Z Jerzym Buzkiem, europosłem PO, byłym premierem RP rozmawia Marcin Herman
Jak pokazują ostatnie badania, tylko 34 proc. Polaków uważa globalne ocieplenie za największe ekologiczne zagrożenie dla świata. Jednak to jeden z najważniejszych problemów, jakimi zajmują się światowi liderzy. Czy mógłby pan wytłumaczyć, dlaczego kwestia ocieplenia klimatu jest tak ważna?
– 90 procent poważnych uczonych, którzy badają problem klimatu na świecie uważa, że coraz bardziej się ociepla z powodu działalności człowieka, szczególnie emisji gazów cieplarnianych. Wpływ ma też oczywiście zmiana promieniowania słonecznego, czy kwestie hipotermii. Ale nie zmienia to zdaniem światowych autorytetów faktu, że największą odpowiedzialność za zjawisko ocieplenia klimatu ponosi człowiek.
Ale czy zjawisko ocieplenia ma rzeczywiście jakiś wpływ na życie każdego z nas?
– Jeśli chodzi o Polskę, to faktem jest, że liczba groźnych huraganów w ostatnich latach wyraźnie się zwiększyła. To tylko jeden z wielu skutków ocieplenia klimatu. W wielu miejscach na świecie coraz częstsze są jeszcze gorsze katastrofy naturalne. To wszystko zagraża życiu ludzi, bezpieczeństwu międzynarodowemu, światowej gospodarce. I w związku z tym podejmuje się próby zatrzymania tego procesu.
Zaczął się szczyt klimatyczny ONZ w Poznaniu, niedługo odbędzie się szczyt klimatyczny UE. Czym konkretnie będą się zajmować?
– Szczyty klimatyczne ONZ, które mają doprowadzić do wypracowania nowej konwencji ONZ w sprawie walki z globalnym ociepleniem, odbywają się co roku. W zeszłym roku delegaci obradowali na wyspie Bali w Indonezji, poprzednio w Nairobi, w Kenii. W tym roku Polska ma zaszczyt być gospodarzem szczytu w Poznaniu. Koniec negocjacji będzie za rok w Kopenhadze. Polski minister środowiska ma oficjalnie funkcję prezydenta szczytu w Poznaniu. To bardzo ważna kwestia dla prestiżu i pozycji Polski w świecie.
Kiedy będą podejmowane decyzje i jakie one będą?
– Najważniejsze rzeczy będą działy się podczas trzech ostatnich dni szczytu, od 10 do 12 grudnia. Wtedy przedstawiciele około 180 państw i organizacji międzynarodowych mają podejmować decyzje polityczne. Chodzi o przeciwdziałanie skutkom ocieplenia, o źródła sfinansowania wydatków z tym związanych w najbiedniejszych krajach dotkniętych huraganami, suszami, powodziami. Ale też ważne jest rozpoczęcie poważnych negocjacji, jak ograniczać emisje CO2 w skali świata, bo wszyscy powinni w to się włączyć.
Czy to, że szczyt klimatyczny UE odbywa się w tym samym czasie, było zaplanowane i ma jakieś znaczenie?
– To przypadek. Ale faktem jest, że Europa chce być liderem w zwalczaniu zagrożeń klimatycznych poprzez eliminowanie emisji CO2. Między innymi dlatego, że dwa najbliższe szczyty ONZ, ten poznański i ten za rok w Kopenhadze, odbywają się na terenie Unii Europejskiej. A więc to państwa członkowskie UE są odpowiedzialne za prowadzenie negocjacji. I Unia, w tym Polska, chce jak najszybciej, przed podjęciem najważniejszych decyzji, mieć na stole negocjacyjnym wypracowane własne wspólne, korzystne dla wszystkich jej członków, stanowisko w formie pakietu klimatycznego UE. Zakłada on ograniczenie emisji CO2 do 2020 roku o 20 procent. Jako UE chcemy, aby USA, Japonia, Chiny, czy Indie poszły w przyszłości naszą drogą.
Polska ma jednak inne stanowisko w sprawie pakietu klimatycznego, niż Komisja Europejska i największe państwa UE.
– Chciałbym podkreślić, że Polska nie zwalcza polityki wspólnej walki z globalnym ociepleniem i również chce, aby ograniczyć emisję CO2 o 20 procent do 2020 roku. Komisja Europejska w styczniu tego roku zaproponowała w projekcie pakietu klimatycznego UE system handlu emisjami CO2 jako narzędzie ograniczania jego emisji. Polska zgadza się z założeniami i celami pakietu. Ale inaczej widzimy sposób dochodzenia do tego celu. Uważamy, że w takiej formie zagraża europejskiej gospodarce. Szczególnie zaś gospodarce Polski, która w 93 proc. oparta jest na energetyce węglowej. I dla nas te opłaty za emisję CO2 byłyby szczególnie bolesne. Od roku 2013 musielibyśmy kupić 100 proc. limitów emisji dwutlenku węgla dla naszych firm, przedsiębiorstw, elektrowni itd.
Co by to oznaczało w praktyce?
– Jeśli polskie firmy kupowałyby pozwolenia na emisję, to pieniądze, które zapłacą, wpływałyby wprawdzie do polskiego budżetu. Ale zanim tam wpłyną, trzeba będzie je ściągnąć z rynku. W efekcie zapłaciliby za to konsumenci, bo ceny energii elektrycznej wzrosłyby niemal dwukrotnie. To będzie jak dodatkowy podatek nałożony na Polaków i firmy działające w Polsce. Uważamy, że ten wzrost cen spowoduje, że polska gospodarka przestanie być konkurencyjna i znacznie zwolni. Przekonujemy naszych unijnych partnerów, że to odbije się negatywnie na całej gospodarce europejskiej, a nie tylko polskiej.
Co Polska proponuje w zamian?
– Projekt polski opiera się na założeniu, by emisję CO2 ograniczyć, ale nie poprzez kupowanie wszystkich pozwoleń na emisję. Na przykład elektrownie, które produkowałyby energię w oparciu o najnowsze, czystsze technologie, nie kupowałyby nic. Skoro mają najnowszą technologię, mają też najniższą możliwą emisję CO2. Natomiast ci, którzy mają gorsze technologie, musieliby kupować różnicę pomiędzy poziomem swojej emisji a poziomem emisji tych nowoczesnych firm. To byłby ogromny impuls do inwestycji i unowocześniania całego sektora energetycznego w Polsce i całej Europie.
Bo przedsiębiorcy musieliby płacić kary za dodatkowe emisje?
– Właśnie tak. Ci „sprawni technologicznie” nie płacą, a ci „niesprawni” musieliby płacić. To lepiej przysłużyłoby się i gospodarce europejskiej, i sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. W efekcie do polskiego budżetu wpłynie wprawdzie nie 5 mld euro, jak przy wprowadzeniu w życie propozycji Komisji Europejskiej, lecz tylko ok. 1 mld, ale za to minimalnie tylko wzrosną koszty produkcji, a więc i ceny.
Na co miałyby być wykorzystane te pieniądze w budżecie?
– Na poprawę technologii, na redystrybucję wśród konsumentów, którzy płacą więcej.
Może jednak propozycja Komisji Europejskiej nie jest taka zła? Państwo pomagałoby biednym, dotowało przedsiębiorców, unowocześniało technologie...
– Ale to złudne korzyści. Zanim komuś dopłacimy z budżetu, to najpierw zgarniemy jego pieniądze. Pamiętajmy, że zanim te pieniądze byłyby uruchomione, Polska gospodarka straciłaby konkurencyjność. Przegralibyśmy z gospodarkami krajów pozaunijnych, a także gospodarkami innych krajów UE, które nie mają energetyki opartej na spalaniu węgla. Na przykład Francji, która opiera w 82 proc. swoją politykę energetyczną na elektrowniach atomowych. Albo Szwecji, która oprócz elektrowni atomowych przoduje w odnawialnych technologiach, a tylko kilka procent energii uzyskuje z węgla.
Czy mamy w UE jakichś sojuszników dla tych alternatywnych rozwiązań, o których pan mówi?
– Na początku byliśmy zupełnie sami. Proszę sobie wyobrazić, że aż do sierpnia tego roku w ogóle nikt nie chciał słuchać w Parlamencie Europejskim, gdy przedstawiałem polskie propozycje. Nikt nie słuchał też polskiego rządu. Ale udało się to przełamać. W dużej mierze dzięki temu, że wszyscy posłowie polscy w PE, niezależnie od partii politycznej, działali wspólnie. Z kolei premierowi udało się zgromadzić tzw. mniejszość blokującą na Radzie Europejskiej.
Kto jest naszym sojusznikiem w walce o ten lepszy pakiet klimatyczny UE?
– Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy, Słowacja i państwa bałtyckie, a także w pewnym zakresie Włochy i Niemcy.
Jak widzi pan szanse przeforsowania naszego stanowiska na szczycie UE?
– Polska jest w trudnej sytuacji. Z jednej strony jesteśmy gospodarzem konferencji w Poznaniu, a więc pakiet jest dla nas ważny. Z drugiej chcemy przekonać do naszego stanowiska partnerów z UE, ale tak, by nie narazić się na niesłuszny zarzut, że blokujemy walkę z globalnym ociepleniem. Dlatego mam nadzieję, że nie będzie konieczności postawienia weta. Gdyby doszło do takiej sytuacji, byłaby to dramatyczna rzecz dla Polski. Głęboko wierzę jednak, że przekonamy unijnych partnerów, bo, jak już mówiłem, nasze propozycje dobrze służą walce z ociepleniem klimatu, a jednocześnie europejskiej gospodarce.
Czy więc walka z globalnym ociepleniem to rzecz korzystna dla Polski?
– Nie patrzmy na politykę walki z globalnym ociepleniem jak na zagrożenie. Po pierwsze, stan środowiska naturalnego to sprawa, która dotyczy wszystkich państw świata, każdego z nas. Porozumienie o ograniczaniu emisji jest potrzebne w skali światowej. Poza tym popatrzmy na walkę z globalnym ociepleniem, jak na wielką szansa na unowocześnienie Polski, zwłaszcza regionów uboższych, niedoinwestowanych. To one mogą najwięcej skorzystać na inwestycjach w energię odnawialną, stać się wręcz pionierem na skalę europejską. To również szansa na unowocześnienie polskiej energetyki, która jest przestarzała, mało sprawna, a wiedzą to najlepiej nasi energetycy. Chodzi przede wszystkim o wdrożenie nowoczesnych wysokosprawnych metod wykorzystania węgla. Węgiel to bowiem nasz wielki, niewykorzystany, często marnowany skarb. Wreszcie, wdrożenie nowych metod pozyskiwania energii to szansa na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Trzeba więc także w imię przyszłości Polski brać czynny udział w kształtowaniu polityki klimatycznej, najpierw UE, a potem wspólnej dla wszystkich krajów świata.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka