Miś Malinowy
Miś Malinowy
Miś Malinowy Miś Malinowy
156
BLOG

Jedyne co widzę.

Miś Malinowy Miś Malinowy Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

Na samym początku, na wszelki wypadek bałem się jak wszyscy. Dziś śmiech mnie ogarnia gdy przypomnę sobie jak na polecenie małżonki przecierałem płynem dezynfekcyjnym każde opakowanie przywiezione z marketu. Dopiero seans filmu "Contagion" i dokumentu o hiszpance sprawiły, że zacząłem wątpić poważnie w serwowaną narrację. Gdy we wrześniu trafił mnie covid nie miałem już żadnych wątpliwości. Przechorowaliśmy z żoną jak cięższe przeziębienie lub niepełną grypę, jedynym novum była utrata smaku i węchu. Dzieciaki absolutnie nic chociaż test pokazywał wyraźnie rezultat pozytywny.

Dlatego pomimo medialnej histerii, pomimo zachęt do szczepień, nowych wariantów i wziętych z sufitu projekcji patrzę na to jak na manipulację. Przepis na pandemię?

Zmień definicję pandemii. Weź trzy procent wirusa, dodaj 97 procent polityki i podlej to solidnie medialnym sosem. I już. Danie gotowe.

W przeciągu dwóch lat politycy udowodnili wielokrotnie, że nie mają pojęcia co robią. Wykonują jakieś niezborne, chaotyczne ruchy bo doprowadzone na skraj histerii społeczeństwa domagają się działań. Działają więc wybrańcy narodu, a że brak w tym logiki, że chaos, że koszty? A kto to będzie pamiętał gdy media zaczną grzać temat Oskarów, olimpiady, wojny lub osobistej tragedii jakiejś plastikowej celebrytki.

Że nie mam racji? Że upraszczam?

Cofnijmy się do grudnia gdy wystrzelił omicron. Co zrobiły rządy w UK i w Polsce?

Działania POZOROWANE. Zarówno Boris jak i Kaczyński dobrze wiedzieli, że ludzie wyniosą ich na widłach jeżeli odpalą lokdałn na Święta. Dlatego w UK restrykcje wprowadzono po Świętach co nie miało najmniejszego sensu bo to właśnie PRZED Świętami odbywały się słynne "christmas parties" i "christmas markets" - napakowane ludźmi popijawki przy dźwiękach "Jingle bells". To wtedy wedle stosowanej logiki dochodziło do "omikronowej hekatomby".

W naszej pięknej ojczyźnie podobnie - rząd znalazł się między młotem i kowadłem, z jednej strony domagano się stanowczych działań, aresztowań i przymusu z drugiej narastał gniew i bezceremonialne łamanie rozporządzeń Ministerstwa Zdrowia. Wtedy to odpalono "obowiązek szczepień dla grup zawodowych" wchodzący w życie od....1 marca. Prawda, że logiczne?

Absurdów było więcej. Był na przykład czas, że w szkole moich dzieciaków całe klasy wysyłano do domu bo jedno dziecko miało kontakt z kimś kto miał kontakt z "pozytywnym". Gdy z kolei siedzieliśmy w domu z covidem szkoła przysłała wiadomość, że dzieciaki powinny przyjść do szkoły jeśli nie mają objawów i negatywny test.

Gdy w końcu zebraliśmy się na urlop do Polski przeczytałem, że "kwarantannie nie podlegają obywatele Turcji, z którą zawarto specjalne porozumienie". Ciekawe.

Obowiązkowe testy drugiego i ósmego dnia po przylocie do UK zostały zniesione 11stego lutego o godzinie 3:59. Ciekawe czy groźny omicron zamierza dostosować się do zmiany reguł.

Same testy "fit to fly" to także świetny biznes - na stronie rządowej wyświetla się cała lista "certyfikowanych" firm prywatnych, ale jeśli ktoś naiwnie wybierze najtańsze pozycje z czołówki ten mocno się rozczaruje. Dopiero po dłuższym przeglądaniu można znaleźć test za jakieś 15 funtów. A jak wygląda samo testowanie? To jest dopiero piękne - rejestrujemy test na stronie firmy, podajemy dane paszportowe, nr lotu i dzień wyjazdu a potem....robimy test w domu i przesyłamy zdjęcie. Cały system "bezpiecznego latania" zawieszono na słowie honoru, bo nikt nie sprawdza czy wymaz zrobiłem ja, czy moja żona czy też sąsiad.

Urlop w Polsce udał się fajnie, chociaż pogoda była pod psem. Sporo znajomych i rodziny siedziało na izolacji i to zarówno foliarze jak i ci z trzecią dawką szczepień. Nie sprawdziły się czarne wizje pandemicznych gwiazdorów - nie wlecieliśmy w środek apokalipsy gdzie ludzie umierają na ulicach. Mimo tego i statusu ozdrowieńca oraz negatywnych testów kila dni po powrocie znów zostałem ujęty w statystyki zakażonych. I teraz sam nie wiem - albo testy "fit to fly" to jakaś lipa, albo test PCR "second day" jest tak wrażliwy, że wykrywa nawet katar. Bo tak dokładnie wygląda omikron w moim przypadku - KATAR. W normalnych czasach poszedłbym do pracy, ale w czasach PANDEMII KATARU sprawa się komplikuje i cały sztab ludzi pochyla się nad człowiekiem. Wiadomo - twoje zdrowie należy do społeczeństwa. Jedna rzecz mnie zastanawia - po cholerę wypełniałem Passenger Locator Form skoro potem przez telefon ponownie muszę opowiadać się miłej pani z NHS? Nie ma przepływu informacji? I ileż to ludzi musi pracować nad tymi procedurami i jakie to generuje koszty strach pomyśleć. Nie dziwne, że NHS to dziura bez dna zasysająca pieniądze podatników.

Ktoś powie, że jaja sobie robię bo miałem szczęście i łatwo się wywinąłem. Nic bardziej mylnego - umarło dużo więcej ludzi niż w normalnych czasach, do rozstrzygnięcia jednak czy powodem był covid czy covidowe procedury. Jak by nie było operacja COVID odcisnęła swe pięto na życiu całych społeczeństw. Do całej masy danych dołączyło się nasze DNA, które dostarczyliśmy przy pomocy testów. A ponieważ nikt się nawet nie zająknął o tym co się dalej z tym materiałem genetycznym dzieje obawy mam jak najgorsze. Mają nas. Nasze imiona, numery paszportów, adresy, telefony, maile, odciski palców (paszport), twarze i teraz jeszcze dopasowali kod genetyczny. Jednak najsmutniejsze jest dla mnie to jak łatwo ludzie poddali się rygorom, jak bardzo dali się zastraszyć i jak chętnie oddali swą wolność za obietnicę bezpieczeństwa. To w sumie nic nowego - gdy w RFN szalała Rote Armee Fraktion społeczeństwo samo domagało się inwigilacji i ostrzejszych procedur. Przyprawia mnie to o depresyjne myśli i projekcje na przyszłość. Bo chociaż w UK pandemia jest w odwrocie - efekt ucieczki do przodu premiera Johnsona - to jednak los Kanadyjczyków lub mieszkańców antypodów nie do pozazdroszczenia. Trzeba się temu uważnie przyglądać i wyciągać wnioski. Niezależnie czy pandemia to zaplanowane preludium do Wielkiego Resetu lub innego NWO czy też chaos gdzie spryciarze chcą ugrać jak najwięcej całościowy bilans dopiero przed nami. Mam na myśli przede wszystkim koszty społeczne - stres, depresje, bankructwa, wykolejony tok nauczania, przerażające statystyki samobójstw wśród dzieci...

Czy to już początek końca czy tylko chwilowe poluzowanie? W mediach widać powolne przestawianie wajchy. Zmęczeni ludzie chwytają się obietnic kolejnych "luzowań" powoli wraca optymizm i nadzieja na normalność.

Ostatnio słyszałem w markecie taką oto rozmowę:

- To co? Teraz nie lecicie do Polski?

- My? Nie, coś ty. Teraz nie. Poczekam aż złapię covid i znów polecę "na ozdrowieńca".

Wirus zdycha, strach ustąpił miejsca szyderstwu, tylko głupia polityka zabrania normalnie żyć i podróżować. Tak to widzę.

 Daleko od domu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo