Z Grzegorzem Napieralskim
rozmawia Sonia Termion
Czuje pan gorycz porażki? W ubiegłym tygodniu dni dwa razy pan przegrał w swej formacji – w sprawie głosowania nad odwołaniem Olejniczaka ze stanowiska szefa klubu i w sprawie weta do ustawy o pomostówkach.
- Nie udała się zmiana w klubie. Uważałem, że szefem klubu musi być szef partii. Opinię tę podzielila partia. Zaś klub zdecydował inaczej.
A odrzucenia przez was weta prezydenta do pomostówek nie traktuje pan jak osobistej porażki? Wielokrotnie mówił pan, że rekomenduje klubowi poparcie weta.
- Chciałem poprzeć weto, bo tak zdecydował zarząd krajowy SLD. Ale zostaliśmy zmuszeni do zagłosowania za odrzuceniem weta, bo Platforma nas zaszantażowała. Oni nie liczą się z setkami tysięcy ludzi, a jedynie z własnym interesem. Ale – i to bardzo szybko – zaskarżymy tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Tam będziemy walczyli o interesy pozostałych pracowników – ja i Ryszard Kalisz będziemy reprezentować wnioskodawców. Nie mam też poczucia porażki, bo np. poparliśmy weto do prywatyzacji szpitali, o co walczyłem.
Oskarża pan PO o szantaż. Na czym miał on polegać?
- Zagrozili nam, że nie przejdzie ustawa o świadczeniach kompensacyjnych dla nauczycieli. Poza tym celowo zostawili sprawę pomostówek na koniec roku, by mówić nam: albo poprzecie naszą ustawę, albo nikt nie będzie miał emerytur pomostowych. Bo przecież dotychczasowa ustawa przestaje obowiązywać od nowego roku.
Czy to prawda, że to pan osobiście wniósł na posiedzeniu klubu, abyście zagłosowali przeciw wetu? Mimo że wcześniej opowiadał pan, że rekomenduje poparcie tego weta.
- Tak - na klubie było tylko jedno wystąpienie - moje. Zrobiłem tak, bo zaskarżymy ustawę do Trybunału. Wybrałem więc mniejsze zło.
Ale co pan teraz powie tym robotnikom, do których się pan zwracał? Jak oni mają się teraz czuć? Obiecywał pan poparcie weta do ustawy o pomostówkach.
- Mamy gwarancję PO, że poszerzymy listę zawodów uprawnionych do pomostówek o kilka grup. Poza tym ze swego zobowiązania wobec pracowników wywiązujemy się idąc do TK. Tam będziemy walczyć z niesprawiedliwymi przepisami.
A co jeśli ta interwencja w Trybunale nie powiedzie się.
- Wierzę, że się uda.
Jak pan postrzega aktywność Wojciecha Olejniczaka jako szefa klubu - bardzo często zajmuje on odmienne stanowisko niż pan. On jest za współpracą z PO. Tymczasem pan zbliża SLD do PiS. Grzegorz Schetyna nazywa pana nawet „trzecim bliźniakiem”.
- To skandaliczne porównanie. Nie jestem rzecznikiem ani PO, ani PiS. Kieruję się interesami SLD.
Wróćmy do Olejniczaka.
- Jak szef klubu parlamentarnego nie powinien wypowiadać swoich opinii dopóki nie ma decyzji partii. Bo jego zachowanie powoduje, że w SLD jest dwugłos. Gdyby decyzja była najpierw uzgadniania a potem wygłaszana, byłoby o wiele lepiej. Przewodniczący się czasami wyrywa i to jest szkodliwe dla partii.
Szkodzi SLD?
- Dwugłos szkodzi i to bardzo. Jeżeli ktoś myśli, że wygra na padaniu na kolana przed Platfromą, to jest w błędzie. PO chce nam zabrać elektorat, bo bez jego poparcia nie wygra prezydentury. Dlatego próbuje rozbić SLD.
Olejniczak jej w tym pomaga?
- Klęczenie przed PO jest dla nas zgubne. Jeżeli ktoś myśli, że wspólne głosowanie w ciemno z PO w każdej sprawie jest dla Sojuszu dobre, to się myli. Takiego SLD Platforma nigdy nie będzie szanować. Tak samo jest z PiS.
Jaki ma pan pomysł na dalszą współpracę z Olejniczakiem?
- Musi się odbyć rzetelna dyskusja zarządu krajowego, szefów rad wojewódzkich. A potem wspólne spotkanie z klubem parlamentarnym i omówienie sobie zasad współpracy. Musimy przywołać do porządku tych z naszych posłów, którzy wyrywają się przed kamerę i atakują SLD – dla pięciu minut w telewizji nie wahają się szkodzić w partii!
Czyli w sporze z klubem odwoła się pan do władz partii?
- Klub musi bardzo współpracować z SLD. Bo to Sojusz układa listy wyborcze i pisze program. Ja dopuszczam różnicę zdań, ale jeżeli ktoś chce być przeciwny partii, to być może powinien z tego klubu wystąpić albo być w innym klubie.
Jakim?
- Jak ktoś chce np. prywatyzować służbę zdrowia, to musi iść do liberałów, do PO.
Jak w takiej atmosferze wyobraża pan sobie konstruktywną współpracę pana i Olejniczaka?
- Wierzę, że uda się naprawić relacje z klubem.
Chciałby pan wyekspediować Olejniczaka do europarlamentu?
- Jeżeli zechce startować - proszę bardzo. To jego decyzja, nie chcę w nią ingerować.
A co z Cimoszewiczem?
- Jeżeli zechce startować - proszę bardzo.
A Miller, Oleksy?
- Chciałbym spotkać się z nimi w nowym roku. Bo to niedobrze, że wszyscy byli premierzy są poza SLD. Ale na razie nie ma tematu ich startu w wyborach do PE. Dziś koncentruję się na stworzeniu jednej listy lewicy - Rosati, Cimoszewicz, Pinior, Gierek. Wierzę, że to się uda.
Wracając do dwugłosu w Sojuszu. Może przydałby się wam mediator, czy takiej roli nie mógłby odegrać np. Szmajdziński?
- Nie potrzebny nam mediator.
A jaką rolę widzi pan dla Szmajdzińskiego, prezydent Kwaśniewski wskazał go jako kandydata na prezydenta?
- Jest wicemarszałkiem Sejmu, politykiem SLD, ale niekoniecznie musi być mediatorem. O wyborach prezydenckich będziemy mówić po eurowyborach. Nie chcę dziś niczego przesądzać, potencjalnych kandydatów jest wielu.
Wierzy pan, że wasz kandydat mógłby wygrać?
- Jest to możliwe. Udało się w 95 roku, gdy nikt nam nie dawał szansy. Może być przecież tak, że wewnętrzne spory zdemolują PO.
Liczy pan, że kryzys osłabi PO?
- Tak może być, ale nie wiążę z tym nadziei. To źle, że kryzys nadciąga i źle, że rząd nie podejmuje adekwatnych kroków w jego obliczu.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka