Obserwując to, co się dzieje z aktualną koalicją rządową, nie trudno o wysnucie wniosku, że nie tylko rewolucja, ale i demokracja pożera własne dzieci.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby koalicja 15 października, czy 13 grudnia, jak kto woli, od samegp początku wystawiła wspólnego kandydata, albo zdecydowała się na to najpóźniej na dwa, trzy miesiące przed wyborami i jak jedna pięść wszyscy uderzyli w "obywatelskiego" kandydata PiS wyciągając już tylko na wierzch jego oczywiste powiązania z tą partią ośmieszając jego obywatelskość coraz bardziej w oczach wyborców i zniechęcając ich do jego wyboru łącząc go z tym, z czym ta partia kojarzyła im się najbardziej negatywnie - nie musieliby już wyciągać na wierzch tych wszystkich podejrzanych spraw z tą kawalerką czy rzekomym sutenerstwem (sprawy wciąż czekają na rozliczenie w sądach i pewnie wkrótce do nich dojdzie), co tylko moim zdaniem wzbudziło w wielu ludziach podejrzenia, ale nie względem osoby Nawrockiego, ile względem tych, którzy myśleli, że w ten sposób coś zyskają na finiszu kamapanii i odrobią straty czyniąc z kandydata PiS ofiarę jakiejś przedwyborczej nagonki. A Polacy pod tym względem są akurat bardzo wyczuleni.
Z moich rozmów z ludźmi wtedy wynika wprost, że praktycznie żaden zwolennik PiS nie uwierzył w te zarzuty, a nawet jeszcze bardziej go one zmobilizowały do trwania przy tym kandydacie. Może gdyby jeszcze przed wyborami któryś z tych zarzutów doczekał się jakiegoś ciągu dalszego w sądzie... z oczywistych powodów było jednak na to za wcześnie.
Drugim poważnym błędem było wzięcie udziału w debatach prezydenckich przez pozostałych kandydatów koalicji rządowej z udziałem Karola Nawrockiego, szczególnie tej w Końskich, mateczniku PiS, do którego zresztą należy cały okręg świetokrzyski, z którego - a propos - sam pochodzę a w Końskich zdawałem maturę w Liceum im. KEN. :) To sprawiło, że "obywatelski" kandydat PiS zaczął być naprawdę poważnie traktowany i mógł pokazać się w bezpośredniej konfrontacji z kandydatami koalicji rządowej zyskując z miejsca w oczach wielu. Przed tą pierwszą debatą, od której początkowo usiłował uciec kandydat KO, Rafał Trzaskowski, Karol Nawrocki był za nim w kolejnych sondażach średnio 15 proc. z tyłu i ciągle można było ten dystans utrzymać a nawet zwiększyć. Potem z każdą kolejną debatą Nawrocki zaczął dzięki temu odzyskiwać straty w sondażach, bo dano mu szansę pokazać się jako poważny kandydat, z którym wszyscy chcą się mierzyć. W połączeniu z absurdalnym konfrontacyjnym stosunkiem pozostałych kandydatów koalicji rządowej, z kandydatami lewicy na czele, do kandydata KO, który jako jedyny miał szansę pokonać Nawrockiego... stało się to główną przyczyną demobilizacji wyborców koalicji rządowej z wyb. parl. i tym bardziej nie mogło sprawić, że przybędzie ich jeszcze więcej. Ostateczne wyniki wyborów prez. drugiej tury były na to dowodem, gdyż na kandydata już wówczas koalicyjnego, zagłosowało ponad milion wyborców mniej, niż wszystkie partie koalicji zdobyły w wyb. parl.
Głównym sprawcą tej zmiany polityki koalicji rządowej wobec kandydata PiS był oczywiście marszałek Szymon Hołownia, który zaczął biegać po debatach organizowanych przez pisowską TVRepublikę, a wręcz narzucać się wyborcom PiS co tylko ośmieszało i delegitymizowało go w oczach wyborców koalicji rządowej a nie przysparzało mu poparcia wśród wyborców PiS, o bardziej skrajnej prawicy już nie wspomnę. Nic dziwnego, że skończył z ledwo kilkuprocentowym poparciem zbierając mniej od... Grzegorza Brauna, który - o zgrozo - uplasował się ostatecznie na trzecież pozycji.
Polacy lubią konfrontacyjnych polityków, albo przynajmniej zostali przez ostatnie kilkanaście lat do nich po prostu przyzwyczajeni. Szymon Hołownia pogrążył sam siebie i pociągnąć na dno całą koalicję, bo sądzę, że te niecałe pół mln głosów, których zabrakło Trzaskowskiemu do zwycięstwa (obaj kandydaci z drugiej tury zdobyli po ponad 10 mln głosów, tyle że Nawrocki niecałe 300 tys. więcej), to te, które stracił Szymon Hołownia, a kandydat KO nie był w stanie ich już odzyskać.
Późniejsze poparcie, które otrzymał w końcu od marszałka Hołowni było bez wątpienia przydatne, wciąż bowiem ciagnął za sobą kilkaset tysięcy szabel, ale niestety po drodze zbyt wiele ich stracił na rzecz kandydata Konfederacji i samego PiS. Kondydaci koalicji rządowej chcieli być za bardzo pluralistyczni, niezależni, w tym sensie demokratyczni, a to nie był jeszcze czas na to, bo walka nie została jeszcze zakończona a jedynie wygrana pierwsza runda, i tym się pogrążyli. Zamiast, jak już napisałem, stanowić jedną pięść - oni ją rozluźlinili i każdy palec zaczął grać swoją melodię w dodatku na przekór pozostałym palcom. Zamiast klarownej melodii, która znowu zauroczyłaby wyborców jak to się stało przed wyb. parl., usłyszeliśmy niestrawną kakofonię, która mogła jedynie zachwycić nielicznych miłośników awangardy muzyki współczesnej. Reszta została przy nich jeszcze tylko ze względu na swoje wcześniejsze poparcie dla nich w wyb. parl., no i przede wszystkim ze strachu przed powrotem poprzedniego obozu do władzy.
Dzisiaj mogę stwierdzić, że nie tylko wciąż nie odrobili lekcji z niedawnych wyb. prez., ale wręcz w uporem maniaka co niektórzy, z wspominanym już marszałkiem Hołownią na czele, pogrążają się jeszcze bardziej i całą koalicję rządową. Odnoszę wrażenie, że jeszcze tylko Donald Tusk ma pełne poczucie tego co jest stawką w tej grze, bo reszta, która przecież głównie, albo tylko jemu zawdzięcza to, że jest w rządzie, a nie kolejne lata w opozycji, albo w ogóle w Sejmie, to już jedynie z konieczności markuje nie wiedząc w gruncie rzeczy dokąd podążać. Wszystko zaś zmierza do tego, że znowu wylądują poza nim, a wielu z nich już dwa, trzy miesiące po oddaniu władzy znowu na rzecz PiS i jej koalicjantów, wyląduje w aresztach wydobywczych, bo oni nie będą się tak krygować i oglądać na jakieś protesty instytucji międzynarodowych, o ile jakieś będą. Ich usłużni prokuraturzy (ale nie sądzę, żeby Zbigniew Ziobro znowu stanął na czele prok.) wysmarzą na nich odpowiednie zarzuty a ich usłużni, oczywiście wszyscy jak najbardziej niezależni etc., sędziowie je przyklepią. I jeśli ktoś myśli, że społeczeństwo się za nimi wstawi... to się myli, bo Polacy jeszcze bardziej od oszustów i złodziei nie lubią nieudaczników, i prędzej wstawią się za tymi pierwszymi, niż tymi drugimi.
A to, że po drodze nasze państwo przestanie być już państwem prawa rządzonym wg standardów demokratycznych... nikt, oprócz paru inteligentów, których nikt nie będzie słuchał i nie słucha, nie będzie się nad tym rozwodził. Ten Rejtan z wyb. parl.. w 2023 r. nie będzie już rwał koszuli na piersiach z napisem Konstytucja!, tym bardziej, że już raz ją porwał, a teraz musi najpierw sprawić sobie nową. Co nie znaczy, że jak ją już sobie sprawi będzie chciał ją znowu podrzeć. Tym razem dwa razy się najpierw zastanowi czy warto. Kolejnym takim pożal się Boże buntownikom Naród pokaże... figę z makiem. ;)

Inne tematy w dziale Polityka