie głównym źródłem wskazań sposobu postępowania, w rozdziale „O żywocie” („O sposobach czynienia…”), znajdujemy punkt pierwszy, który stanowi:
„Człeka wszelakiego szanować”, i dalej:
„Miłość w sercu nosić, prawdę sercem i usty wyznawać”,
„Zapalczywości nie mieć, gniewu nierozważnym uczynkiem nie wykonywać”.
Czym innym jest zatem poczciwa, powodowana dobrą intencją refleksja, krytyka, czy przestroga - a zupełnie czym innym nadmiar ekspresji i postponowanie ludzi biednych, być może też potępionych duszyczek (bo o tym zgodnie z przekazem Ewangelii, nie nam sądzić, a tylko mniemać).
Czy jest ich winą, że dobrzy władcy i pasterze zawiedli, a w nowych sytuacjach, wśród nowych form życia tak często nie sprostali zadaniu?
Przyznaję, że nigdy nie byłem wielbicielem twórczości Michaela Jacksona, a widok jego twarzy, jak również dochodzące wieści o zabiegach, skandalach i sprawach sądowych mnie przerażały. Niemniej jednak wiadomość o jego śmierci przyjąłem bez żadnej satysfakcji, a nawet z pewnym szczególnym smutkiem.
Oto zakończył życie człowiek, który zbłądził, nie zaakceptowawszy ani swojej rasy, ani swojej tradycji, ani swojej miary. Jak napisano w innym miejscu - ofiara trzech ekstremów: największej sławy, największej władzy i największych wpływów (czyż nie to samo zabijało już wieki przed nim?).
Obecny świat wykazuje globalne symptomy zepsucia, ale też jego początków nie możemy upatrywać w Rewolucji Francuskiej, jako nagłym i niezasłużonym kataklizmie - nie zaś następstwie rzeczywistego gnicia pierwotnego ładu, a później zbrataniu się w obcym bizantyjskim porządku zdradzieckich (w odmienny sposób) Niemców i Rosjan.
Porównanie współczesnego idola kiepsko wychowanych, a przy tym niezbyt świadomych przyczyn swego uwielbienia milionów, do istnych antychrystów zasiadających na monarszych tronach Rosji, Francji, czy Niemiec – morderców, pomyleńców i sodomitów - wypada blado.
Konserwatysta konstatujący tego typu zdarzenie, jak zgon w rzeczywistości ubogiego, a przy tym nieszczęśliwego człowieka, powinien zachować tradycyjną pokorę wobec śmierci, a przede wszystkim - dobry smak.
Swoistego fenomenu „Michaela, który się rozpadł”, nie można rozważać w oderwaniu od wcześniejszego i współczesnego mu rozkładu systemu realizacji - właśnie konserwatywnych wartości , w tym systemu konserwatywnej komunikacji.
Dlatego też drogi „Redakcyjny Komentatorze” przyjmij te skromne uwagi (a może i chrześcijańskie napomnienie) przed skomentowaniem kolejnej śmierci człowieka znanego, a niezbyt naszej „zachodniej” tradycji bliskiego.
Obyśmy się dalej nie „rozpadali”.
Kraków, 30 czerwca 2009r. Jan Szczepankiewicz
Komentarze