Historia powtarza się na naszych oczach. Serwis Onet.pl podaje, że
„Grupa intelektualistów [wystosowała] list […] do […] Kaczyńskiego. Przekonują go, że powinien wystartować w wyborach […] jako naturalny kandydat”. […] Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wyjaśnia, że „jest to wspólna inicjatywa osób, które podpisały się pod dokumentem. To jest sytuacja, która nie ma żadnego odnośnika historycznego”. Intelektualiści i ksiądz napisali: „W obliczu niezwykłej tragedii, która tak bardzo pana dotknęła, ale dotknęła też i całą Polskę i nas wszystkich - i która stworzyła groźną dla Państwa Polskiego sytuację, zwracamy się do pana z prośbą, aby zdecydował się pan kandydować w wyborach na Prezydenta Rzeczpospolitej. Tylko Pan jest w stanie poprowadzić Polskę w kierunku wytyczonym przez zmarłego tragicznie swego brata […]. Wierzymy, że w tych najtrudniejszych dla Ojczyzny chwilach, pan dźwignie ją z zapaści i chaosu”.
Wiadomo, że intelektualiści nie raz się mylili i wierzą w coś. Natomiast Isakowicz-Zalewski zmienił się. On teraz wierzy w pana, ale przez małe ”p”. Gdyby podpisał się pod wielką literą, to Kaczyński byłby nie prezesem, „ale…Carem”. Na tyle Isakowicz-Zaleski jeszcze się nie zmienił.
Otóż Isakowicz-Zalewski et consortes mylą się, że „sytuacja […] nie ma historycznego odnośnika”. Dyrektor kancelarii prezydenta RP, dr Litwinek, mówił do prezesa Nikodema:
„Prezesie, zechce [pan] stworzyć nowy gabinet i stanąć na jego czele. [Dyzma] Czytał, lecz litery skakały mu przed oczyma. […] Na jego twarzy malowała się troska. Pan prezydent nie wątpi - ciągnął Litwinek - że pan prezes nie odmówi mu, zwłaszcza dziś, w dobie ciężkich zadrażnień politycznych i ostrego kryzysu gospodarczego, kiedy trzeba kraj ratować przed staczaniem się po równi pochyłej. Trudne i wielkie to zadanie. Pan prezydent wierzy, że właśnie pan, który cieszy się nie tylko jego, lecz całego społeczeństwa zaufaniem, skutecznie temu podoła. Że wysoki autorytet, wiedza i doświadczenie, jakie są udziałem pana prezesa, dadzą pełnię rękojmi, iż stworzy pan rząd silnej ręki, że dźwignie pan pomyślność kraju, który z takim utęsknieniem oczekuje, silnego człowieka. Pozwoli pan, że złożę i moje skromne zapewnie, że wierzę, iż tylko pan może tego dokonać, panie premierze”.
Prezydent, premier, nie ważne. Ważne, że prezes Kaczyński. Pod listem podpisali: Adam Macedoński (Instytut Katyński), Andrzej Nowak (profesor UJ), ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Michał Kulenty (kompozytor), Ewa Dałkowska (aktorka), Waldemar Żyszkiewicz („Tygodnik Solidarność”), Leszek Elektorowicz (pisarz), Krzysztof Durek (Stowarzyszenie „Godność”), Piotr Batycki (reżyser), dr Barbara Niemiec. I inni.
Ach, ten nasze Litwinki. Intelektuały.
„Milczeć! Sapristi! – mówił do niech Ponimirski - Z was się śmieję! Z was! Elita! Cha, cha, cha… To wy sami wwindowaliście to bydlę na piedestał! Wy! Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów! Z was się śmieję, głuptasy! Z was! Motłoch!...”
Ponimirski to wariat. „No, oczywiście, powiedział Litwinek – wariat”.
Nasza noblistka, Wisława Szymborska, podpisała w 1953 rezolucję Związku Literatów Polskich, która wyrażała:
„poparcie dla stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich krakowskiej kurii, skazanych w sfingowanym procesie pokazowym na kary od 6 lat pozbawienia wolności do kary śmierci dla trzech i dożywocia dla jednego ze skazanych”. (Wikipedia)
No, oczywiście, noblistka to nie wariatka. Grupa intelektualistów na rzecz Kaczyńskiego też nie. Oni tylko wyrażają uczucia motłochu. Cha, cha, cha…