Fakt - Opinie Fakt - Opinie
88
BLOG

Ziemkiewicz, Kobosko, Rolicki oceniają 365 dni rządu

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 32

Rząd Tuska świętuje pierwszą rocznicę. Jego osiągnięcia i porażki na lamach opinii „Faktu” komentują znani publicyści:

Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta „Rzeczpospolitej”

Rok zastoju

Rok rządów PO jaki był, każdy widział. Ale może nie każdy pamięta listę wyborczych obietnic partii Donalda Tuska. Otwierała ją zapowiedź przyśpieszenia wzrostu gospodarczego i jego lepszego wykorzystania. Gospodarka zwalnia, co wprawdzie nie jest winą PO - ale właśnie w obliczu spowolnienia trudno twierdzić, by miniona koniunktura została dobrze wykorzystana. PO nie podjęła żadnych reform, które miałyby służyć poprawieniu konkurencyjności gospodarki czy stabilności budżetu; po prostu patrzy na odziedziczoną po poprzednikach dziurę w dachu, nic nie robiąc, by ją załatać, nim zacznie padać deszcz.
Dalej obiecywała PO bezpłatny dostęp do służby zdrowia (jakby przed Tuskiem go nie było) i likwidację NFZ. O likwidacji NFZ zapomniała nazajutrz po wyborach, zajęła się za to prywatyzowaniem szpitali - co po prostu nie ma sensu, chyba, że istotnie chodzi o otwarcie drogi do nadużyć. Dopóki monopolistyczny NFZ dyktuje po uważaniu ceny i limity usług medycznych, kwestia własności szpitali i przychodni ma charakter drugorzędny i niczego nie zmienia.
Obietnica „sieci darmowych autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic” budzi tylko pusty śmiech; wciąż nie wiadomo nawet, gdzie mają one być. Zamiast tego mamy zapowiedzi ustawiania tysięcy nowych radarów, podnoszenia wysokości mandatów i konfiskowania za przewinienia drogowe samochodów. Można pęknąć ze śmiechu przypominając sobie, jak w kampanii wyborczej kpił sobie Tusk z Kaczyńskiego, że stawia fotoradary zamiast budować drogi.
Punkt piąty programu wyborczego: „Uprościmy podatki - wprowadzimy podatek liniowy z ulgą prorodzinną, zlikwidujemy ponad 200 opłat urzędowych” - nie wymaga komentarza. Podobnie jak zapowiedź „powszechnego dostępu do Internetu” oraz z założenia ezoteryczne obietnice w rodzaju „podniesiemy poziom edukacji” czy „sprawimy, że emigranci będą wracać do domu”. Rzeczywiście, wielu wraca, ale to efekt kryzysu finansowego. Podobnie i wycofanie wojsk z Iraku nie jest wielkim sukcesem, gdy wycofali się stamtąd już niemal wszyscy. A co do zapowiedzi „rzeczywistej walki z korupcją” - jeśli jej przejawem ma być pół miliarda dla ITI na przerobienie stadionu Legii na centrum handlowe, popisy PSL w KRUS i agencjach rolnych czy samej PO w KGHM i innych spółkach skarbu państwa, to ja za taką „rzeczywistą walkę” dziękuję.
Zapowiadany nowy styl w polityce zagranicznej nie przyniósł nam nic - Niemcy tak jak mówili „nein” na tupanie Kaczyńskiego, tak mówią „nein” na umizgi Tuska, nie zmienił się stosunek do nas Rosjan ani Unii Europejskiej, która aprobuje bilionowe wydatki na ratowanie zachodnich banków, a polskie stocznie niszczy za nielegalne jej zdaniem 3,5 miliona euro dotacji od budżetu. A w sferze bezpieczeństwa publicznego rząd ten okazał się eksponentem ciasnego egoizmu lobby prawniczego, czego dobitnym przejawem była egzaminacyjna rzeź kandydatów na aplikacje.
Dodajmy do tego zamęt w pracach rządu, ciągłe składanie zapowiedzi - w rodzaju finansowania zapłodnień in vitro, likwidacji habilitacji czy obowiązku szkolnego dla sześciolatków - które po pierwszych głosach krytyki są wycofywane i nic z nich nie wynika. Nie zapomnijmy o tyleż zajadłym, co nieudolnym polowaniu na poprzedników - tropieniu zepsutych laptopów, pustym ględzeniu sejmowych komisji śledczych czy nieprzemyślanych pokazówkach w rodzaju wyliczania byłemu ministrowi ośmiu złotych za dorsza, przy przemilczeniu, ile wydawał wówczas ze służbowej karty „na reprezentację” obecny szef MSZ. Nie zapominajmy też o wojnie z PZPN, w której rząd tak zajadle tropiący Ziobrę sięgnął po zagrania godne Putina, z wykorzystaniem prokuratury i służb skarbowych - na dodatek nieudolnie, bo i tak sromotnie przegrał.
Co można zapisać PO na plus? Część budżetówki rzeczywiście dostała zauważalne podwyżki, uproszczono też niektóre uciążliwe dla obywateli procedury - np. zasady przyznawania zezwoleń budowlanych. To raczej niewiele wobec nadziei, z jakimi Tusk rozpoczynał swe rządy.


------------------------------------------------------------------------------

Michał Kobosko, redaktor naczelny „Newsweeka”

Tylko naiwni liczyli na cud

Pamięć ludzka jest niezwykle zawodna. Inaczej nie da się wytłumaczyć, dlaczego tak wielu dziś wybiela stanowojenne działania Jaruzelskiego i z rozczuleniem wspomina gierkowskie życie na kredyt. Piszę o lukach w zbiorowej pamięci, bo ledwie rok od ostatnich wyborów wiele osób zdaje się zapominać, pod jakimi hasłami i w jakiej atmosferze Polacy szli do głosowania. W październiku 2007 roku o porażce PiS nie zdecydowała wrogość mediów i wraże sondaże, ale mobilizacja dużej części elektoratu, zmordowanej stylem i treścią oferowaną przez triumwirat Kaczyński-Lepper-Giertych. Zwycięska PO zaproponowała wyborcom Zmianę. Czy partia Donalda Tuska spełniła i czy mogła spełnić nadzieje swoich wyborców?
W komentarzach podsumowujących rok rządu dominuje albo totalna krytyka (to u sympatyków PiS) albo większe lub mniejsze rozczarowanie – u tych, którzy gremialnie zagłosowali na Platformę. Pierwszym się nie dziwię, rolą opozycji jest mądrzej lub głupiej atakować rząd i proponować rozwiązania alternatywne (PiS na razie robi tylko to pierwsze). Zastanawia jednak wielość pretensji zgłaszanych przez ludzi światłych, publicystów, politologów, socjologów. Szanowne panie, szanowni panowie, kto jak kto ale państwo nie powinni narzekać, że czekaliście na cud – a cud nie nastąpił. Od cudów są inni specjaliści niż politycy – a i tak udaje się rzadko. Politycy są od opowiadania o cudach – bo tylko tak mogą przekonać wyborców i zdobyć władzę. Kiedy już dopinają swego, muszą jak najszybciej zapomnieć o obietnicach nierealnych i realizować to, co jest ważne i wykonalne. Nie mogło być zatem w Polsce żadnego nowego cudu gospodarczego – tym bardziej, że ze swoistym cudem mamy do czynienia od momentu, gdy Polska weszła do Unii. Nasz kraj rozwija się w zawrotnym jak na warunki europejskie tempie – korzystając z dobrej koniunktury, atrakcyjności naszego rynku, zdrowej waluty, funduszy unijnych – i przede wszystkim dynamizmu i przedsiębiorczości Polaków. To nie przypadek, że Polski nie objęła pierwsza fala kryzysu finansowego, jaki dziś wywołuje panikę w bogatych społeczeństwach Stanów Zjednoczonych i Europy. Polska jest cudem sama z siebie, nie musi marzyć o byciu drugą Irlandią.
Drugie pytanie, które trzeba sobie postawić, brzmi, co przez ten rok rząd PO mógł w istocie zrobić. Mam wrażenie, że niewiele. Każdy, kto choć trochę zna sposób funkcjonowania biurokracji wie, jak doskonale potrafi ona hamować zmiany. I w jak fatalnym stylu odbywa się u nas cykliczna operacja pt. powyborcza wymiana kadr. Jedni – zbyt wielu - odchodzą, zostawiając zgliszcza i puste szuflady, inni przychodzą – i przez pierwsze miesiące usiłują się zorientować, czym właściwie dysponują. W rocznicowych wywiadach z ministrami rządu Tuska powtarza się jak refren: byłam/byłem zaskoczony bałaganem w ministerstwie, nie zostawiono mi żadnych dokumentów strategicznych, żadnych projektów. To nie jest czysty wykręt. Wystarczy przyjrzeć się frontowemu (stocznie, PZU, ustawa kominowa itd.) resortowi skarbu, gdzie Aleksander Grad zastał zerowy stan analiz przedprywatyzacyjnych – a takie prace trwają miesiącami nim przeistoczą się w gotowe projekty i decyzje o prywatyzacji.
Nie zamierzam wybielać tego rządu, mam do niego wiele różnych „ale“ – nie ma jednak sensu powtarzać tego, co inni rozbierają na czynniki pierwsze. Uważam natomiast, że ekipa Tuska ma za sobą nieunikniony okres rozruchu. Parę zapowiedzi już zrealizowano – patrz przyspieszenie prac nad przygotowaniem kraju do Euro 2012 czy wycofanie wojsk z Iraku. Teraz oczekuję od Tuska realizacji kluczowych projektów: reformy służby zdrowia, ograniczenia przywilejów emerytalnych i aktywizacji ludzi nie pracujących z własnej woli, wreszcie przygotowania finansów państwa do wprowadzenia euro – czyli ostatecznego włączenia Polski w krwiobieg Europy. Ten rząd dopiero czeka prawdziwy test. Nie będą nim jednak protesty przeciw cięciom emerytalnym czy obstrukcja ze strony prezydenta. Tym testem będzie sposób, w jaki ekipa Tuska poradzi sobie ze skutkami światowego kryzysu. To, że nas dotknie, jest nieuniknione. Podobnie jak to, że odstąpienie dziś przez Tuska od realizacji reform ustrojowych groziłoby mu nie tylko utratą władzy przy następnych wyborach, ale i ostatecznym przebudzeniem ze snu o prezydenturze.

---------------------------------------------------------------------------------

Janusz Rolicki, komentator „Faktu”

Rządowi co nieco się udało

Publicyści niczym wychowawczynie klasowe lubią wystawiać cenzurki rządowi. Ja wyłamię się z tego schematu, by pokazać co sprawia, że rząd PO-PSL nie jest na miarę naszych pragnień. Bez tych wyjaśnień nie sposób bowiem w miarę bezstronnie ocenić jego dokonań.
Zacznijmy od uwarunkowań, w jakich przyszło funkcjonować gabinetowi. Sprawa pierwsza - aby rządzić skutecznie musi mieć większość nie 231 głosów w Sejmie, jako rzecze konstytucja, lecz 275. Dlaczego? Ano ze względu na przedwyborczą zapowiedź prezydenta, że jeśli wygra Platforma, to będzie wetował jej ustawy.
Jak dotąd, na co zwracają uwagę komentatorzy, zawetował zaledwie trzy, a jedną skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Tym niemniej jego groźba wpływa na klimat polityczny nad Wisłą i niczym miecz Damoklesa wisi nad głową Tuska. Miecz ten ma pójść w ruch tej jesieni, gdy rząd forsuje kluczowe dla siebie ustawy. W październiku i listopadzie mamy przecież do czynienia z prawdziwym wysypem nowych przepisów uchwalanych przez parlament. Blisko 150 ustaw, z których znaczna część przeszła już ścieżkę legislacyjną, przyprawia o zawrót głowy. Zarzuty lenistwa, którymi tak chętnie szermowała opozycja, póki co, się zdezaktualizowały.
Po drugie, rządowi Tuska przyszło działać w sytuacji buntu sfery budżetowej. Protestuje ona przeciw polityce traktowania jej przedstawicieli jak kopciuszków. Do czasu wydawało się, że wszystko zniosą, gdy jednak pensje w kraju, za sprawą koniunktury gospodarczej, zaczęły piąć się w górę lekarze, pielęgniarki, nauczyciele, kolejarze itd. powiedzieli „basta”. Trzeba przyznać, dotychczas rząd całkiem dobrze radził sobie z tym buntem, dzięki czemu uniknęliśmy socjalnego trzęsienia ziemi, a przykrótka kołdra finansowa nie sprawiła, że kraj zaczął się walić. Powstaje jednak pytanie czy suma błędów wszystkich ekip, z którymi przyszło się w końcu zmierzyć Tuskowi nie spowoduje katastrofy. Równowaga budżetu i bilansu finansowego kraju jest bardzo delikatna.
Bez intencji straszenia, przypomnę jedynie, do czego doprowadziły na Węgrzech protesty społeczne sprzed dwóch lat, będące prostą reakcją na błędy gospodarcze rządzących tam kolejnych ekip. Nasi bratankowie do dziś nie mogą się po nich pozbierać i z lidera regionalnego przemienili się w ciurę europejskiego, którego co i raz trzeba wspierać finansową kroplówką.
Trzecim problemem, przed jakim stoi rząd Tuska jest nieustająca wojna kompetencyjna na linii premier-prezydent. Lech Kaczyński wkroczył w kompetencje premiera w sferze polityki zagranicznej. W rezultacie obserwujemy gorszące awantury. Doszło do tak absurdalnych sytuacji, że prezydent lata wyczarterowanymi samolotami do Brukseli, a premier o oświadczeniu prezydentów Kaczyńskiego i Adamkusa – istotnym dla stosunków z Rosją - dowiaduje się z gazet. Spór Kaczyński-Tusk interpretowany jest w zależności od sympatii politycznych obserwatorów. Dopóty, dopóki ta zabawa ograniczała się do wzajemnych pohukiwań można było na to wzruszać ramionami. Jednak z chwilą gdy rzecz cała weszła na wokandę europejską, jej ofiarą stała się Polska jako taka. To wszystko ma bezpośredni wpływ na pozycję gabinetu i całej elity władzy. Truizmem jest stwierdzenie, że nie jest on pozytywny. Trzeba przypomnieć, że wszystko to dzieje się w dobie narastającego światowego kryzysu gospodarczego, który prędzej, czy później zapuka i do naszych drzwi.
Jeśli na dokonania rządu spojrzymy więc z perspektywy nakreślonej powyżej trudno nie przyznać, że gabinetowi rządzącemu krajem od roku, co nieco się jednak udało. Z tym, że prędzej czy później musi dojść do przesilenia. Moim zdaniem, nastąpi ono jeszcze przed wyborami prezydenckimi. I przybierze chyba formę przyśpieszonych wyborów parlamentarnych. Bowiem dzban tak długo wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie...

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka