Fakt - Opinie Fakt - Opinie
62
BLOG

Znowu dziura w budżecie; kto winien? zastanawia się na łamach „F

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 23

Nie tak dawno na tych tutaj łamach Władysław Bartoszewski z właściwą sobie pasją obrzucał inwektywami tych, którzy - jak twierdził, powodowani politykierstwem i brakiem odpowiedzialności - zapowiadali nadchodzący kryzys. A przecież już wtedy analiza spływających z rynku danych nie pozostawiała wątpliwości, że kończy się czas beztroskiego „grillowania” czy też „fiesty”, jaki radośnie ogłaszali niedawno kibicujący Tuskowi i Platformie Obywatelskiej publicyści. Już dane z listopada - dziewięcioprocentowy spadek produkcji przemysłowej, pogorszenie nastrojów, spadek inwestycji etc. - powinny być wystarczającym ostrzeżeniem, że trzeba się zacząć przygotowywać na znaczne zmniejszenie podatkowych przychodów państwa.
Dzisiaj widzimy, że te ostrzegawcze sygnały zostały zignorowane. Zamiast zawczasu, przy pierwszych oznakach spowolnienia, zastanawiać się, gdzie szukać oszczędności i jak uaktualniać plany finansowe, aby praca poszczególnych resortów nie uległa zakłóceniu, ministrowie, w asyście innych polityków rządzącej koalicji, skupili się na tromtadrackim zapewnianiu, że żadnego kryzysu nie ma i nie będzie. W efekcie nagle, ku wielkiemu zaskoczeniu, okazuje się teraz, że MON nie ma z czego płacić za zakupiony sprzęt, a MSWiA w rozpaczliwym poszukiwaniu oszczędności zabrania policjantom gotowania na służbie herbaty.
Trudno się dziwić, że opozycja wykorzystuje sytuację, że jej szef używa mocnych słów o „dziurze budżetowej Tuska”, że porównuje sytuację z końcówką rządu AWS i sławną „dziurą Bauca”. To jego prawo i korzysta z niego dużo uczciwiej, niż w swoim czasie robiło to SLD Millera, wmawiające Polakom, że „skoro zabrakło pieniędzy w budżecie, to ktoś je musiał ukraść”. Trudno się dziwić także prezydentowi, że korzysta z okazji, by podkreślić, iż premier zbyt rozrzutnie zaplanował wydatki w stosunku do dochodów; w końcu wiadomo doskonale, że Tusk będzie kandydować przeciwko obecnemu prezydentowi i kampania wyborcza trwa już od dawna. Prorządowi dziennikarze skupiają się teraz na przypominaniu (skądinąd zresztą zgodnie z prawdą), że PiS zmarnował okazję do reformy finansów publicznych, gdy trwała koniunktura, i piszą o „dziurze Kaczyńskiego”, próbując jego właśnie obciążyć winą - ale nie sądzę, żeby się to okazało skuteczne. Od tylu miesięcy uparcie obciążają oni Kaczyńskiego winą za wszystko, że naprawdę jest to już nudne i mało przekonujące.
Pomińmy to, normalne w polityce, wzajemne zrzucanie na siebie winy, skupmy się na faktach. Fakty są takie, iż budżet państwa dostaje znacznie mniej pieniędzy, niż się spodziewano, a będzie dostawać jeszcze mniej. W tegorocznej ustawie budżetowej, mimo napomnień fachowców, rząd założył  arcyoptymistycznie wzrost gospodarczy o 3,7 proc. PKB - gdy specjaliści nie dają nam szans na więcej, niż 2 proc. A więc pieniędzy po prostu nie wystarczy. Trzeba będzie odebrać obiecane podwyżki budżetówce, zrezygnować z dotacji do piłkarskich mistrzostw Europy, szukać oszczędności tam, gdzie już beztrosko podjęto i ogłoszono decyzję o zwiększeniu wydatków. Nieciekawa perspektywa, zwłaszcza w roku wyborczym i na rok przed tak ważnymi dla Tuska wyborami prezydenckimi.
Co z owych faktów wynika - poza oczywistym faktem, że, o czym wielokrotnie w ostatnich latach bezsilnie pisałem, nasze państwo zachowało się jak kretyn, który nie łata dziury w dachu, bo po co, skoro nie pada?  Wydaje mi się, że przede wszystkim jest to poważne ostrzeżenie dla premiera.
Zobaczmy, jak zachował się Tusk po „domniemanym samobójstwie” jednego z morderców śp. Krzysztofa Olewnika. Wbrew stadnemu instynktowi podwładnych, którzy odruchowo „poszli w zaparte” i zapewniali, że nic się nie stało, przeciął wrzód zdecydowanym ruchem. To znaczy, że nie zatracił jeszcze umiejętności podejmowania decyzji. Dlaczego zatem nie podjął odpowiedniej decyzji w chwili, gdy pojawiły się pierwsze symptomy kryzysu budżetowego, dlaczego po prostu nie wezwał swych ministrów i nie powiedział im: „w IV kwartale 2008 dochody budżetu zmniejszą się, proszę niezwłocznie dostosować plan wydatków do zmienionej sytuacji”?
Najprawdopodobniej dlatego, że po prostu nie poinformowano go o powadze sytuacji. Zadziałał mechanizm, który Wojciech Młynarski przedstawił w satyrycznej piosence: „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”. Nie dziwi mnie to. Wiele jest objawów, wskazujących, że zamiast zespołem menadżerów, czy przynajmniej rutynowanych urzędników, Tusk obstawił się dworem. Póki trwała prosperity, tak było wygodnie - dworacy prześcigali się w staraniach, by odgadnąć życzenia szefa i lepiej je spełnić. Ale w czasie kryzysu takie wygodnictwo obraca się zdecydowanie przeciwko przywódcy. Bo odwieczny mechanizm, rządzący dworem, zabrania przynoszenia władcy złych wieści. Wiadomo, że kto psuje mu dobry nastrój, kto kracze i podaje w wątpliwość to, że wódz jest genialny i ze wszystkim sobie da radę, może zostać ukarany. Dlatego król, który wierzy dworakom, o kłopotach dowiaduje się ostatni, zazwyczaj wtedy, gdy już jest za późno, by im zaradzić.
Kryzys budżetowy jest więc, perspektywicznie, mniej groźny, niż kryzys władzy. Premier powinien wyciągnąć z obecnej sytuacji wniosek, że opieranie się na przyjaciołach z boiska to nie jest właściwy sposób rządzenia państwem. Czasu na to, by zbudować nową, profesjonalną ekipę pomagającą mu w zarządzaniu krajem, ma niewiele - ale w tej chwili jeszcze może to zrobić. Jeśli tego zaniecha, jeśli da się uśpić pochwałom dworaków i ich optymistycznym prognozom, straci szansę na prezydenturę.

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka