Europa Wolnych Ojczyzn Europa Wolnych Ojczyzn
21
BLOG

Jak mądre bakterie

Europa Wolnych Ojczyzn Europa Wolnych Ojczyzn Polityka Obserwuj notkę 1

Nie znam osobiście Lecha Wałęsy, dość rzadko o nim rozmyślam, a jeżeli już - to przy okazji szerszych, historycznych refleksji. Nie mniej jednak w ostatnim roku mieliśmy do czynienia z pewnego rodzaju reaktywacją - jubileuszową, lustracyjną, a nawet intelektualną - kontrowersyjnej osoby dawnego przywódcy Solidarności i Prezydenta RP.

Intelektualną też, bo nie dość, że wg sondaży Lech Wałęsa cieszy się ponoć największym zaufaniem Polaków, to jeszcze został wybrany Mędrcem Europy.

W noworoczny poranek usłyszałem jego życzenia, które swoją trafnością i szczerością zarazem wzbudziły u mnie naprawdę głęboką refleksję.

Otóż Pan Wałęsa zachęcił nas do walki „o swoje”, ale też pouczył, iż mamy się przy tym zachowywać „jak mądre bakterie”, które nie niszczą organizmu, na którym pasożytują.

Bo przecież wszyscy pasożytujemy na tym organizmie – konkludował.

Przyznam, że oczekiwałem tu słowa „gospodarz”, ale zapewne sławny związkowiec, oraz polityk nieco inaczej postrzega rzeczywistość, niż ja skromny obywatel i podatnik, a poza tym może nawet – wie lepiej.

Gdybym miał jednak okazję zrewanżować się Panu Wałęsie, to oprócz dobrego zdrowia życzyłbym mu skoncentrowania się na sprawach Unii Europejskiej, bo przecież w „obalaniu’ komuny ma wprawę.

Powiedział przecież, że „tematem na dziś jest Unia i jej możliwości”,

a on sam po tym roku jest „w mędrcach’.

Niech zatem zostawi nie zawsze wdzięcznych Rodaków i poświęci się sprawom o znaczeniu kontynentalnym, a nawet światowym.

 

Od jakiegoś czasu mam dość dyskusji, w których przekonujemy przekonanych, dookreślamy oczywistość, albo usiłujemy dogadać się z ludźmi, których poglądy są nam obce, a interesy przeciwne.

Zbiorowa psychoterapia mierzi mnie głównie dlatego, ze nie ma żadnych powodów byśmy (wbrew noworocznym konkluzjom Lecha Wałęsy) jako naród czuli się dobrze i zasypiali spokojnie.

Jałowe spory ideologiczne, historyczne, czy wręcz personalne wywołują wrażenie życia, podczas gdy politycznie większość „nowego narodu’ jest martwa, a w sferę publiczną wciskają się faktycznie pasożyty, dla których Dobro Wspólne stanowi domenę handlu i prostych zawłaszczeń.

 

Najniższa w Europie zdolność organizowania się w sytuacji ewidentnych śmiertelnych zagrożeń stanowi zaprzeczenie naszego legendarnego przywiązania do Wiary i Wolności.

To właśnie organizacja stanowiła zakazaną formę narodowej aktywności w okresie zaborów i okupacji, to za nią szło się na śmierć i na Sybir, dla niej oddawali swe życie Polacy „żeby Polska, była Polską”.

Podobnie rzecz się ma z emigracją, która z przekleństwa stała się błogosławionym sposobem na opuszczenie rozkradzionej i zniewolonej Ojczyzny - w potrzebie.

Warto zachować minimum myślenia historycznego, by szybkość zmian nie spowodowała zawrotów głowy, uniemożliwiając określenia ich kierunku, oraz dokonywania prognoz.

 

Mam dobrą pamięć, więc doskonale odtwarzam w niej klimat nocnych rozmów sprzed wielu lat. Żółte światło żarówki, bicie zegara, herbata z konfiturami, czasem trzask zagranicznej stacji radiowej. Nikt się nie cieszył z „małej stabilizacji”, straty były zbyt wielkie, krzywdy oczywiste, przyszłość niepewna.

Dominował temat: ile to wszystko potrwa i jak się skończy?

Kombinowano też jak się utrzymać przy życiu, pomimo określonego życiorysu, przywiązania do wartości, a przy tym pozostać możliwie poza nieludzkim systemem.

 

Nocne Polaków rozmowy z okresu blisko półwiecznej sowieckiej okupacji.

Siedzący wtedy przy stole przedstawiciele dwóch pokoleń nie byli bynajmniej tylko wykształconymi teoretykami. Starsi walczyli na frontach dwóch światowych, młodsi mieli za sobą udział w wojennym i powojennym ruchu oporu.

Wspomnienia powstańcze były echem tych jeszcze dawniejszych spotkań i rozmów najbliższych, natomiast historie z Armii Hallera, Kampanii Wrześniowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wolności i Niezawisłości, a dalej katowni Urzędu Bezpieczeństwa stanowiły dla nich dzień co najwyżej wczorajszy.

Oficerowie w dawnym, nie znoszącym kompromisów stylu, księża, konspiratorzy… Etos szlachty mieczowej, polskiej inteligencji, polskiego przedsiębiorcy, polskiego fachowca.

Portret zbiorowy ocalałego Polaka – katolika, na tle ”robotniczo – chłopskiego” PRL-u.

 

Minęło kilkadziesiąt lat. Powoli odchodzili ci, których dyskusje pamiętam z wczesnego dzieciństwa. W międzyczasie Polacy niezrażeni skutkami wcześniejszej gomółkowskiej odnowy - pomagali towarzyszowi Gierkowi, tworzyli Solidarność, wprowadzali stan wojenny, cieszyli się z „okrągłego stołu”, kłócili o Balcerowicza, wertowali teczki, prowadzili „wojny na górze”.

W międzyczasie oddali polski rynek, sektor bankowy, media i pozwolili zlikwidować przemysł. Na domiar złego w demokratycznym trybie, znieczuleni wesołkowatą propagandą dali się wprowadzić jak potulne baranki do wspólnej, unijnej zagrody.

Ilu „negocjatorów” przeczytało i zrozumiało wtedy tekst całego traktatu akcesyjnego?

Wielu z nich miało zresztą wprawę z tego typu zabiegach. Polacy wybierali gładko Aleksandra Kwaśniewskiego, Józefa Oleksego, Leszka Millera, Andrzeja Leppera, Danutę Hubner…

Czy możemy zatem powiedzieć, że i tym razem chcącemu nie dzieje się krzywda?

 

Mimo rozpaczliwej akcji informacyjnej prowadzonej przez pospolite ruszenie tzw. obozu niepodległościowego, dzielni Polacy powiedzieli Unii bez jakiegokolwiek przymusu „tak”, by niebawem dowiedzieć się, że czeka ich jeszcze wiele „traktatów”, których nawet nie będą musieli bezpośrednio przyjmować - aż do całkowitej utraty suwerenności i likwidacji narodowego, tysiącletniego Państwa Polskiego. Do tego ma dojść prawie całkowita utrata suwerenności w wymiarze gospodarczym, moralnym, intelektualnym – z kolejną rewizją historii, tym razem na potrzeby nowego, unurzanego we krwi hegemona.

 

Traktat Konstytucyjny wprowadzany jest przez unijną biurokrację z całkowitą pogardą dla zasad samostanowienia narodów, demokracji i obowiązującego prawa. Każdy przytomny widzi, że mamy do czynienia z międzynarodowym zamachem i próbą stworzenia nowego więzienia narodów w formule totalitarnego, socjalistycznego super- państwa.

 

Po dniu 13 grudnia 2007r. , kiedy to podpisano w Lizbonie dokument ustanawiający wspólne europejskie państwo słyszymy, że przeprowadzane badania w przeciwieństwie do wyników referendów, oraz sondaży w krajach zachodnich wskazują u nas na wysoką przewagę zwolenników likwidacji własnego państwa i tradycyjnego sposobu życia.

Smutny rezultat wielu następujących po sobie samobójczych decyzji wyborczych, a w konsekwencji wyrażenia zbiorowej zgody na kołchoz ze wspólnym głośnikiem i poprawną politycznie nauką, sztuką, oraz wrogą nam segregacją dziedzictwa narodowego.

 

Co będzie za kilkadziesiąt lat? To w znacznej mierze będzie zależało od naszej dobrej orientacji i pracy pozytywnej, ale także od tego, czy „polski kundlizm”, który tak trafnie zdefiniował Melchior Wańkowicz, po latach niebywałego rozkwitu trafi na gruby łańcuch.

Musimy polubić ludzi prawdziwie mądrych, szczerze oddanych sprawie, a przy tym konstruktywnych – sami zaś odpowiedzialniej podejmować decyzje zarówno życiowe, jak i wyborcze.

Niestety znowu wiele będzie zależało od tempa procesów rozkładu nowej socjalistycznej wspólnoty, do której dobrowolnie się Polacy zapisali, by wg sondaży na koniec 2008 roku stać narodem wybitnie „zadowolonych optymistów”.

 

 

Jan Szczepankiewicz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka