Fakt - Opinie Fakt - Opinie
64
BLOG

Włodzimierz Cimoszewicz: Dobrze, że rząd Tuska ocieplił klimat w

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 18


Z Włodzimierzem Cimoszewiczem, byłym premierem i byłym ministrem spraw zagranicznych rozmawia Sonia Termion


Czy wprowadzone przez rząd PO–PSL zmiany w polityce zagranicznej przyniosły spodziewane efekty?
– W czasie rządów panów Kaczyńskich, Leppera i Giertycha Polska poniosła ogromne straty w stosunkach międzynarodowych. Ich niekompetencja, brak znajomości współczesnego świata, paranoiczna podejrzliwość i skłonność do zachowań destrukcyjnych sprawiły, że Polska z poważnego partnera stała się w krótkim czasie kłopotliwym pośmiewiskiem. Zmiana była więc wręcz niezbędna. Panowie Tusk i Sikorski wyciągnęli właściwe wnioski i pierwsze ich posunięcia, ocieplające klimat stosunków z Niemcami i Rosją, były prawidłowe.

Czy te próby ocieplenia stosunków z Moskwą są udane?
– Z perspektywy roku trudno stwierdzić, by poprawa nastrojów przełożyła się na realne zmiany w kwestiach dla nas ważnych. W gruncie rzeczy, poza zniesieniem przez Rosję utrudnień dla naszego eksportu, co niewątpliwie warto dostrzec, nic się nie wydarzyło. Brak jest kontaktów i rozmów na najwyższym szczeblu. Bilans handlowy pozostaje skrajnie niezrównoważony. Problemy historyczne, mimo wznowienia pracy utworzonej przeze mnie i Igora Iwanowa specjalnej komisji, pozostają nierozwiązane. Nie ma żadnego szczególnego otwarcia w kontaktach społecznych. A przecież Rosja to poza wszystkim nasz sąsiad. Za niepowodzenia odpowiedzialne są oczywiście obie strony, ale to oznacza, że także polski rząd.

Czy obecnej ekipie udało się odnieść jakieś sukcesy w relacjach z Niemcami?
– Niestety, nie. Była nadzieja, bo w Niemczech antyniemieckie fobie Kaczyńskich wywołały bolesne zaskoczenie. Można było lepiej wykorzystać obserwowane tam rok temu uczucie ulgi. To jednak wymaga ogromnej aktywności. Nie wiadomo przy tym, kto w rządzie odpowiada za politykę wobec Niemiec. Czy MSZ, czy Kancelaria Premiera? Tego typu niejasności są wyjątkowo destrukcyjne. Po prostu nikt nie pracuje. Niemców powinniśmy traktować jak najbliższego sojusznika w UE. To oznacza nieprzerwany kontakt, konsultacje i wspólne inicjatywy. Wartościowa polsko-szwedzka inicjatywa w kwestii tzw. partnerstwa wschodniego byłaby nieporównanie bardziej znacząca, gdyby została wypracowana z udziałem Niemiec. Nie dostrzegam w praktyce istotnej zmiany w podejściu do współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego. Nie rozumiem, dlaczego nadal nie wykorzystujemy wyjątkowo korzystnego dla nas mechanizmu współpracy z liderami Europy.

Czy gabinet Tuska może się pochwalić jakimiś osiągnięciami w relacjach z USA? Czy za takie osiągnięcie uznaje pan parafowanie umowy o instalacji elementów tarczy antyrakietowej?
– Rząd niewątpliwie uznaje za taki sukces podpisanie porozumienia w sprawie tarczy antyrakietowej. Natomiast w mojej ocenie był to błąd. Dawałem temu wyraz zarówno w zamkniętych gronach w Senacie, jak też w publicznych wypowiedziach. Nie należało niczego w tej sprawie kończyć przed amerykańskimi wyborami. To wynikało ze zdrowego rozsądku. Teraz, gdy zmiany tego projektu lub nawet zaniechanie go stają się coraz bardziej prawdopodobne, rząd próbuje jedynie robić dobrą minę do kiepskiej gry. Nic poza tym w naszych wzajemnych stosunkach się nie wydarzyło. Choć nie sposób pominąć dwóch ostatnich skandali z udziałem Kancelarii Prezydenta i polityka PiS-u. To nie obciąża rządu, ale Polska na tym wiele traci.

Jak postrzega pan pozycję Polski w UE po roku rządów obecnej koalicji – poprawiła się, czy pogorszyła w stosunku do tej, jaka była za rządów PiS?

– Niewątpliwie poprawiła się, choć tragikomiczne zapasy prezydenta i premiera o udział w obradach Rady Europejskiej ośmieszają nas. Na pewno otacza nas więcej sympatii i zrozumienia niż w poprzednich dwóch latach, jednak nie oznacza to, że o nasze interesy ktoś będzie dbał bardziej od nas samych. Absencja na waszyngtońskim szczycie jest wymowna. Ważne jest też, jak walczymy o swoje. Spór z Komisją o stocznie i limity emisyjne CO2 nie jest prowadzony właściwie. W pierwszym przypadku oba rządy PiS-u i rząd obecny winne są grzechu lenistwa i zaniechania. W drugim, demonstrujemy ostentacyjny egoizm. Mówimy, że skoro jesteśmy jednym z największych w Europie trucicieli atmosfery, to mamy szczególne prawo, żeby robić to nadal. Taki egoizm charakterystyczny dla postawy Chin, Rosji, a do niedawna także USA i Australii, jest jedną z przyczyn zmian klimatycznych, za które nasze wnuki przeklną swoich przodków. Polska, dochodząc pewnych przejściowych złagodzeń, mogłaby np. zaproponować rozszerzenie programu zalesiania naszego kraju, co oznaczałoby zwiększanie zdolności do naturalnej absorpcji dwutlenku węgla. Pokazalibyśmy, że uczciwie próbujemy znaleźć dobre rozwiązanie. Tymczasem szef rządu woli popisywać się przed nami tym, jak stanowczo walczy o niższe rachunki za prąd. Co, notabene, i tak się nie uda.

Czy duże znaczenie dla pozycji międzynarodowej Polski ma konflikt na linii prezydent–premier? Która strona ponosi za to większą odpowiedzialność?
– Tak, bardzo duże. Ten spór ośmiesza i sprawia, że nie bardzo wiadomo, z kim w Polsce rozmawiać i czego po naszym kraju oczekiwać. Prezentowanie rozbieżnych stanowisk osłabia pozycję negocjacyjną, daje partnerom i rywalom nowe atuty. Praworządność i dojrzałość demokratyczna Polski stają pod znakiem zapytania. Wreszcie, kompromitują się sami uczestnicy tych rozgrywek. Ukazują małostkowość i infantylne zacietrzewienie.
W pewnych sytuacjach bardziej winien jest jeden, w innych – drugi. W sumie odpowiedzialność spada na obu. A tak niewiele potrzeba, żeby zmniejszać prawdopodobieństwo konfliktów. Potrzebne są ciągłe, systematyczne spotkania i konsultacje, wzajemne informowanie się, wyjaśnianie i uprzedzanie. Okazuje się jednak, że to, co oznacza minimum profesjonalizmu i dobrej woli, przekracza możliwości obu panów.

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka